środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 9 Diabelskie sztuczki

Pansy Parkinson leżała na dużym, mahoniowym łóżku a jej nagie ciało przykrywała ciemnozielona, satynowa pościel.   Jej ciemne oczy wpatrywały się w czarnoskórego chłopaka, który siedział w jednym z dwóch foteli i zaciągał się papierosem.   Na ustach ślizgonki pojawił się lekceważący uśmiech.
-Znam tą minę Parkinson – odezwał się chłopak – o co chodzi?
Dziewczyna nie śpiesząc się, wyszła spod satynowej pościeli i założyła porozrzucaną po pokoju bieliznę, po czym zajęła fotel koło swojego towarzysza.  Odpaliła papierosa i dopiero po chwili się odezwała.
-Mam dla Ciebie propozycję Blaise.
Brunet zmarszczył brwi.
-Niech zgadnę chodzi o Dracona?
-Muszę wiedzieć, co go tak naprawdę łączy z tą szlamowatą Granger – Pansy zaciągnęła się papierosem.
Pół godziny później, kiedy to  Pansy objaśniła Blaisowi cały swój plan w odzyskaniu przystojnego blondyna, i pozbyciu się znienawidzonej przez większość ślizgonów gryfonki Zabini o mały włos nie udusił się Ognistą Whisky, którą w między czasie sączył.
-Czy Tobie kompletnie na mózg padło Parkinson?!
-Potraktuj to jako wyzwanie Zabini – chytry uśmiech nie schodził z ust Pansy – Może przy odrobinie szczęścia uda Ci się ją przy okazji zaciągnąć do łóżka.
Zabini się skrzywił.
-Na Salazara! Wiesz, że jeśli się na to zgodzę to będziesz miała u mnie naprawdę wielki dług?
-Wiem. To jak pomożesz mi?
Przez dłuższą chwilę ślizgon rozważał wszystkie za i przeciw i w gruncie rzeczy nie miał nic do stracenia, a mógł się przy tym nieźle zabawić.
-Ok wchodzę w to Parkinson. Daj mi trochę czasu a zobaczysz, że ta mała ruda wiewiórka będzie jadła mi z ręki.
-Dobry z Ciebie przyjaciel Blaise – Pansy powolnym krokiem podeszła do chłopaka, usiadła mu na kolanach i  namiętnie wpiła się w jego wargi, by już po chwili zatopić się w kolejnej fali pożądania.

***

Ginny pędziła jak szalona korytarzami z Hogwartu by jak najszybciej dotrzeć do lochów mimo, że i tak była już spóźniona na Eliksiry i wiedziała, że nie ominie ją okropny szlaban u Snape’a.   Nagle poczuła jak trafia na coś twardego a kilka sekund później silne ramiona ratują ją przed spotkaniem z zimną posadzką. Do jej nozdrzy dotarł cudowny zapach męskich perfum, nieświadomie przymknęła oczy delektując się tym zapachem.
-Dokąd się tak śpieszysz Weasley?
Na dźwięk tego głosu Ginny jak poparzona odskoczyła od chłopaka i już po chwili patrzyła brunetowi wojowniczo w oczy.
-A co cię to obchodzi Zabini? Lepiej zejdź mi z drogi.
Próbowała go wyminąć, lecz ten skutecznie zagrodził jej drogę.
-Nie tak szybko wiewióreczko – Blaise przeszył dziewczynę spojrzeniem.  Musiał przyznać, że jest całkiem atrakcyjna. Lekko zadarty nos dodawał jej charakteru, delikatne piegi na nosie i policzkach pogłębiał zieleń dużych, zielonych i wyrazistych oczu,  a pełne, malinowe usta były idealnym podkreśleniem jej porcelanowej i nieskazitelnej cery – Chyba należy mi się jakaś nagroda – na ustach mulata pojawił się łobuzerski uśmiech.
Ginny spiorunowała go spojrzeniem.
-Chyba coś Ci się poprzestawiało w tym Twoim małym murzyńskim móżdżku Zabini – prychnęła.
-Lubię dziewczyny z charakterem  - ton jego głosu zmienił się na uwodzicielski.
-A ja nie lubię nadętych i zadufanych w sobie ślizgonów –  gryfonka spojrzała hardo w brązowe oczy ślizgona – Możesz mnie przepuścić? Śpieszę się..
-Pod jednym warunkiem – oczy Blaise zalśniły tajemniczo – Umów się ze mną Weasley.
-Wolałabym już się umówić na randkę z trollem niż z Tobą.
Cała czerwona ze złości gryfonka, odwróciła się na pięcie i oddaliła w przeciwnym kierunku.
-Nie odpuszczę tak łatwo Weasley! – usłyszała za plecami  wołanie Zabiniego.
Cała roztrzęsiona udała się z powrotem do pustego pokoju wspólnego i rozłożyła się na jednej z kanap przed kominkiem. Spotkanie ze ślizgonem tak ją zdenerwowało, że kompletnie zapomniała o Eliksirach, marzyła teraz o ciszy i spokoju. Nawet nie wiedziała, kiedy zapadła w drzemkę, gdzie śniła o ciemnych, hipnotyzujących oczach aroganckiego mulata.
***

-Ginny – Hermiona delikatnie potrząsnęła przyjaciółką by ta się obudziła –Obudź się Ginny.
Ruda powoli otworzyła oczy i potarła zaspane powieki i ziewnęła.
-Co się dzieje? Gdzie ja jestem? –zapytała.
-W pokoju wspólnym – brunetka spojrzała z troską na twarz młodszej koleżanki – Wszystko w porządku? Czemu nie było Cię na eliksirach?
-Na Merlina eliksiry!  Snape pewnie jest strasznie wkurzony – jęknęła.
-Powiedzmy, że udało mi się go choć trochę udobruchać – starsza gryfonka zachichotała – a tak poważnie, to co się stało?
W tej samej chwili do Pokoju Wspólnego gryfonów wszedł roześmiany Harry wraz z Ronem, którzy już zmierzali w kierunku przyjaciółek .  Czarnowłosy na widok Ginny rozpromienił się jeszcze bardziej, przywitał ją krótkim ale czułym pocałunkiem po czym usiadł koło niej na kanapie i pieszczotliwie głaskał jej drobną dłoń.
-Co tam dziewczyny? – zapytał z uśmiechem – Co dzisiaj robimy?
-My nic – odrzekła Hermiona – Ja idę do biblioteki się trochę
-Pouczyć – dokończył z nią równocześnie Ron, za co został spiorunowany wzrokiem przez gryfonkę.
-Idę z Tobą - rudowłosa poderwała się z kanapy i stanęła koło Hermiony. Po dzisiejszym dziwnym spotkaniu ze ślizgonem czuła się dziwnie, a książki były jedyną rzeczą, które mogły w tej chwili oderwać jej myśli od przystojnego mulata.  Spojrzała z czułością na Harry’ego.  Pożegnała się i chwilę później zmierzała w raz ze swoją najlepszą przyjaciółką do biblioteki.

30 minut później…

Rudowłosa gryfonka przechadzała się między  zakurzonymi półkami, na których znajdowały się opasłe tomy przeróżnych ksiąg, z wielkim zapałem szukała czegoś co wzbudziłoby w niej zainteresowanie. W końcu po dłuższej chwili zdecydowała się na pierwszą lepszą książkę która nosiła tytuł Eliksir Miłości jak sprawić by on się w Tobie zakochał.
-Kogo chcesz tym naszpikować Weasley?
Ginny odwróciła się i stanęła tuż naprzeciwko Zabiniego.  Dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów, i przez krótki moment mogła przyjrzeć mu się dokładnie. Był przystojny, nic dziwnego że dziewczyny lgnęły do niego jak ćmy do światła, był wyższy od niej o głowę, idealna nieskazitelna cera pokryta kilkudniowym zarostem dodawała mu męskości i pewności siebie.   Czuła jak ciemne oczy chłopaka świdrują ją spojrzeniem, czekając na jej ruch. A ona stała i czuła jak jej twarz oblewa się szkarłatnym rumieńcem ze wstydu. Poczuła się speszona,  lecz nie dała po sobie tego poznać.
-Nie Twój biznes Zabini.
Na ustach ślizgona pojawił się firmowy uśmieszek.
-Niepotrzebny Ci żaden eliksir, i tak większość facetów w tej szkole wodzi za Tobą wzrokiem. W sumie to się im nawet nie dziwie – Blaise zlustrował ją wzrokiem, dokładnie przyglądając się każdemu  centymetrowi jej ciała.
-Nie obchodzi mnie to Zabini, tak jak nie obchodzi mnie rozmowa z Tobą. – spróbowała go wyminąć ale ten po raz drugi tego dnia zagrodził jej drogę.
-Gdzie Ci tak śpieszno Weasley?
-Czego chcesz? – skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-Umów się ze mną – spojrzał wyzywająco w jej zielone oczy.
-Wybacz nie jestem zainteresowana, mam chłopaka.
-Pottera? – zaśmiał się  i zrobił krok do przodu w kierunku niej, tak że teraz dzieliły ich tylko skrzyżowane ręce Ginny – Zgódź się, a obiecuje że nie pożałujesz – wyszeptał jej do ucha.
Stała jak sparaliżowana, nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a język związał się w supeł.  Wzięła kilka głębszych wdechów by się uspokoić.
-Nie rozumiem – zmarszczyła brwi – Co ci tak zależy Zabini? Tyle dziewczyn jest w Hogwarcie, czemu akurat uwziąłeś się na mnie?
-Bo żadna nie jest ani w 2 procentach taka jak Ty  - założył jej kosmyk rudych włosów za ucho, widział jak na jej policzkach pojawiają się delikatne rumieńce, uśmiechnął się do siebie w duchu, dobrze wiedział jak działa na kobiety – Lubię dziewczyny z temperamentem, mądre, inteligentne. Lubię dziewczyny, które mają do zaoferowania coś więcej niż cycki. Zgódź się Ginerwo, to tylko jedno spotkanie jak koleżanka z kolegą … Nie masz nic do stracenia.
-Sama nie wiem.
-Tchórzysz? – wiedział, że te słowo działa na gryfonów jak czerwona lampka. Miał ją już w garści, był niemal pewien, że dziewczyna jest już niego. Pansy mogłaby być z niego w tej chwili naprawdę dumna.
Rudowłosa podniosła dumnie głowę i spojrzała w ciemne tęczówki chłopaka.
-Dobra niech Ci będzie.  Jedno spotkanie Zabini. Miejmy nadzieje, że nie będę tego żałować.
-Obiecuje, że nie pożałujesz. Czekaj na list ode mnie – musnął delikatnie ustami jej piegowaty policzek – Do zobaczenia Ginerwo.


Ginny cała blada podeszła do stolika gdzie Hermiona i osunęła się na jedno z wolnych krzeseł. Hermiona spojrzała na nią spod opasłej książki.
-Wszystko w porządku? – zapytała zmartwiona.
-Harry mnie zabije – odpowiedziała Ruda beznamiętnym głosem – Właśnie umówiłam się z Zabinim.
-Tym Zabinim? – Hermione lekko zatkało – A-ale jak to?
Ginny powoli i dokładnie opowiedziała Hermionie, o dzisiejszym porannym spotkaniu ze ślizgonem i sytuacji, która miała miejsce kilkanaście minut temu w bibliotece.
-Co ja mam robić Hermiono?
-To proste.. pójdziesz.
-A co z Harrym?
-Czymś go zajmę. Pomyśl Ginny.. sama ostatnio mówiłaś mi, że między Tobą i Harrym nie najlepiej się układa, a spotkanie ze ślizgonem, którym na dodatek jest Zabini otworzy mu oczy. Zobaczy, że jak dalej będzie poświęcał tyle czasu na treningi quidditch’a to Cię straci.
-Sama nie wiem – gryfonka spojrzała smutnym wzrokiem na przyjaciółkę – A co jeśli skutek będzie odwrotny? Co jeśli się rozstaniemy?
-Nie obraź się Ginn… ale Harry jako chłopak tak naprawdę jest beznadziejny, kompletnie nie wie jak zadbać o dziewczynę, za to jako przyjaciel jest niezastąpiony. Może czasem  lepiej zrezygnować z miłości na rzecz przyjaźni? – Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciółki i ją przytuliła – Nie martw się na zapas, wszystko jakoś się ułoży.
***

Draco biegł co tchu przed siebie, deszcz sprawiał, że twarda ubita ziemia zmieniała się w jedną wielką breję błota, po której co chwile się ślizgał i z trudem utrzymywał równowagę. Silny i zimny wiatr smagał jego zaróżowiałe od wysiłku policzki. Nie wiedział gdzie jest ani co tutaj robi.  Ze wszystkich stron otaczała go wszechogarniająca ciemność, którą od czasu do czasu oświetlały pioruny.  Czuł jak niepokój i dziwne poczucie strachu ogarnia jego serce. Rozpaczliwie  starał się przekrzyczeć wiatr, który z łatwością go zagłuszał.  Z wielkim uporem brnął dalej przed siebie nawołując swoją matkę, jedyną osobę, która wniosła w jego smutne życie odrobine ciepła i matczynej miłości. Kolejna błyskawica przecięła niebo, chwilowo rozświetlając panującą ciemność, to właśnie wtedy ją dostrzegł, znajdowała się zaledwie kilkanaście metrów od niego. Bez zastanowienia zaczął biec w jej stronę. 
-Mamo! – spojrzał na swoją rodzicielkę,  nie przypominała tej samej Narcyzy Malfoy za czasów kiedy Malfoyowie cieszyli się dobrą opinią w świecie czarodziejów. Na jej bladej, zmęczonej ale szczęśliwej twarzy pojawiły się zmarszczki mimiczne,  cienkie usta wykrzywiły się w uśmiechu na jego widok.
-Draco synku – jednym zwinnym ruchem przytuliła swojego jedynaka do swojego wychudzonego ciała – Tak dobrze Cię widzieć.
-To jest sen prawda?  - blondyn spojrzał w błękitne oczy swojej rodzicielki.
Pokiwała twierdząco głową.
-Nie mamy zbyt wiele czasu Draco. Cieszę się, że tak dobrze sobie radzisz, jestem z Ciebie naprawdę dumna.
-Mamo…
-Ciii – przystawiła mu palec do ust – Wysłuchaj mnie proszę. Trzymaj się jak najbliżej Harry’ego Pottera i jego przyjaciół, to naprawdę wyjątkowi ludzie na których będziesz mógł liczyć.  Uważaj też na Hermione Granger, nie jestem do końca pewna, ale Twój ojciec nawet z Azkabanu coś knuje przeciwko niej.  Proszę dbaj o siebie i nie popełniaj głupstw –Pocałowała go w czoło – Bądź szczęśliwy Draconie, każda matka niczego bardziej nie pragnie jak tego by jej dziecko było szczęśliwe. Nie zapomnij o mnie..
W jednej chwili postać Narcyzy Malfoy ulotniła się niczym para wraz z kolejną błyskawicą rozświetlającą niebo.
Draco cały spocony jak oparzony podniósł się do pozycji siedzącej, przetarł oczy i zapalił nocną lampkę. Serce biło mu jak oszalałe a odpływająca krew dudniła w uszach.  Wziął kilka głębszych wdechów by chociaż trochę unormować oddech.  To tylko sen – pomyślał. Powolnymi krokami wyszedł do łóżka i udałą się do łazienki, przemył twarz chłodną wodą, która choć trochę ocuciła jego jeszcze zaspane ciało i umysł.  Usiadł na kanapie przed kominkiem, przymknął oczy i bardzo powoli, szczegół po szczególe zaczął analizować całą rozmowę z Narcyzą. A co jeśli to nie był tylko sen? Co jeśli naprawdę próbowała dać mu radę, co jeśli znalazła sposób i przyszła się z nim pożegnać? Przecież nie raz czytał o przypadkach kiedy to zmarli nawiedzali swoich najbliższych w snach.  Nagle poczuł jak ogarnia go niepokój, jeśli to co mówiła o jego Ojcu choć w kilku procentach może okazać się prawdą, to Hermiona może być w poważnych tarapatach.  
Draco po ciuchu zakradł się pod drzwi swojej współlokatorki i delikatnie je uchylił. Gryfonka z półuśmiechem na ustach pogrążona była we śnie.  To właśnie widok tak niewinnie wyglądającej dziewczyny sprawił, że Draco poczuł potrzebę chronienia jej przed całym złem i cierpieniem jakie czai się gdzieś w kącie i tylko czeka na odpowiedni moment.  Musi działać tak, żeby dziewczyna niczego się nie domyśliła…

~~*~~*~~*~~
Obiecałam, że będzie dłuższy rozdział i oto jest 6 stron w wordzie ;)  Chcieliście trochę Pansy i naszego słodkiego Diabełka, więc rozdział poświęcony trochę bardziej im niż Hermionie i Draconowi.
Mam nadzieje, że wam się spodoba i nie zlinczujecie mnie ;)  Czekam z niecierpliwością na komentarze  z waszymi opiniami ;)
P.S. jestem w trakcie przygotowywania nowego zwiastunu tego opowiadania ;) Spodziewajcie się go przy następnym rozdziale ;)

Całusy Avad Ka ;*