piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 20 Koniec jest bliski

Myślałam, że się nie uda i się nie wyrobię do piątku, ale dzięki mojej kochanej Silje wena wróciła choć i tak mam wrażenie, że wyszły z tego niezłe przesłodzone wypociny i nie obejdzie się bez słów krytyki ;) 
Wracając do Silje to z wielką przyjemnością chciałam was zaprosić na jej Dramione które mnie po prostu oczarowało : http://still--into--you.blogspot.com/

Pozdrawiam cieplutko ;)
Wasza Avad Ka ;*

~~*~~*~~*~~

Olivier obudził się z silnym bólem głowy. Przeciągną się by rozprostować zdrętwiałe mięśnie i usiadł na łóżku. Szybko omiótł swoją sypialnię, która przypominała istne pobojowisko.  Wszędzie walały się puste butelki po alkoholu. Brunet sięgnął do szafki tuż obok łóżka i wyciągnął z niej fiolkę z eliksirem na kaca. Otworzył ją i łapczywie wypił całą zawartość. Ból głowy prawie od razu stracił na sile.
Podszedł do okna i rozsunął zasłony, wpuszczając  trochę światła do pomieszczenia. Każdą swoją czynność wykonywał mechanicznie jak robot. Nic go nie obchodziło i nic nie miało kompletnie sensu. Ostrożnie omijał porozwalane butelki i skierował się do łazienki gdzie wziął szybki orzeźwiający prysznic, który zmył z niego smród alkoholu.
Po wczorajszym powrocie z Hogwartu przez większość wieczoru i nocy wałęsał się bez celu po mieszkaniu, które jeszcze niedawno dzielił z Hermioną.
Wszystkie wspomnienia niczym bumerang ponownie zaczęły do niego wracać.
Doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie, kiedy przyszła zapisać się na kurs tańca. Sprawiała wrażenie delikatnej i niewinnej kobiety, choć z czasem udało mu się wydobyć skrywany przez nią temperament.   Pamiętał ich pierwszą randkę, pierwszy pocałunek. Pamiętał kiedy po raz pierwszy weszli do tego domu. Miejsca, które miało być tylko ich.
Teraz siedząc przy stole w kuchni, gdzie zazwyczaj rozpoczynali wspólnie każdy dzień Olivier sięgnął po prawie już pustą butelkę z alkoholem i przelał jej zawartość do szklanki, po czym zaczął obracać ją w dłoni.
 Westchnął.
Wszystko w tym domu przypominało mu ją. Każdy obraz, każdy mebel w tym cholernym domu przypominał mu o tym jak bardzo spieprzył całą sprawę.  Jego szare komórki intensywnie szukały jakiegoś planu, który pozwoliłby mu odzyskać z powrotem Hermionę.  Wiedział jedno, jeśli będzie tak siedział i użalał się nad sobą to z pewnością nic nie uda mu się osiągnąć.
Odłożył nietkniętą szklankę z powrotem na stolik i skierował się w stronę wyjścia.

***

-Gotowy? – Hermiona weszła do salonu i spojrzała na Dracona, który intensywnie nad czymś myślał.
-Jasne –odparł  i wstał z kanapy.
-Wszystko w porządku? – dziewczyna nie dawała za wygraną, wiedziała że od jakiegoś czasu ślizgon chodzi roztargniony i miała nadzieję, że może mu jakoś pomóc.
-Pewnie – uśmiechnął się łobuzersko  - Idziemy?
10 minut później stali już w zatłoczonym centrum handlowy, w którym wszędzie roiło się od kolorowych świątecznych lampek i ozdób.  Co jakiś czas mijali ich ludzie przebrani za elfy i rozdający cukierki roześmianym dzieciakom.
Draco z ciekawością przyglądał się wszystkiemu po kolei. Chłonął każdy najdrobniejszy szczegół i starał się go zapamiętać.  Jeszcze nigdy w swoim życiu nie widział czegoś takiego. 
-Zaskoczony? – usłyszał rozbawiony głos.
-To wszystko jest takie…hmm niesamowite – stwierdził po chwili – Po raz pierwszy w życiu naprawdę cieszę się z nadchodzących świąt.
Hermiona na chwilę się zamyśliła.
-Mam pewien pomysł – odezwała się w końcu – Kupmy to co mamy kupić, a jak zostanie nam jeszcze trochę czasu to pokaże Ci jeszcze kilka takich magicznych miejsc.
Draco z aprobatą przystał na pomysł Hermiony.  Sam był zdziwiony, że tak bardzo chce poznać cały ten mugolski świat, w którym wychowała się gryfonka.  Miał nadzieje, że dzięki temu może dowie się o niej kilku nowych ciekawych rzeczy.
W centrum handlowym byli niecałą godzinę. Hermionie udało się wreszcie skompletować w całości prezent dla Ginny, natomiast Draco uparł się, że musi koniecznie kupić prezenty dla rodziców Hermiony. Kupione rzeczy odesłali zaklęciem do domu i weszli na zewnątrz.
Lodowaty, zimowy wiatr delikatnie muskał ich twarze, wywołując różowe rumieńce na policzkach. Pierwszą atrakcję jaką Hermiona zafundowała blondynowi było lodowisko umieszczone w samym centrum Londynu.  Wypożyczyli łyżwy i weszli na zamarzniętą taflę.  Świąteczna muzyka lecąca z głośników skutecznie zagłuszała Hermionę, która wybuchneła głośnym śmiechem na widok blondyna, która rozpaczliwie starał się trzymać barierek i uchronić się przed spotkaniem z twardą i zimną taflą lodu.  Kiedy w końcu gryfonka się uspokoiła z przepraszającym wyrazem twarzy wyciągnęła w stronę ślizgona dłoń, którą z ochotą przyjął. Splótł swoje palce z jej palcami i dał się poprowadzić. Powoli ruszyli przed siebie, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok. Brunetka okazała się być świetnym instruktorem, ponieważ już po dziesięciu minutach Draco jeździł po lodowisku bez niczyjej pomocy, choć nie obyło się bez kilku bolesnych upadków i siniaków.
Po godzinie jazdy z lekką zadyszką zeszli z lodowiska, blondyn z ulgą wymalowaną na twarzy ściągnął wreszcie lekko uciskające go w kostce łyżwy i rozmasował zesztywniałe stopy.
Po lodowisku zaczęli spacerkiem kierować się w stronę rynku,  gdzie odbywał się jarmark świąteczny.
-Napijemy się czegoś ciepłego? – zaproponowała Hermiona.
-Na co konkretnie masz ochotę?
-Zobaczysz  - dziewczyna pociągnęła go w stronę  jednej z alejek i już po chwili  ich oczom ukazał y się dwa długie rzędy drewnianych domków ozdobionych światełkami mieniącymi się na wszelkie możliwe kolory.   Każdy z domków, miał odrębną ofertę do zaproponowania zaciekawionym klientom.  Można było zakupić tutaj najróżniejsze świąteczne wypieki, świeży pachnący chleb wyciągnięty dopiero co z pieca, słodycze, ozdoby na choinkę czy też biżuterię.  Hermiona skierowała się w stronę jednego z domków i zamówiła dwie porcje grzańca do picia, zapłaciła po czym podała  ślizgonowi kubek wypełniony parującym czerwonym płynem.
Draco wziął mały łyk napoju , a na jego ustach pojawił się uśmiech zadowolenia.
-Pysze – powiedział i wziął kolejny łyk – Co to takiego?
-Grzane wino  -odpowiedziała rozpromieniona Hermiona – Wiesz co? Cieszę się, że mogę spędzić te święta z tobą.  Naprawdę świetnie się bawię.
-Zawsze do usług  - blondyn posłał jej czarujący uśmiech – Pooglądamy co tutaj mają i wracamy do domu?
Hermiona z ochotą przystała na pomysł chłopaka i powolnym krokiem podchodzili do wszystkich możliwych straganów,  żartując i śmiejąc się w niebogłosy.   W pewnym momencie wzrok Hermiony natrafił na dobrze jej znaną sylwetkę.
-Cholerka – wymknęło jej się.
-Co jest?
Hermiona dyskretnie pokazała Draconowi palcem  stragan, przy którym właśnie zatrzymał się Olivier.
-Nie mam ochoty się z nim spotkać a co dopiero rozmawiać – jęknęła.
-Mam rozumieć, że trzeba wybawić damę z opresji?  - błękitne oczy blondyna tajemniczo zalśniły.
-Byłabym wdzięczna  - odparła – Byle szybko bo właśnie nas zauważył.
Kierowany impulsem blondyn nie zważając na późniejsze konsekwencje, przyciągnął ją do siebie i pocałował. Zaskoczona dziewczyna już po chwili odwzajemniła delikatny, ale pełen pasji pocałunek.

W tym samym czasie kompletnie zdezorientowany Olivier nie chciał uwierzyć w to co widział. Czuł jak cała gorycz, która go wypełniała znikła a na jej miejscu pojawiła się wściekłość.  Miał ochotę podejść do nich, rzucić się na blondyna i rozszarpać go na drobne kawałeczki.  Jedyne co go w tej chwili powstrzymywało to otaczający ich tłum ludzi.  Na jego ustach pojawił się grymas, kiedy zobaczył ironiczny uśmiech blondyna kierowany w jego stronę, po czym odwrócił się i ruszył w całkiem przeciwnym kierunku.

***

Ginny siedziała na starej wyświechtanej kanapie w Norze. Z  lekkim uśmiechem na ustach wpatrywała się w swojego brata Rona i Harry’ego, którzy od dwóch godzin męczyli się z ubieraniem choinki w tradycyjny sposób bez użycia magii.  Mimo, że cieszyła się z powrotu do Nory, a perspektywa  spędzenia kilku najbliższych dni z rodziną podnosiła ją na duchu. Jednak jakaś część jej strasznie tęskniła za Zabinim.  Mimo, że wyznanie chłopaka mocno ją zraniło to i tak nie potrafiła się na niego gniewać.  Przecież nie planował tego jak wszystko się potoczy, i  z pewnością jakby tylko to wiedział to postąpiłby inaczej.  Przecież nie liczą się intencje tylko czyny.   Była świadoma też tego, że jakaś część Blaise’a uległa diametralnej zmianie, ale czy kiedykolwiek będzie umiała obdarzyć go stuprocentowym zaufaniem?
-Ginny  kochanie, możesz powiedzieć chłopcom, żeby się już przebrali? Zaraz podam kolację – z zamyślenia wyrwał ją głos matki dobiegający z kuchni, w której spędziła większość dzisiejszego dnia.
Rudowłosa westchnęła, machnęła różdżką a wszystkie ozdoby i lampki w jednej chwili znalazły się na choince.
-Ej! – oburzył się Ron – Zepsułaś całą zabawę!
Ginny westchnęła mimowolnie i pokazała starszemu bratu język.
-Lepiej pójdźcie się przebrać – powiedziała – Chyba, że obydwaj chcecie mieć doczynienia z Molly.
-Przecież jestem ubrany – odparł Ron.
Dziewczyna spojrzała z politowaniem na brata który był ubrane w czarne spodnie i czerwony sweter z wyszytym reniferem.
-Ron widziałeś się dzisiaj w lustrze?
-A po jakie licho?
Harry parsknął śmiechem.
-Mógłbyś w końcu o siebie zadbać, bo jak tak dalej pójdzie to nigdy sobie nie znajdziesz dziewczyny.
-Ale to mój ulubiony sweter! – zaprotestował rudzielec
-Posłuchaj rady młodszej siostry i spal go – podsumowała Ginny i udała się do kuchni pozostawiając Rona  w totalnym osłupieniu.
Harry poklepał go po plecach.
-Ona ma rację  - stwierdził i ponownie się zaśmiał.
Ron spojrzał na niego spod byka.
-Idź do diabła – warknął wkurzony i udał się na górę do swojego pokoju.



Blaise w ciemnozielonym garniturze i białej koszuli zszedł po szerokich marmurowych schodach i udał się w kierunku jadalni. Jego kroki odbijały się echem kiedy przemierzał długi hol.   Kiedy wszedł do pomieszczenia od razu dostrzegł swoją matkę ubraną w długą śliwkową sukienkę,  a kolia z diamentami, którą dostała od niego w prezencie idealnie eksponowała jej długą, smukłą szyję.
Gdy tylko usłyszała jego kroki, odwróciła się i obdarzyła go promiennym uśmiechem.   Mimo skończonej czterdziestki nadal wyglądała młodo i pięknie.
-Mamo – przywitał się całując ją w policzek.
-Stajesz się coraz bardziej podobny do Ojca – powiedziała i poprawiła mu kołnierz koszuli.
Blaise mimo uśmiechu matki dostrzegł w jej oczach smutek, kiedy wspomniała o ojcu.  Wiedział, że mimo tylu lat od jego śmierci ona nadal kochała go całym sercem.  Doskonale pamiętał dzień w którym dowiedział się o jego śmierci. Był to dzień jego piątych urodzin,  siedział wtedy w swoim pokoju na parapecie  z nosem przyklejonym do szyby i z niecierpliwością wypatrywał Ojca, który miał dzisiaj specjalnie dla niego wrócić wcześniej z pracy i spędzić z nim urodziny.  Godziny mijały a jego wciąż nie było. Dopiero kiedy zegar wskazał dziesiątą wieczorem, a za oknem panowały egipskie ciemności, usłyszał dochodzący z dołu płacz matki.  Niczym burza zeskoczył z parapetu i pognał schodami na dół prosto do salonu.  Gdy stanął u progu pokoju zobaczył dwóch obcych mężczyzn ubranych w czarne służbowe płaszcze,  stali nad siedzącą na kanapie i zanoszącą się szlochem kobietą, której spokojnie próbowali coś wytłumaczyć.
-Mamo! – mały Blaise podbiegł do swojej rodzicielki i mocno ją przytulił -  Czemu płaczesz? Gdzie jest tata? Co robią tutaj ci Panowie? – zasypywał ją pytaniami.
Kobieta otarła słone łzy i pogłaskała chłopca po bujnych włosach.
-Posłuchaj kochanie – zaczęła starannie dobierając słowa -  Tatuś umarł. Poszedł do nieba do aniołków.
-Ale wróci do nas prawda? – małe ciemne oczy dziecka ufnie wpatrywały się w swoją rodzicielkę.
-Niestety nie wróci, ale z pewnością patrzy teraz na Ciebie z nieba i chce żebyś był dzielny – powiedziała, po czym przytuliła do siebie jedynego syna.
-Siadamy? – ze wspomnień wyrwał go głos matki.
-Pewnie – uśmiechnął się , odsunął jej krzesło i poczekał aż usiądzie po czym sam zajął miejsce przy stole tuż obok niej.

***

W domu Hermiony panowało małe zamieszanie. Pani Granger wraz z córką walczyły dzielnie w kuchni próbując jak najszybciej uporać się z kaczką na dzisiejszą świąteczną kolację, natomiast Pan Granger wraz z Draconem  męczyli się z ustawieniem choinki tak, aby stała prosto i nie przechylała się na boki.  Po półtoragodzinnych zmaganiach zmęczeni, ale zadowoleni z siebie opadli na kanapę i podziwiali przystrojone przez nich drzewko.
-Całkiem nieźle Ci poszło jak na pierwszy raz – Chris szturchnął przyjacielsko Dracona i podał mu piw, po czym otworzył drugie dla siebie.
Kiedy miał już wziąć pierwszy łyk chłodnego trunku usłyszał ciche chrząknięcie żony, odstawił butelkę od ust i spojrzał na nią. Posłała mu jeden ze swoich czarujących uśmiechów i zabrała nietknięte jeszcze butelki z piwem.
-Odstawie je na późnie, a wy w podskokach idziecie na górę się przebrać i za 10 minut widzę was przy stole – stwierdziła.
-Może chociaż jeden malutki łyczek? – Chris posłał Jane błagalne spojrzenie – Zasłużyliśmy sobie.
-Po kolacji – odpowiedziała i pocałowała go.
Mężczyzna westchnął  i rozbawiony udał się do sypialni.


Następnego ranka  Dracona obudziło coś mokrego i śliskiego na jego twarzy. Zdziwiony otworzył zaspane powieki i zobaczył parę niebieskich oczu z ciekawością się w niego wpatrujących.  W jednej chwili podniósł się do pozycji siedzącej  i zamrugał kilka razy myśląc, że śni.  W jego nogach stał i wesoło merdał ogonem szaro-biały szczeniak rasy husky obwiązany wokół szyi czerwoną kokardą i przyczepionym liścikiem.  Pogłaskał szczeniaka  po głowie zanurzając palce w jego miękkim futrze, a następnie odczepił karteczkę.

Żebyś już nigdy więcej nie poczuł się samotny.
                                                                             Hermiona
Ps. Wszystkie potrzebne rzeczy masz w kartonie koło łóżka

przeczytał i spojrzał na psa, który usiadł i w dalszym ciągu się w niego wpatrywał, uśmiechnął się do niego.
Gdy tylko go zobaczył od razu poczuł jakąś dziwną więź między nimi. Pokochał tego psa od pierwszego wejrzenia, i  w głębi duszy wiedział, że odegra on jeszcze ważną rolę w jego życiu.
-Trzeba Ci dać jakieś imię kolego – powiedział do szczeniaka, który z aprobatą zaszczekał – Hmm.. co powiesz na Diego?
Kolejne szczęknięcie.
Blondyn wziął psa na ręce i dokładnie mu się przyjrzał. Był śliczny, miał lśniące i miękkie futro i mądre oczy, które wiernie się w niego wpatrywały.
-Chodź zobaczymy co takiego mamy  w tym kartonie – powiedział do niego i położył go na podłodze po czym sam podszedł do dużego kartonowego pudła. Otworzył je i zaczął po kolei wyciągać wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy potrzebne dla psa.

Po świątecznym obfitym obiedzie, podanym przez Panią Granger,  Draco wraz z Hermiona i swoim nowym czteronożnym przyjacielem.  Blondyn założył szczeniakowi na szyję błękitną obrożę pasującą mu do koloru oczu i przypiął do niej tego samego koloru smycz, po czym wyszli na zewnątrz. Kiedy dotarli do zaśnieżonego parku odpiął szczeniakowi smycz i z rozbawieniem patrzył jak ten gania po ośnieżonych ścieżkach i nieświadomie wpada do śnieżnych zasp.
-Czemu akurat husky? – zapytał Hermionę, kiedy usiedli na jednej z odśnieżonych ławek i patrzyli na rozbrykanego Diego.
-Nie wiem – odpowiedziała szczerze – Zobaczyłam go i wiedziałam, że to musi być on.
-Nigdy nie przypuszczałem, że dostanę kiedyś psa.
- Tylko dbaj o niego  - Hermiona oparła głowę o ramię blondyna – Pies to najlepszy przyjaciel człowieka, zawsze będzie u twojego boku, niezależnie od tego co by się działo w twoim życiu.
-Chciałbym odwiedzić grób matki – stwierdził po dłuższej chwili spoglądając gryfonce w oczy.
-Teraz? – zapytała
-Choćby zaraz.
-Nie ma sprawy – Hermiona wstała i zaczęła nawoływać szczeniaka, który z wystawionym na wierzch językiem podbiegł do niej i zaczął zaczepiać ją łapkami.
Przypięła go do smyczy i wyciągnęła rękę do Dracona, po czym całą trójką teleportowali się na cmentarz.
Bez problemu znaleźli drogę do nagrobka Narcyzy, gdzie ku ich zdziwieniu do wazonu były wstawione świeże kwiaty z przyczepionym liścikiem, na którym istniało imię Dracona. Blondyn jednym zwinnym ruchem odczepił liścik, w którym wypisane były tylko trzy słowa:

Koniec jest bliski…
                               L.



piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 19 Państwo Granger

Po raz drugi dla kochanej Silje, z którą mam nadzieje niebawem wreszcie się spotkam <3

Pierwsze promienie słońca delikatnie przebijały się przez grube i gęste warstwy chmur. Hermiona zamrugała kilka razy, zanim, jej czekoladowe oczy przyzwyczaiły się do rażącego światła panującego w dormitorium.  Rozejrzała się czujnie po pokoju i dopiero kiedy jej wzrok zatrzymał się na czarnej sukience, dotarły do niej wydarzenia z wczorajszego wieczoru.  Gryfonka poczuła jak napuchnięte od płaczu oczy ponownie zachodzą słonymi łzami. Przymknęła powieki i energicznie potrząsała głową z nadzieją, że złe wspomnienia się ulotnią i przestaną ją ranić. 
Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Nie mogę – pomyślała i wzięła kilka uspokajających wdechów.  Szybkim ruchem dłoni otarła ostatnią już spływającą łzę po jej policzku i uśmiechnęła się delikatnie na myśl o spędzeniu świąt z rodzicami, za którymi zdążyła już bardzo zatęsknić. 
Sięgnęła do szafki nocnej i wyciągnęła z niej kawałek pergaminu i kałamarz wraz z piórem, po czym napisała do nich krótką wiadomość.  Zadowolona z siebie spojrzała na zegarek – miała jeszcze niecałe dwie godziny do odjazdu pociągu, więc postanowiła trochę się odświeżyć przed podróżą.
Jakąś godzinę  później wykąpana, zrelaksowana i spakowana  postanowiła zajrzeć do ślizgona. Zapukała delikatnie w drzwi, ale nikt jej nie odpowiedział. Dotknęła dłonią klamki i delikatnie ją nacisnęła. Drzwi ustąpiły z delikatnym skrzypnięciem.  Kiedy weszła do dormitorium, od razu zauważyła blondyna który spał na wznak pochrapując delikatnie.  Jego blond włosy były w kompletnym nieładzie i sterczały mu na wszystkie możliwe strony. Odkryta i umięśniona klatka piersiowa chłopaka unosiła się i opadała równomiernie.  Na widok tak śpiącego Dracona  Hermiona uśmiechnęła się do siebie.  Usiadła na brzegu łóżka i delikatnie pogłaskała ślizgona po policzku.
Draco przeciągnął się leniwie i powoli otworzył oczy.
-Hermiona? – zamrugał kilka razy z niedowierzenia – Wszystko w porządku?
-Jest dobrze – dziewczyna wysiliła się na niezbyt przekonujący uśmiech – Mam dla Ciebie pewną propozycję,
-Zamieniam się w słuch.
-Chciałbyś może pojechać ze mną na święta do moich rodziców?
Draco zmarszczył brwi i uważnie przyjrzał się dziewczynie.
-Poważnie? – zapytał.
-Rozumiem jeśli nie będziesz chciał spędzić świąt w towarzystwie mugoli..
-Chętnie spędzę te święta z tobą i twoimi rodzicami – przerwał jej
Hermiona spojrzała na niego kompletnie zaskoczona. Chyba jeszcze do końca nie przywykła do zmiany, która przez ostatni czas zaszła w blondynie.
-Naprawdę?
-Tak.
Na ustach dziewczyny zakwitł pierwszy szczery uśmiech. W jej sercu zaczęła kiełkować mała nadzieja, że być może te święta nie będą tak okropne jak przypuszczała? Będzie miała u swojego boku Dracona, który z pewnością nie będzie się nudziła i nie będzie miała czasu na rozmyślanie o Olivierze.


Ostatni gwizdek konduktura sygnalizujący odjazd pociągu rozszedł się echem po peronie w Hogsmade.  Czarny lśniący pociąg powoli ruszył wypuszczając z siebie kłęby szarego dymu.  Hermiona, Ginny, Draco i Blaise rozsiedli się wygodnie w  ostatnim wolnym przedziale.  Hermiona siedziała cicho wpatrując się w śnieżnobiałe krajobrazem za oknem. Hogwart już dawno zostawili za sobą, a każdy kolejny kilometr przybliżał ją do ukochanego rodzinnego domu.
-Blaise o co chodził wczoraj Parkinson? – Ginny spojrzała na swojego chłopaka, który zrobił się spięty.
-Sam jestem ciekaw w czym tak bardzo jej pomogłeś – Draco również spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela.
Nawet Hermiona oderwała się od krajobrazu za szybą by posłuchać co ślizgon ma do powiedzenia.
Zabini przyglądał się twarzom przyjaciół, które z ciekawością zwrócone były w jego stronę. Rozpaczliwie poszukiwał w głowie jakiegoś sensownego wyjścia z tej trudnej dla niego sytuacji. Był na siebie zły, że wcześniej nie przygotował się na taką sytuację. Doskonale wiedział, że jeśli dowiedzą się prawdy to być może straci wszystko to co dopiero zdążył zyskać.   Ścisnął mocniej dłoń Ginny i przełknął ślinę.
 Z jego ust wydobyło się ciche westchnienie.
-Miałem nadzieje, że nigdy nie zostanie poruszony ten temat – puścił dłoń Ginny i otarł czoło na którym pojawiły się drobne kropelki potu – Jestem wam winien ogromne przeprosiny dziewczyny – spojrzał na zdziwione twarze gryfonek – A zwłaszcza tobie Hermiono.  Od początku wiedziałem o planach Pansy względem Oliviera i przez jakiś czas brałem w tym czynny udział. Parkinson przechwytywała wasze wszystkie listy i wysyłała je do mnie na przechowanie. Co gorsza miałem też zdobyć jak najwięcej informacji o tobie i Draconie, dlatego tak bardzo nalegałem na spotkanie z Ginny – Blaise ze skruchą spojrzał na swoją dziewczynę – Ale z czasem wszystko się zmieniło – kontynuował – Coraz częściej żałowałem, tego całego popieprzonego układu z Parkinson. Nawet chciałem się do wszystkiego przyznać. To było tego felernego wieczoru kiedy razem ze Smokiem uratowaliśmy Hermionie życie. Tak naprawdę tego wieczoru uświadomiłem sobie jak bardzo mi na Tobie zależy Ginny. Pokazałaś mi lepszy świat od tego w  którym jeszcze niedawno żyłem. Jeszcze raz przepraszam za wszystko co zrobiłem.

W przedziale zapanowała cisza. Trzy zaskoczone pary oczu z niedowierzeniem wpatrywały się w czarnoskórego ślizgona. Żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć. W końcu pierwsza odezwała się Hermiona:
--Było minęło, czasu nie cofniemy. Zawdzięczam ci życie Blaise. Masz u mnie czystą kartę – gryfonka uśmiechnęła się przyjacielsko.
-Dziękuje.
-Stary jesteś moim najlepszym kumplem, ale to jest najbardziej popieprzona rzecz jaką w życiu zrobiłeś. – blondyn wywrócił oczami i podał kumplowi rękę na zgodę.
-A ty Ginny? – Zabini spojrzał z nadzieją na gryfonkę – Wybaczysz mi?
W głowie rudowłosej panował jeden wielki chaos. Sama nie wiedziała czy czuje się zła czy też może rozczarowana postawą Blaise’a.  Jak ma mu teraz zaufać skoro cała ich znajomość zaczęła się od jednego wielkiego kłamstwa?
W końcu odważyła się spojrzeć w smutne, brązowe oczy bruneta, które z niecierpliwością czekały na jakiejkolwiek jej reakcję.
-Muszę się przewietrzyć – powiedziała w końcu i nie czekając na jakąkolwiek reakcję pośpiesznie opuściła przedział.
-Ginny! -  Blaise zerwał się z miejsca i już chciał ruszyć za rudowłosą kiedy poczuł ciepłą dłoń na swoim ramieniu.
-Daj jej trochę czasu – usłyszał pocieszycielski głos Hermiony – Ona musi teraz pobyć sama ze sobą i wszystko sobie poukładać.
Blaise z westchnieniem opadł na swoje miejsce.
-Skąd wiesz? – zapytał.
-Jest dla mnie jak siostra – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie do bruneta  - Wiem o niej wszystko.


***


-Zdenerwowany? – Hermiona z lepszym już humorem spojrzała na Malfoya.
-Może trochę – odparł pocierając zmarznięte dłonie.
-Chodź – pociągnęła go w stronę dużej czarnej bramy – Zaraz napijemy się czegoś ciepłego.
Dom z zewnątrz nie różnił się niczym od pozostałych typowo angielskich domów. Wyłożony brązową cegłą z białymi okiennicami, które wyróżniały się na tle ciemniejszego koloru. 
Szybkim krokiem podążali niedawno odśnieżoną ścieżką, która zaprowadziła ich prosto pod duże dębowe, frontowe drzwi.  Hermiona delikatnie zapukała, i już po kilki sekundach drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięcieciem.
-Hermiona! – wysoki mężczyzna przytulił do siebie roześmianą dziewczynę.
-Cześć tato 0 przywitała się.
Ślizgon przyjrzał się uważnie mężczyźnie, który był ojcem gryfonki. Był wysoki i z pewnością miał nie więcej niż czterdzieści lat, a w bujnych brązowych włosach zaczęły pojawiać się pojedyncze siwe włosy.
-A ty z pewnością jesteś Draco – ojciec Hermiony podał blondynowi rękę na powitanie.
-Dobry wieczór Panie Granger.
-Mów mi Chris – mężczyzna uśmiechnął się przyjacielsko – Wchodźcie do środka, zanim wszyscy się rozchorujemy na tym mrozie.
Weszli do małego lecz przestronnego przedpokoju. Zrzucili z siebie ciepłe płaszcze i ruszyli w głąb domu. Draco próbował zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Cały dom urządzony został w ciepłych i jasnych barwach, a na ścianach wisiało sporo obrazów i rodzinnych zdjęć.  Po prawej stronie minęli schody prowadzące na górę i skręcili w lewo. Znaleźli się w salonie połączonym z kuchnią z której wydobywały się smakowite zapachy.  Salon był koloru brzoskwiniowego . Po prawej stronie pod ścianą znajdowała się duża, beżowa rogowa kanapa. Naprzeciwko kanapy stał kominek w którym wesoło trzaskał ogień.  Z każdej strony był on otoczony ręcznie zdobioną meblościanką zapełniona dość sporą kolekcją książek.  Po prawej stronie meblościanki znajdowała się specjalna wnęką, w której został wmontowany plazmowy telewizor.  Po lewej stronie od wejścia znajdowała się duża kuchnia w pistacjowych kolorach, w której z wielkim zaangażowaniem krzątała się Pani Granger.  Na widok swojej córki kobieta uśmiechnęła się rozpromieniona, wytarła brudne ręce o fartuch i podeszła do swojej młodszej kopi. 
-Tak się cieszę kochanie, że już jesteś – Przytuliła córkę i pocałowała ją w policzek –Jak wam minęła podróż? – zasypywała córkę pytaniami.
W końcu jej bystre, czekoladowe oczy spojrzały na Dracona uważnie mu się przyglądając.
-Mamo to jest właśnie Draco.
Pani Granger obdarowała chłopaka przyjacielskim uśmiechem.
-Miło mi Cię w końcu poznać – kobieta pocałowała go w policzek na powitanie – Czuj się jak u siebie w domu.
-Dziękuje – Draco odwzajemnił nieśmiało uśmiech.
Stres który odczuwał powoli tracił na sile. Pierwszy najtrudniejszy krok miał już za sobą, a kolejne będą coraz łatwiejsze.
-Pewnie jesteście głodni? Umyjecie ręce i zapraszam do stołu.
-Jane kochanie – Pan Granger podszedł do żony i objął ją w pasie – Daj im trochę odetchnąć i zrób im pierw coś ciepłego do picia bo z pewnością są cali zmarznięci.
Jane westchnęła i uśmiechnęła się do męża.
-No dobrze, ale za godzinę widzę was wszystkich przy stole – zadecydowała i wróciła do kuchnia.
Podczas kolacji atmosfera powoli się rozluźniała.  Wszyscy śmiali się i rozmawiali. Draco po raz pierwszy w swoim życiu poczuł się jakby był w domu i po części zazdrościł Hermionie całej tej rodzinnej atmosfery, której u niego w domu od zawsze brakowało.
Państwo Granger okazali się być naprawdę przesympatycznymi osobami. Mieli w sobie tyle dobroci i radości, że zarażali też inni.  Na pierwszy rzut oka widać, że łączy ich prawdziwa i bezwarunkowa miłość.  Cała trójka była wzorcem idealnej rodziny dla Dracona, który w głębi duszy zapragnął być tak cholernie szczęśliwym w przyszłości jak oni. Nie pragnął niczego innego, niż własny domek na obrzeżach Londynu, szczęśliwej i pięknej żony oraz gromadki rozweselonych dzieci. Oczami wyobraźni zobaczył siebie i Hermionę, siedzących na huśtawce w ich własnym dużym ogordzie w letnią gwieździstą noc.

Po kolacji Draco wraz z Chrisem postanowili napić się szkockiej. Wypełnili szklanki bursztynowym płynem i rozsiedli się wygodnie na kanapie. Blondyn z fascynacją słuchał jak ojciec Hermiony z pasją opowiadał o swojej pracy jako dentysta. Obiecał też ślizgonowi, że któregoś dnia zabierze go do swojego gabinetu, żeby blondyn sam spróbował co i jak.
Natomiast  Hermiona wraz ze swoją mamą pochowały brudne naczynia do zmywarki i zabrały się do przygotowywania herbaty i czegoś słodkiego do przegryzienia.
-Kochanie,  czemu nie przyjechał z wami Olivier?
W jednym momencie fala smutnych wspomnień uderzyła w Hermionę niczym tsunami.
-Rozstaliśmy się mamo – odpowiedziała z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy.
-Och – Jane spojrzała na córkę i pogłaskała ją opiekuńczo po głowie – Przez Dracona?
-Co? – Hermiona spojrzała zaskoczona na swoją rodzicielkę – Czemu tak myślisz?
-Widzę jak obydwoje na siebie patrzycie. To naprawdę bardzo porządny, miły i przystojny chłopak.
-Mamo!
-Jane się roześmiała.
-Mówię co myślę. Po za tym wydaje mi się, że twój ojciec też go polubił – Pani Granger spojrzała w stronę gdzie jej mąż wraz z blondynem prowadzą ożywioną dyskusję. Hermiona podążyła za jej wzrokiem a na jej ustach pojawi się uśmiech. Cieszyła się, że jej rodzice polubili Dracona.

Reszta wieczoru minęła im w przyjaznej atmosferze. Dochodziła północ kiedy wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich pokoi. Hermiona zaprowadziła Dracona schodami na górę i podeszła do drugich drzwi po lewej i je otworzyła. Weszła do pomieszczenia i zapaliła światło.
-To twój pokój, łazienkę masz naprzeciwko, a jeśli czegoś byś potrzebował to jestem tuż za ścianą – uśmiechnęła się delikatnie do blondyna – Dobranoc Draco – powiedział i już miała opuszczać pokój kiedy poczuła ciepłą błoń blondyna na swoim nadgarstku.
Odwróciła się w jego stronę i zatopiła się w błękitnych tęczówkach chłopaka.
-Dziękuje – powiedział lekko zachrypniętym głosem i nachylił się by pocałować ją w policzek – Dobranoc Hermiono.

Z utęsknieniem w oczach patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce, w którym przed chwilą stała brunetka. Miał nadzieję, że w te święta spełni się jego  najskrytsze marzenie.

~~*~~*~~*~~

Wiem, że krócej niż ostatnio ale nie mogę aż tak bardzo was rozpieszczać ;)
Jestem strasznie ciekawa co myślicie o tym dość specyficznym jak dla mnie rozdziale. Trochę się namęczyłam, żeby to wszystko jakoś poskładać żeby miało ręcę i nogi ;)
Pozdrawiam serdecznie ;)
AvadKa ;*

sobota, 8 listopada 2014

Rodział 18 Kłamstwo ma krótkie nogi

Z okazji moich dwudziestych urodzin mam dla was prezent w postaci 9,5 stron w wordzie, nowy zwiastun po którym może ktoś będzie miał nowe teorie co będzie dalej + jeszcze coś ekstra co znajdziecie w tekście ;) 
Uciekam na uczelnie a potem świętować :D
Ściskam was mocno kochani ;*








~~*~~*~~*~~


Ginny leżała wygodnie na swoim łóżku w dormitorium dziewczyn.  Kołdra i ciepły koc były dla niej idealnym izolatorem przed szarą rzeczywistością z którą nie miała ochoty się zmierzyć.  Wyrzuty sumienia coraz bardziej zaczynały dawać o sobie znać.   Im bardziej analizowała swoją wczorajszą rozmowę z Hermioną tym bardziej żałowała tego, że po prostu nie ugryzła się w języki i nie przemilczała całej sprawy. Może wszystko wyglądałoby całkiem inaczej, pewnie o tej porze szykowałyby się na wypad do Hogsmade w poszukiwaniu wymarzonych sukienek na szkolny bal.
Rozmyślanie rudowłosej przerwało delikatne stukanie w przymarzniętą szybę. Ginny spojrzała w tamtą stronę i dostrzegła małą sówkę próbującą dostać się do pomiesczenia. Czym prędzej podeszła i otworzyła okno. Ptak wraz z mroźnym, zimowy powietrzem wleciał do przytulnie urządzonej sypialni i przycupnął na oparciu krzesła wyciągając nóżkę  z przywiązanym listem w stronę Ginny.   Dziewczyna odczepiła liścik po czy dała sowie kilka smakołyków i wygodnie usiadła na łóżku. Rozerwała ostrożnie kopertę zaadresowaną do niej . Wystarczył tylko rzut okiem na pismo by na je ustach pojawił się delikatny uśmiech.

Kochana Ginny,
Przepraszam Cię za moje wczorajsze zachowanie, chyba zbyt ostro na to wszystko zareagowałam. Mam nadzieje, że mi wybaczysz i przyjmiesz moje przeprosiny.  Jeżeli tak to bądź o jedenastej pod posągiem jednookiej czarownicy. Czeka tam na Ciebie przeprosinowa niespodzianka.
Ściskam Hermi.
P.S. podziękujesz mi później.

Po przeczytaniu listu rudowłosa poczuła niezmierną ulgę, cieszyła się że mimo wszystko między nią a Hermioną nadal jest w jak najlepszym porządku, kiełkowała w niej też cicha nadzieja że być może brunetka w końcu przejrzy na oczy i zobaczy jak wspaniałą osobą jest Dracon, a Oliviera pochłonie ogień piekielny.  Na myśl o tym przeprosinowej niespodziance Ginny nie zastanawiając się zbyt długo zarzuciła na siebie luźny sweter i jeansy po czym cała w skowronkach opuściła dormitorium. Po raz pierwszy od rozstania z Harry’m czuła, że dzisiaj jest ten dzień, w którym w końcu spotka ją coś dobrego.
Na korytarzach Hogwartu panowała pustka.  Większość uczniów korzystając  z wolnego popołudnia postanowiła udać się do Hogsmade na ostatnie przedświąteczne zakupy.  Kiedy dotarła wreszcie pod posąg wokół nie było widać ani jednej żywej duszy, cisza i spokój coś co sprawiało że czuła się odprężona i zrelaksowana. Spojrzała na zegarek miała jeszcze z dwie minuty do godziny jedenastej więc usiadła pod posągiem i przymknęła oczy rozkoszując się tą ciszą, która była muzyką dla jej uszu, kiedy usłyszała ciche kroki zmierzające w jej kierunku. Kiedy powoli otworzyła oczy od razu rozpoznała tak dobrze jej znaną sylwetkę.
-Mogę się przysiąść? – Blaise uśmiechnął się łobuzersko i nie czekając na odpowiedź usiadł bardzo blisko zaskoczonej dziewczyny.
-Czekam tutaj na kogoś – rudowłosa nawet nie zaszczyciła ślizgona spojrzeniem.
Wystarczyło, że czuła oszałamiający zapach jego perfum, które działały na nią jak narkotyk i sprawiały że miękły jej kolana. Bała się tego, że jak tylko na niego spojrzy to straci całą kontrolę  i po prostu rzuci się na niego.
-Oto jestem  - odparł Blaise nadal się uśmiechając.
-Czekam na Hermionę –gryfonka nie dawała za wygraną.
-Czyżby? – Blaise uniósł jedną brew co sprawiało, że wyglądał jeszcze bardziej seksownie -  A nie przyszło Ci do tej twojej mądrej główki, że Twoja przyjaciółka wraz z Draconem ukartowała całe to spotkanie?
Zaskoczona dziewczyna w końcu odważyła się spojrzeć na ślizgona.
-Skąd wiesz?
-Bo dziwnym trafem miałem się tutaj spotkać z Draconem.
-Zamorduję ją przysięgam!
-A ja wręcz przeciwnie – mulat się zaśmiał – Muszę przyznać, że całkiem nieźle to sobie zaplanowali. Dzięki temu mam szanse w końcu z Tobą porozmawiać, a ty nie będziesz mogła uciec ode mnie pod byle pretekstem.
Ginny westchnęła. Bała się tej rozmowy jak diabli, bała się , że ta rozmowa zrobi niezły bałagan w jej poukładanym życiu..  Tak dobrze szło jej ostatnio unikanie Blaise i wszystkie wysiłki  poszły na marne.  –Dobrze – odpowiedziała w końcu – Możemy porozmawiać.
Blaise uśmiechnął się szeroko ukazując przy tym rząd śnieżnobiałych, idealnie prostych zębów. Wiedział  doskonale czego najbardziej od życia chce i czego najmocniej na świecie pragnie i potrzebuje.
Mimo, że milion razy układał sobie w głowie scenariusz tej rozmowy, i tego co powie to nagle wszystko wydawało mu się całkowicie bezsensowne i nie warte złamanego knuta.
Policzył w głowie do dziesięciu i spojrzał w oliwkowe oczy gryfonki, której z ciekawością mu się przyglądały. 
Postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
-Może i nie jestem ideałem i popełniłem w życiu masę głupstw, których teraz żałuję ale jest jedna rzecz z której jestem cholernie dumny i mam nadzieje, że tego nie spieprzę – Blaise westchnął  i przeklnął siebie w duchu za bycie skończonym kretynem – Chodzi mi o to, że nie żałuje tego że Cię spotkałem, nie żałuję ani jednego spotkania z tobą, ani tego że cię pocałowałem, a co najważniejsze nie żałuję tego że się w tobie zakochałem. Uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym facetem na świecie gdybyś zechciała pójść ze mną na bal jako moja dziewczyna – powiedział jednym tchem.
-Blaise… - wyszeptała zaskoczona dziewczyna.
-Przyznaje się bez bicia, że nigdy nie byłem w prawdziwym związku, ale jestem śmiertelnie przekonany że z tobą mi się uda.
Rudowłosa wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę ile wysiłku włożył w to wyznanie.  To właśnie dzięki tej chwili postanowiła zignorować zdrowy rozsądek, który ciągle podpowiadał jej żeby nie traciła czujności. Zrobiła to co podpowiadało jej serce.
Nachyliła się nad niczego niespodziewającym się ślizgonem i złożyła na jego miękkich ustach delikatny pocałunek.
-Czy to znaczy, że..
-Zgadzam się – weszła mu w słowo a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, który został odwzajemniony przez Blaise’a.
Zdawać by się mogło, że w końcu obydwoje odnaleźli swoje miejsce na ziemi.


Blaise wesoło pogwizdując skręcił w stronę swojego prywatnego dormitorium. Do końca jeszcze nie potrafił uwierzyć w swoje własne szczęście. Czuł się tak jakby był panem całego świata i potrafił przenosić góry.  Ginny się zgodziła i to było najważniejsze. Ta rudowłosa piękność w końcu była jego i kto wie może odwzajemniała jego uczucia.
Ślizgon wszedł do swojego dormitorium, zamknął za sobą drzwi i skierował się do barku gdzie nalał sobie pełną szklankę ognistej. Upił spory łyk bursztynowego napoju i rozsiadł się wygodnie na swoim ulubionym fotelu.  Przez chwilę rozważał zaproszenie Dracona, w końcu to dzięki niemu los się w końcu do niego uśmiechnął i obdarował najwspanialszą dziewczyną na świecie.
Jego rozmyślanie przerwał huk zamykanych drzwi.
-Musimy pogadać – usłyszał władczy głos Parkinson.
-O co chodzi? – Blaise spojrzał z politowaniem na byłą przyjaciółkę.
-To prawda, że Draco zaprosił tę szlamę Granger na bal?
-Może – wzruszył ramionami – Nie powinno Cię to w ogóle obchodzić.
Dziewczyna prychnęła.
-Nieważne – odparła w końcu – i tak jestem tutaj w całkiem innej sprawie. Podaj mi hasło do salonu prefektów.
-Chyba zwariowałaś!
-Posłuchaj Zabini albo dasz mi te pieprzone hasło albo jeszcze dziś twoja słodka wiewióreczka dowie się o wszystkim i będziesz skończony.
-Nie zrobisz tego – oczy ślizgona zabłysły złowrogo.
-Czyżby? – Pansy uśmiechnęła się drwiąco
-Potargujmy się – odparł wreszcie po dłuższym milczeniu – Poddam Ci te hasło jeśli dasz w końcu spokój mi i Ginny.
-Niech Ci będzie – wzruszyła ramionami – Nie zależy mi na tej rudej wywłoce.
-Na pewno?
-Masz moje słowo Blaise.

***

Kilka dni później…

W całym Hogwarcie panował istny chaos. Od samego rana trwa wielka gonitwa uczniów z rzeczami, które mają jeszcze do zrobienia przed balem i ostatecznym początkiem ferii świątecznych.  Na zewnątrz zima rozgościła się na dobre. Dookoła wszystko było przykryte białym puchem, który iskrzył się delikatnie w promieniach słońca.    
Hermiona wraz z GInny od rana siedziały w prywatnym dormitorium panny Granger i powoli przygotowywały się na dzisiejszy wieczór.
Zegar na ścianie, który Hermiona dostała kiedyś w prezencie od rodziców wskazywał godzinę siedemnastą. Miały jeszcze sześćdziesiąt minut do rozpoczęcia balu.  Hermiona właśnie kończyła upinać koka z gęstych i lśniących włosów przyjaciółki, utrwaliła go na koniec lakierem  po czym sama zajęła się poskromieniem swoich niesfornych włosów.
-Mogę w końcu zobaczyć tę twoją cudną sukienkę którą skrywasz przed światem?
Hermiona  zachichotała rozbawiona.
-Niech Ci będzie uparciuchu. Wisi w szafie w beżowym pokrowcu.
Rudowłosa zaklaskała z radości w dłonie i w podskokach podeszła do szafy. Otworzyła duże dębowe drzwi i od razu w oczy rzucił jej się beżowy pokrowiec. Wyciągnęła go  i powiesiła na drzwiach szafy. Delikatnie rozsunęła suwak, a widok który jej się ukazał kompletnie ją zaskoczył.
-Hermiona – głos rudowłosej zadrżał – Chyba powinnaś to zobaczyć.
- O co chodzi? – brunetka stanęła obok przyjaciółki i spojrzała na swoją czerwoną sukienkę, a raczej to co z niej zostało.
Pod Hermioną ugięły się nogi, kiedy drżącą ręką dotknęła postrzępionego materiału, który jeszcze niedawno był jej sukienką.
-To niemożliwe – wyszeptała do siebie.
Sama nie wierzyła w to co widzi. Miała nadzieje, że znalazła się  w jakimś koszmarze sennym a jej piękna balowa kreacja wcale nie zamieniła się w poszczępioną szmatę nadającą się jedynie do ścierania podłogi.
-Hermiona wszystko w porządku? – Ginny z troską przyglądała się przyjaciółce, której twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Nic nie jest w porządku! – głos gryfonki zaczynał się łamać, a oczy zachodziły słonymi łzami. Czuła jak w gardle rośnie jej gigantyczna gula, która utrudniała przełykanie – Wybacz Ginny, ale chcę zostać sama – stwierdziła w końcu – Muszę pozbierać myśli. Możesz przeprosić w moim imieniu Dracona?
-Pewnie – Ginny uśmiechnęła się lekko – Obiecuję ci, że znajdę osobę która za tym stoi i dostarczę Ci ją do rąk własnych.
Hermiona otarła wierzchem dłoni słoną łzę spływającą jej po policzku i uśmiechnęła się słabo.
-Dziękuje za wszystko Ginny.
-Od tego są przyjaciele – odpowiedziała ruda.

30 minut później…

Hermiona siedziała przed toaletką w której patrzyło na nią smutne odbicie jej samej. Sięgnęla do włosów z zamieram pozbycia się sporej warstwy lakierku i związaniem ich w niesfornego kucyka, kiedy usłyszała ciche pukanie do drzwi.
-Hej jak się czujesz? – U progu stał Draco ubranu w idealnie dopasowany szary garnitur, tradycyjną białą koszulę i czarny krawat, a niesfornie potargane włosy dodawały mu uroku niegrzecznego chłopca.
Hermiona wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
-Mam zamiar przeleżeć cały wieczór w łóżku z dobrą książką w ręku i hektolitrami czerwonego wina.
-A może jednak skusisz się na bal w moim towarzystwie?
-I w czym pójdę – prychnęła – Nago?
-Nie miałbym nic przeciwko – na ustach ślizgona pojawił się łobuzerski uśmiech –Ale myślę, że mogę rozwiązać wszystkie twoje problemy dotyczące stroju.
Gryfonka spojrzała na niego z ciekawością wymalowaną na twarzy.
-Chodź – podał jej dłoń, którą chwyciła i zaprowadził do swojego dormitorium.
Hermiona z zainteresowaniem przyglądała się blondynowi, który z wielkim zapałem szukał czegoś w szafie. W końcu po jakichś pięciu minutach zadowolony z siebie wyciągnął duże granatowe pudełko i wręczył je dziewczynie.
-Otwórz –powiedział.
Gryfonka nie kryjąc zaskoczenia położyła pudełko na łóżko i je otworzyła. Chwyciła w dłonie jedwabny czarny materiał, a jej oczom ukazała się długa, elegancka suknia z odkrytymi plecami.  Była to najpiękniejsza sukienka jaką kiedykolwiek widziała.
-Skąd ją masz?  - zapytała spoglądając w rozbawione oczy blondyna.
-Należała do mojej matki – odpowiedział.
-Draco… Ja nie mogę jej przyjąć
-Szkoda żeby niszczyła się zamknięta w pudełku. To mój prezent dla Ciebie i nie przyjmuję żadnych reklamacji.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale – przerwał jej – Będę najszczęśliwszym facetem na świecie jeśli uczynisz mi ten zaszczyt i ją ubierzesz.
-To jest nie fair.
Draco wzruszył ramionami.
-Czekam na Ciebie w salonie – powiedział i zniknął za drzwiami.

Hermiona jeszcze przez chwilę stała jak oszołomiona i wpatrywała się w czarną sukienkę, która z pewnością musiała kosztować majątek.  Nie chciała, żeby blondyn czekał na nią zbyt długo i tak byli już prawie spóźnieni.  Ściągnęła z siebie ciuchy i nałożyła na siebie sukienkę.  Delikatny materiał pieścił jej skórę  i idealnie się do niej dopasowywał. Gryfonka nałożyła na stopy sandałki z kryształami na szpilce i podeszła do lustra żeby się przejrzeć.  Stała przed nią dumna, seksowna i pewna siebie kobieta z klasą.  W niczym nie przypominała tej Hermiony, którą jest na co dzień a sukienka wspaniale się na niej prezentowała, tak jakby została specjalnie dla niej uszyta.

Draco stał w salonie i wyglądał przez okno. Był śmiertelnie przekonany, że cała ta akcja z sukienką to z pewnością sprawka Parkinson, tylko nie wiedział jeszcze jakim cudem udało jej się dostać  do środka.  Na dźwięk stukających obcasów  natychmiast się odwrócił a przed oczami miał najpiękniejszy widok na świecie. Hermiona stała zaledwie parę metrów od niego, długa czarna suknia idealnie przylegała do jej ciała i podkreślała wszystkie jej walory. Długie włosy falami opadały na odsłonięte plecy, a pomalowane  na czerwono usta hipnotyzowały.
-Jesteś piękna  - wyrwało mu się na jej widok.
Na policzkach dziewczyny zakwitł delikatny rumieniec.
-Dziękuje – odpowiedziała – Ty też wyglądasz nie najgorzej.
-Możesz się odwrócić?
Hermiona bez zbędnych pytań stanęła plecami do Dracona.  Ten odchylił jej długie włosy na bok, wyciągnął z kieszeni od garnituru naszyjnik z pereł i zapiął je na jej szyi.
Hermiona opuszkami palców dotknęła chłodnych białych pereł i spojrzała w niebieskie tęczówki blondyna, które lśniły radośniej.
-Teraz jest idealnie – wyszeptał jej do ucha i pocałował delikatnie w policzek – Gotowa na najlepszą noc w życiu?

***

Wielka Sala była jak niedopoznania. Długie rzędy stołów zniknęły, a zastąpiły je czteroosobowe okrągłe stoliki przykryte białymi obrusami. Z zaczarowanego sufity delikatnie prószył śnieg.  W rogach Sali stały piękne, wysokie choinki przyozdobione w barwy wszystkich czterech domów.   Hermiona wraz z Draconem przemierzali powoli  salę w poszukiwaniu  Ginny i Blaise’a. Obydwoje czuli na sobie zazdrosne spojrzenia ludzi, którzy mijali.  Hermiona cała promieniała ze szczęścia. Czuła się dzisiaj jak królowa i przysięgła przed samą sobą, że będzie dobrze się bawić i nikt nie zniszczy jej tego wieczoru.  Gdzieś w oddali dostrzegła rudą czuprynę Rona, który zawzięcie spierał się o coś z Lavender, kilka metrów dalej stał Harry razem z Luną, a na jej widok uśmiechnął się ciepło.  W końcu ich dostrzegli. Ginny stała w swojej zielonej kreacji którą dostała w prezencie od Blaise i uśmiechnięta od ucha do ucha słuchała coraz to bardziej wyszukanych żartów mulata. Na ich widok Blaise jeszcze bardziej się rozpromienił.
-Miona jednak jesteś!  - pocałował ją w policzek na powitanie -  Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki Zabini – policzki Hermiony po raz kolejny się zarumieniły.
-Skąd Ty wytrzasnęłaś tą kieckę? – Ginny otworzyła buzię na widok sukienki swojej najlepszej przyjaciółki – Jest prześliczna! Perfekcyjna w każdym calu
-Prezent od Dracona – brunetka uśmiechnęła się delikatnie.
-To co czas chyba rozkręcić tą zabawę! – Zabini potarł ręce z ekscytacji i wyciągnął z marynarki samonapełniającą się piersiówkę .

Zabawa trwała w najlepsze. Hermiona już dawno tak dobrze się nie bawiła i szczerze musiała przyznać, że Draco jest wyśmienitym tancerzem.  Po kolejnej szybkiej i skocznej piosence przyszła kolej na bardziej wolną i spokojną. Gryfonka zanim się obejrzała tkwiła już w silnych ramionach blondyna, które prowadziły ją po parkiecie.  Czuła się przy nim lekka jak piórko.  Nawet nie wiedziała kiedy zatopiła się w tych błękitnych oczach blondyna, które pochłonęły ją całkowicie. W tym jednym momencie nie liczyło się dla niej nic poza tą chwilą. Tylko ona i on, a świat mógłby wokół nich przestać myśleć. Czuła jego ulubione perfumy, które rozpalały jej zmysły, potrafiła dostrzec każdy najdrobniejszy pieprzyk na jego bladej i gładkiej cerze. Spoglądała na jego pełne, delikatne wargi , a wspomnienia o ich przypadkowym pocałunku od razu ją pochłonęły.
W końcu piosenka skończyła się,  a cały ten magiczny moment prysł jak bańka mydlana.
-Muszę się powietrzyć – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie do blondyna.
-Ja też – odpowiedział jej i ruszyli w stronę pustych korytarzy.

***

W tym samym czasie wkurzony Olivier z opróżnioną już do połowy butelką whisky błąkał się po pustych korytarzach szkoły. Nie mógł już patrzeć na to jak Hermiona bawi się wyśmienicie w towarzystwie tego tlenionego ślizgona, więc postanowił pójść się przewietrzyć. Nawet nie zauważyła jego zniknięcia, a w głębi duszy liczył na to, że  może dziewczyna pójdzie za nim i uda mu się spędzić z nią trochę czasu, a tymczasem nie zwróciła nawet na niego najmniejszej uwagi. Upił spory łyk alkoholu i usiadł na jednej z ławek umieszczonych pod ścianą i przymknął oczy.
Muzyka z wielkiej Sali echem odbijała się od ścian i nawet tutaj ją doskonale słyszał.   Chciał żeby  ten koszmar jak najszybciej się już skończył.  Jedyna myśl, jaka utrzymywała go przy duchu to to że w końcu jutro wróci z Hermioną do ich pustego domu i spędzi z nią tych kilka dni sam na sam. 
-Nie ładnie jest się tak ukrywać Black – Parkinson stała z założonymi rękoma przed brunetem.
-Odwal się Parkinson – burknął nawet nie otwierając oczu – Szkoda mi czasu na Ciebie.
-Mamy jedną ważną sprawę do obgadania – ślizgonka nie dawała za wygraną.
Olivier w końcu otworzył oczy i spojrzał na Pansy.  Była ubrana w ciemnozieloną rozkloszowaną sukienkę do kolan z dużym wyciętym dekoltem.
-Proszę Cię – prychnął – Nic nas nie łączy i nie będzie łączyło Parkinson.
– Nie mam czasu na gierki – zaśmiała się gorzko – Przyjmujesz moją propozycję czy Granger ma się dowiedzieć o naszej wspólnej upojnej nocy?
Olivier zacisnął ręce w pięści i podniósł się z ławki.  Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzajemnie wzrokiem.
-Pieprz się Parkinson. Mam gdzieś Ciebie i Twoje groźby. Sam powiem Hermionie o wszystkim.
-Powiesz o czym?
Olivier podskoczył na dźwięk tak dobrze znanego mu głosu. Odwrócił się za siebie i ujrzał czekoladowe oczy z uwagą wpatrujące się w niego.
-O czym masz mi powiedzieć Olivierze? -  Hermiona nie dawała za wygraną.
Draco stał za Hermioną i uważnie przypatrywał się całej trójce, w razie czego gotowy był interweniować.
Olivier przełknął głośno ślinę, a kropelki potu zalśniły na jego czole.
-O naszej wspólnej namiętnej nocy, którą razem spędziliśmy na wymianie – Pansy uśmiechnęła się złośliwie do Hermiony – muszę przyznać, że jest niezły w te klocki ale Ty pewnie doskonale o tym wiesz.
-Czy to prawda? – gryfonka przeniosła spojrzenie z Pansy na Oliviera.
-To nie tak… - brunet zaczął się tłumaczyć – Byłem pijany, nie wiedziałem co robię, a nie widzieliśmy się tak dawno, czułem się samotny..
-Ty podły, zdradziecki sukinsynu! – Hermiona straciła panowanie nad sobą i z całej siły uderzyła Olivera w policzek.
Fala złości ogarnęła całe jej ciało, miała ochotę zabić go razem z tą podłą żmiją Parkinson, która zadowolona z siebie oglądała całe te przedstawienie.
-Hermiona.. – Olivier próbował załagodzić sytuacje – Kocham Cię, proszę Cię porozmawiajmy na spokojnie.
Gryfonka odskoczyła od bruneta, który próbował ją do siebie przyciągnąć.
-Nawet mnie nie dotykaj – wycedziła przed zęby – Brzydzę się Tobą.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale!  - Hermiona ściągnęła zaręczynowy pierścionek z palca i rzuciła go Olivierowi pod nogi – To koniec Black, nie chcę Cię widzieć w moim życiu .
-Więc wolisz tą tlenioną fretkę ode mnie? – Olivier nie wytrzymał i uniósł się krzykiem – W czym on jest lepszy ode mnie?
-Jest przynajmniej wobec mnie szczery – odpowiedziała spokojnie gryfonka.
W tym samym momencie Ginny wraz z Blaisem zwabiona krzykami na korytarzu postanowiła sprawdzić co się dzieje.  Nie kryła swojego zdziwienia kiedy zobaczyła kłócącą się Hermionę z Olivierem, triumfującą Pansy i zaskoczonego Dracona.
- O co chodzi? –zapytała blondyna.
Draco westchnął i odpowiedział:
-Black przespał się z Parkinson.
-Pieprzysz? – Ginny nie spojrzała z niedowierzaniem na blondyna, który wzruszył ramionami i podszedł do Hermiony.
-Ja to załatwię – wyszeptał jej do ucha  i jednym silnym ciosem uderzył zamroczonego alkoholem Oliviera, który się zatoczył i upadł na ławkę tracąc przytomność.
Ciszę która panowała wokół przerwał sarkastyczny głos Parkinson.
-No to by było  na tyle – powiedziała zadowolona z siebie i spojrzała na stojącego w cieniu Zabiniego – Blaise dziękuje Ci za wszystko bez Ciebie nie dałabym rady.
Blaise zamarł,a  cała krew odpłynęła mu z twarzy. Stał jak sparaliżowany dokładnie obserwując reakcję swoich przyjaciół, którzy oniemiali w szoku spoglądali za oddalającą się sylwetką ślizgonki.
-Wszystko w porządku? -  Ginny podeszła do przyjaciółki i mocno ją do siebie przytuliła.
Hermiona pokręciła przecząco głową i zaniosła się płaczem.
-Trzeba ją zabrać do dormitorium – stwierdził w końcu Zabini.
-Ja to zrobię – odezwał się Draco i podszedł do Hermiony by wziąć ją na ręce.  
Dziewczyna bez protestów zarzuciła mu ręce na szyje  i dała się nieść po krętych schodach. Łzy spływały jej po policzkach rozmazując perfekcyjny makijaż po którym nie zostało już ani śladu.  Czuła jak serce pęka jej na miliard kawałków, których już nigdy nie będzie w stanie posklejać do kupy. Cały świat runął w jednej chwili zostawiając po sobie tylko tonę kurzu .  Nie liczyło się dla nie już nic, nie dbała o to gdzie jest i co się z nią stanie. Chciała się tylko zatopić w tym morzu smutku, które zalewało ją od środka.  
Nie wiedziała nawet kiedy znalazła się w swoim łóżku po szyję przykryta ciepłą kołdrą.
-Masz wypij to – usłyszała troskliwy głos blondyna, który podawał jej fiolkę z eliksirem.
Bez słowa posłusznie wypiła słodki eliksir i odwróciła się plecami do ślizgona, zakopując się jeszcze głębiej  w pościel, która chroniła ją przed szarą rzeczywistością. Zwinęła się w kłębek i cicho łkała póki morfeusz nie zabrał jej do krainy snu.