piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 22 Cierpliwość

Przepraszam za tą dwutygodniową przerwę ale miałam egzamin, który pochłonął cały mój czas ;) To jest ostatni rozdział w tym roku, kolejny dodam dopiero na początku stycznia, dlatego chciałam wam wszystkim życzyń Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku kochani!
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba ;)
Ściskam gorąco AvadKa ;*
Ps. Wydaje się krótki ale to aż  5 stron w wordzie ;)

Draco od kilku godzin leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Elektryczny zegarek stojący na szafce nocnej tuż koło jego łóżka wskazywał godzinę trzecią trzydzieści.  Blondyn przez pół nocy przewracał się na łóżku z boku na bok próbując zasnąć. Wreszcie zrezygnowany westchnął i wyszedł z łóżka. Jego bose stopy zanurzyły się w miękkim puszystym dywanie.  Na swoją białą koszulkę, która służyła mu za piżamę, narzucił szarą bluzę z kapturem.  Przeczesał palcami swoje niesforne blond włosy i po cichu wyszedł z pokoju starając się nikogo nie obudzić.
Ślizgon zszedł do kuchni i zaparzył sobie kubek aromatycznej herbaty po czym z gorącym kubkiem w dłoni  usiadł wygodnie na kanapie.  Jego wzrok zatrzymał się na migających kolorowych lampkach świątecznych ozdabiających świąteczne drzewko, lecz myślami był daleko stąd.
Przywołał do siebie jedyne szczęśliwe wspomnienie ze świąt, jedną krótką chwilę, którą mógł tego dnia spędzić w towarzystwie Narcyzy.  Miał wtedy nie więcej niż siedem lat. Ojca nie było przez większość czasu w domu, a jego opiekunki dostały dzień wolnego, od jego matki która chciała pobyć kilka godzin ze swoim jedynym synem.  Tego dnia po raz pierwszy z twarzy Narcyzy nie schodził uśmiech.  Znikła ta pewna siebie kobieta o chłodnym i stanowczym spojrzeniu nie znoszącym sprzeciwu, na ten jeden moment zmieniła się w kochającą i oddaną matkę z wesołymi iskierkami w oczach na widok małego Dracona, który z uśmiechem na ustach i wielkim zapałem pomagał jej w pieczeniu i dekorowaniu ciastek.  Z daleka od swojego despotycznego męża i ciekawskich spojrzeń służby w końcu mogła przestać udawać i pobyć sobą.
Właśnie taką Draco starał się ją zapamiętać. Kochającą, o ciepłym  i przepełnionym miłością spojrzeniu.
  Brakowało mu jej jak jeszcze nigdy dotąd, zapragnął chociaż raz jeszcze na jeden moment zobaczyć ten jej promienny uśmiech. Pragnął spędzić z nią święta, ubierać wspólnie choinkę. Tęsknił za jej radami, które udzielała mu za każdym razem kiedy zostawali sami w domu bez Lucjusza.
-Też nie potrafisz zasnąć? – z rozmyślań wyrwał go delikatny kobiecy głos.
-Przepraszam jeśli Panią obudziłem – Draco odwrócił się w stronę kuchni, gdzie zaczęła się krzątać mama Hermiony.
-Nie masz za co przepraszać Draco. Zawsze kiedy Chris trochę popije to strasznie chrapie – zaśmiała się – Jesteś głodny? Może zrobię nam naleśniki?
Blondyn zamrugał kilka razy i przytaknął z entuzjazmem.
-Mogę  w czymś pomóc? – zapytał.
Pół godziny później obydwoje siedzieli już wygodnie przy stole i ze smakiem pochłaniali swoje porcje puszystych naleśników polanych sosem czekoladowym i bitą śmietaną.
-Zawsze chciałam mieć takiego syna jak ty Draco – Jane zaskoczyła blondyna swoim stwierdzeniem – Twoja matka na pewno byłaby dumna z tego, że wyrosłeś na naprawdę wartościowego człowieka.
-Zrobiłem w życiu sporo złych rzeczy – odparł z goryczą w głosie – Z tego na pewno nie można być dumnym.
Jane uśmiechnęła się pocieszycielsko.
-Nie licz się to co zrobiłeś, ale to co robisz teraz. Każdy w swoim życiu popełnia błędy i czasami zbacza na złą ścieżkę. Patrzę na Ciebie i wiesz co widzę? Wspaniałego, młodego mężczyznę, który w swoim życiu sporo wycierpiał,  ale mimo tego nie poddał się i z wytrwałością dąży do swoich celów. Przyjeżdżając do nas, wniosłeś do tego domu  mnóstwo ciepła i radości.
Przez dłuższą chwilę panowała między nimi cisza. Blondyn wpatrywał się w starszą kopię Hermiony i szukał odpowiednich słów.
-Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował z kimś porozmawiać to dobrze wiesz gdzie mnie znaleźć – kobieta przerwała panujące między nimi milczenie i obdarzyła chłopaka ciepłym, matczynym uśmiechem – Wiem, że nie zastąpię Ci matki, ale z całego serca pragnę ci pomóc.
-Ja nie wiem co powiedzieć Pani Granger..
-Mów mi Jane.
-Dziękuje Jane – spojrzał speszony na kobietę, która okazała mu większe zainteresowanie niż jego rodzicielka przez całe jego życie. W tej jednej sekundzie poczuł się naprawdę ważny – Za wszystko.

Rozmawiali ze sobą jeszcze przez parę godzin, śmiejąc się i opowiadając przeróżne historię. Dopiero gdy za oknem zaczęło się robić szaro postanowili rozejść się do swoich pokoi.  Draco od razu wskoczył pod kołdrę i zatopił palce w miękkim futrze swojego czworonożnego przyjaciela.  Uśmiechnął się pod nosem do siebie, w końcu po raz pierwszy w życiu poczuł się jak w prawdziwym domu. Miał na kogo liczyć,  rozmowa z Jane podniosła go na duchu i dodała skrzydeł. Miał szansę rozpocząć nowej życie i chciał  z niej skorzystać,a co najważniejsze szedł na randkę z Hermioną Granger, w której był szaleńczo zakochany.


Tego samego dnia wieczorem…
Jane poprawiła Draconowi kołnierz jego niebieskiej koszuli i z zadowoleniem mu się przyjrzała.
-Będę trzymała kciuki  - powiedziała prawie bezgłoście na co chłopak podziękował tylko skinieniem głowy.
W tym samym momencie podszedł  do nich Chris, objął swoją żonę w pasie i cmoknął ja w kark.
-Uważaj na nią – zwrócił się do blondyna z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Nie spuszczę jej z oczu Chris -  Draco odwzajemnił uśmiech mężczyzny.
-Co wam tak wesoło? – w przedpokoju pojawiła się rozpromieniona gryfonka, ubrana w obcisłe czarne spodnie, czerwoną satynową bluzkę i marynarkę. Swoje długie brązowe włosy podpięła po bokach wsuwkami i pozostawiła je rozpuszczone, tak by kaskadami spływały po jej plecach.
-Pięknie wyglądasz – usłyszała komplement od blondyna.
-Ty też nie najgorzej  - uśmiechnęła się do niego figlarnie – Idziemy?
Blondyn pomógł założyć jej płaszcz, pożegnali się z rodzicami dziewczyny, którzy życzyli im miłej zabawy po czym wyszli do ogrodu by już za chwilę się aportować.
-Kibicuję mu – odparł Chris siadając na kanapie obok swojej żony i obejmując ją czule ramieniem.
Jane przytuliła się do swoje męża  i włączyła pilotem DVD.
-Doprawdy?
-To naprawdę fajny i porządny chłopak – mężczyzna spojrzał z miłością na swoją żonę – Przypomina mi mnie kiedy byłem w jego wieku. Po za tym byłby świetnym dentystom.
-Chris! – Jane szturchnęła z rozbawieniem swojego męża  - Nawet o tym nie myśl.
-Dlaczego?
-Pozwól im żyć własnym życiem .
-Ale..
Jane spojrzała na męża wzrokiem nieznoszącym przeciwu, a ten się zaśmiał.
-Niech Ci będzie – nachylił się i pocałował ją w czoło.

***

Draco otworzył przed Hermioną drzwi i weszli do jednego z najlepszych kin w całym Londynie. Przy wejściu oddali swoje płaszcze do szatni i skierowali się w stronę kas, gdzie Draco kupił dwa bilety na najnowszy film akcji jaki teraz wszedł do kin.
Ślizgon mimo stresu jaki odczuwał, starał się trzymać emocje na wodzy. Czuł jak dłonie pocą mu się ze zdenerwowania. Nigdy nie był z żadną dziewczyną na prawdziwej randce i dziękował sobie w duchu, że spytał się Jane o kilka porad.
Po dwugodzinnym seansie  rozbawieni wyszli z Sali kinowej,  ubrali się i wyszli na chłodne zimowe powietrze.
-Nie pamiętam już kiedy ostatnio byłam w kinie – odparła gryfonka.
-Ja nie pamiętam żebym kiedykolwiek był – Draco uśmiechnął się łobuzersko – Muszę przyznać,  że nie doceniałem mugoli.
Hermiona się zaśmiała.
-Wiesz, że teraz będę Ci wypominać to do końca życia?
-Nie mam nic przeciwko – odparł i spojrzał jej głęboko w oczy.
-No no, proszę kogo my tu mamy – usłyszeli za swoimi plecami lodowaty głos mężczyzny.
-Travers – wysyczał Draco i obdarzył pogardliwym spojrzeniem wysokiego bruneta, z licznymi bliznami pokrywającymi jego wychudzoną twarz.
Mężczyzna wykrzywił usta w złowieszczym uśmiechu i przyjrzał  mu się uważnie po czym przeniósł wzrok na Hermionę, która hardo patrzyła mu w oczy.
-Lucjusz nie będzie zadowolony kiedy doniosę  mu o tym, że prowadzasz się z tą wywłoką po Londynie.
-Pilnuj lepiej swojego nosa – Draco zastąpił mu drogę, kiedy starszy mężczyzna próbował się zbliżyć do gryfonki.
-Od kiedy został z Ciebie taki obrońca szlam ?  - zakpił.
-Wynoś się – Draco przystawił mu różdżkę do gardła.
Hermiona z dezorientacją przyglądała się całej tej scenie. Co dziwniejsze w ogóle nie odczuwała strachu. Instynktownie jej ręką powędrowała do torebki, w której zawsze na wszelki wypadek trzymała swoją różdżkę.
Travers zaśmiał się gorzko i pokręcił głową.
-Lucjusz szczodrze mnie wynagrodzi, kiedy pozbędę się tej szlamy raz na zawsze – jego blizny rozszerzyły się pod wpływem uśmiechu, który bardziej przypominał grymas.
-Pierw będziesz musiał zabić mnie – blondyn syknął, odwrócił się i podszedł do Hermiony.
Draco poczuł jak śmiercionośne niewybaczalne zaklęcie przemknęła kilka milimetrów od jego ucha, usłyszał  Hermionę wołającą jego imię a już po chwili rozpętało się istne piekło. Wokół nich aportowało się z tuzin śmierciożerców, Draco nie zastanawiając się ani chwili chwycił Hermionę za rękę i pociągnął w jedną z węższych uliczek.  Wiedział, że nie mają szans w dwójkę pokonać ich wszystkich, więc pozostała jedynie ucieczka. Biegli ile tchu w płucach,  unikając śmiercionośnych zaklęć rzucanych przez śmierciożerców, które odbijały się od murów starych kamienic.  Co jakiś czas odwracali się za siebie i rzucali drętwotę,  w kierunku napastników.  Rozbroili piątkę z nich, ale nadal wielu trzymało się im na ogonie i nie dawało za wygraną.  W ostatniej chwili Draco pociągnął ze sobą Hermionę, w wąską ciemną szczelinę i przycisnął ją do muru. Przycisnął jej palec do ust dając tym samym znak, żeby była cicho i nasłuchiwał .
-Gdzie oni są? – rozwścieczony głos Traversa odbijał się echem od wąskich murów.
-Chyba ich zgubiliśmy – odparł inny mężczyzna.
-Niech to szlag – zaklnął pierwszy – Jakie odnieśliśmy straty?
-Tylko Goyle i Yaxley.
-Macie się rozdzielić i szukać dalej  - postanowił w końcu Travers
-Ale oni mogą już być daleko stąd – odparł jakiś młody mężczyna
-Crucio -  Travis spojrzeniem pozbawionym jakichkolwiek uczuć patrzył jak młodszy śmierciożerca zwija się z bólu  - Nic mnie to nie obchodzi. Macie ich znaleźć. To rozkaz! – warknął rozglądając się po pozostałych.
-Tak jest  - odparli zgodnie.
Draco czuł jak jego oddech powoli się normuje. Nasłuchiwał jeszcze przez kilka dobrych minut, a kiedy w końcu dookoła zapanowała cisza,  spojrzał z troską na Hermionę.
-Jesteś cała?
-Tak, a ty?
-Nic mi nie jest – uśmiechnął się do niej a ona odwzajemniła uśmiech, po czym obydwoje wybuchli gromkim śmiechem.
Kiedy w końcu się uspokoili, blondyn  spoważniał. Odgarnął zabłąkany brązowy kosmyk dziewczyny za ucho i pogłaskał ją delikatnie po zarumienionym policzku.  Spojrzał jej w oczy, a ona uśmiechnęła się do niego zachęcająco.  Nachylił się nad nią i delikatnie pocałował, a kiedy poczuł że bez wahania odwzajemniła pocałunek, zrobił się bardziej śmielszy. Przyciągnął ją bliżej do siebie i pogłębił pocałunek.  Ona nie pozostawała mu dłużna, zarzuciła mu ręce na szyje, zanurzając dłonie w jego jedwabiście miękkich i gęstych blond włosa. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne. Byli spragnieni swojej wzajemnej bliskości.   W końcu kiedy oderwali się od siebie, Draco oparł się czołem o czoło Hermiony i z trudem próbował złapać oddech.
-Warto było czekać – powiedział z uśmiechem na ustach i ponownie przyciągnął ją do siebie.



Reszta przerwy minęła im spokojnie i dosyć szybko.  Nowy rok przywitali w domu Hermiony w gronie najbliższych przyjaciół. Jak na razie wszystko układało się wspaniale, nawet Harry ku zdziwieniu wszystkim oświadczył, że nie czuje urazy do Ginny i jest szczęśliwy w nowym  związku z Luną, która okazała się być naprawdę niesamowitą osobą.  Tylko Ron ciągle chodził naburmuszone rzucając Hermionie i Draconowi zazdrosne spojrzenia.   


Hermiona usiadła wygodnie w przedziale koło Dracona, który objął ją opiekuńczo ramieniem i pocałował w czubek głowy. Czuła się przy nim szczęśliwa i co najważniejsze bezpieczna. Przez te dwa ostatnie tygodnie  zdała sobie sprawę, z tego że od dłuższego czasu blondyn nie był jej obojętny, tylko bała się do tego przyznać.   Doskonale zdawała sobie sprawę  z tego, że jej związek z Draconem nie będzie należał do najłatwiejszy, a przede wszystkim przez Lucjusza, który pewnie jeszcze nie raz da im nieźle popalić. Tak naprawdę wcale się go nie obawiała, już dwukrotnie udowodnili mu, że nie może ich rozdzielić.  Ten rok przyniesie ze sobą z pewnością wiele niespodzianek – pomyślała.

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 21 Uczucia

Na prawdę was bardzo przepraszam, ale nie dałam rady czegokolwiek napisać w tamtym tygodniu ;) 
Przepraszam również za to, że tak trochę krótki mi wyszedł ten rozdział ale za bardzo was rozpieszczać też nie mogę ;) Mam nadzieje, że ten rozdział nie wyszedł mi za bardzo przesłodzony.
Pozdrawiam Avad Ka ;*
ps. Jeśli ktokolwiek ma do mnie jakieś pytania to może je dodać na czacie po prawej stronie bloga tuż pod Followers ;) 

Draco i Hermiona  weszli do przedpokoju i zrzucili z siebie ciężkie, ale ciepłe płaszcze, które skutecznie chroniły ich przed zimnym, mroźnym powietrzem.  Odkąd opuścili cmentarz, żadne z nich nie odezwało się ani słowem na temat liściku, który znaleźli. Obydwoje doskonale zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i postanowili zachować wzmożoną czujność, mimo że nie wiedzieli co dokładnie ma na myśli Malfoy Senior.
Diego otrzepał się z roztopionego już śniegu, który przywarł do jego miękkiego futra i wesoło merdając ogonem pobiegł do salonu i wygodnie rozłożył się przed kominkiem, gdzie czekała już na niego ulubiona piszcząca kaczka.
-Hermiona mamy gościa – powiedziała Jane witając się z córką.
-Wujek Ben do nas przyjechał? – uśmiechnęła się do matki.
-Cześć  - po plecach Hermiony przeszły ciarki kiedy usłyszała znajomy głos.
Olivier opierał się o framugę drzwi prowadzących do salonu o uważnie się wpatrywał się w zaskoczoną gryfonkę.
-Co on tutaj robi?
Cały jej entuzjazm w jednej chwili prysł jak bańka mydlana.
-Chciałem z tobą porozmawiać – odpowiedział jej.
-Mamo możesz powiedzieć temu Panu, że nie mam ochoty na jakąkolwiek rozmowę z nim?  - powiedziała do matki, nie zaszczycając Oliviera nawet krótkim, przelotnym spojrzeniem.
-Nie zajmę Ci wiele czasu – nalegał.
Hermiona westchnęła poirytowana. Chyba nie dane jej było spędzić całych świąt w spokoju. Najpierw dziwny liścik od Lucjusza, a teraz jeszcze na dokładkę musi użerać się ze swoim byłym.
-Wyjdźmy na zewnątrz –powiedziała w końcu, narzucając na siebie z powrotem płaszcz.
Olivier posłusznie podążył za Hermioną, wymieniając po drodze złowrogie spojrzenie z blondynem, który posłał mu jeden ze swoich ironicznych uśmiechów.
Dziewczyna wraz z brunetem wyszli do ośnieżonego ogrodu, natomiast Draco dalej stał w przedpokoju i  przyglądał się wszystkiemu przez uchylone drzwi. W każdej chwili był gotów interweniować.
-O co chodzi? – Hermiona skrzyżowała ręce na piersi i z wyczekiwaniem spojrzała na bruneta.
-Nie miałem jeszcze okazji Cię przeprosić – zaczął – Wiem, że popełniłem największy błąd swojego życia, ale chcę go naprawić.  Tęsknie za tobą i chcę żeby między nami było tak jak dawniej.
-Nie ma już żadnych nas – przerwała mu.
-Poczekaj tu – powiedział  i szybkim krokiem podszedł do swojego auta, by już po chwili wrócić z wielkim bukietem czerwonych róż, które wręczył Hermionie – Błagam cię wróć do mnie.
-Myślisz, że kilka badyli załatwi całą sprawę? – prychnęła poirytowana – Zdradziłeś mnie, a tego nigdy nie będę Ci w stanie wybaczyć. Między nami koniec dotrze to w końcu do Ciebie?
Zanim Hermiona zdążyła dokończyć zdanie, poczuła jak brunet napiera swoimi ustami na jej. Lekko zdezorientowana natychmiast odepchnęła od siebie zaskoczonego mężczyznę.
-Oszalałeś? – warknęła na niego.
-To przez tą tlenioną fretkę prawda? – Olivier uniósł głos.
-Nie nazywaj go tak.
Prychnął.
-Kochasz go?
Oczy Hermiony ciskały w tym momencie piorunami. Miała ochotę rzucić się na tego zadufanego w sobie palanta i wydrapać mu oczy.
-Nie Twoja sprawa – odpowiedziała mu w końcu opanowanym głosem – Za to Ciebie nienawidzę Black – odwróciła się i chciała już wrócić do domu kiedy przypomniała sobie o kwiatach, odwróciła się z powrotem w stronę bruneta i rzuciła w niego bukietem, po czym pośpiesznie wróciła do domu.

Po ostrej wymianie zdań z Olivierem, Hermiona zamknęła się na resztę dnia w swoim pokoju. Cała ta sytuacja powoli zaczęła ją przerastać, a jedyne czego  najbardziej chciała  to wymazać wszystko z pamięci.
Usiadła na parapecie, który został kiedyś przyozdobiony przez nią kolorowymi i miękkimi poduszkami, na których uwielbiała się wylegiwać. Wyjrzała przez okno na zaśnieżony ogród. Nie potrafiła zrozumieć jak jej perfekcyjnie poukładane życie w jednej chwili zmieniło się w kompletny chaos. Jeszcze niedawno była szczęśliwa u boku Oliviera, a przynajmniej jej się tak wydawało.  W sierpniu po zakończeniu szkoły miała w końcu zostać jego żoną i żyć długo i szczęśliwie.  Niestety życie to nie bajka, i często przynosi bolesne rozczarowania. Co dziwniejsze jej uczucia względem Oliviera diametralnie uległy zmianie. Jeszcze niedawni była święcie przekonana że kocha go nad życie, a teraz?
Teraz go nienawidzi. Może jej uczucia wcale nie były tak silne jak przypuszczała, skoro przyszło jej to tak łatwo?
Znienawidziła go nie dlatego, że się przespał z inną dziewczynę, ale przez to że przez cały czas od jego powrotu kłamał jej w żywe oczy, udawał jakby nigdy nic się nie stało.
Hermiona westchnęła i oparła się czołem o chłodną szybę. Przysięgła przed sobą, że definitywnie zamyka rozdział związany z Blackiem, nie miała zamiaru przez resztę swojego życia  roztrząsać ciągle od nowa całej tej popieprzonej sytuacji. Co się stało to się nie odstanie.  Przeżyła z nim kilka naprawdę wyjątkowych chwil, stała się pewną siebie kobietą i to wszystko.
Kiedy ponownie zerknęła na ogród za szybą uśmiechnęła się delikatnie na widok Dracona wygłupiającego się z Diegiem. Kiedy tylko blondyn ją zauważył posłał w jej stronę rozbrajający uśmiech, który odwzajemniła.
Cieszyła się, że te święta mogła akurat spędzić z Draconem. Rozumieli się praktycznie bez słów, był dla niej oparcie, którego tak bardzie potrzebowała. To dzięki niemu na jej twarzy coraz częściej widnieje szczery uśmiech.  Jego obecność w tym domu wpływa na nią kojąco.  Zawsze może na niego liczyć  w każdej sytuacji, rozumie ją jak nikt inny, a kiedy widzi że coś ją gryzie nie zasypuję ją lawiną pytań tylko cierpliwe czeka aż sama przyjdzie się wygadać. A co najważniejsze ocalił jej życie, którego stał się nieodłączną częścią.
Spojrzała ponownie na Dracona, który właśnie otrzepywał się ze śniegu i wróciła wspomnieniami do ich pierwszego spotkania, które dzięki Paris i whiskey po raz pierwszy spędzili kilka godzin we wspólnym towarzystwie bez niepotrzebnych wyzwisk i  wrednych uśmieszków.  Przygryzła dolną wargę na myśl o momencie kiedy na zawsze zakończyli wojnę, którą prowadzili między sobą od kilku lat i zaczęli całą znajomość od początku.  Uśmiechnęła się do siebie kiedy przypomniał jej się ich pierwszy przypadkowy pocałunek, a to jak wtedy zareagowała z perspektywy czasy wydawało jej się kompletnie idiotyczne, a kiedy wczoraj pocałował ją po raz drugi poczuła jak nogi się pod nią ugięły, a czas stanął w miejscu.  Chciała żeby te pełne i miękkie usta chłopaka już nigdy nie przestawały jej całować.  Sposób w jaki Draco ją pocałował tak bardzo różnił się od pocałunków Oliviera. 
Od wczorajszych wydarzeń coraz częściej łapała się na ukradkowych spojrzeniach w stronę blondyna. Uwielbiała patrzyć na jego pełną emocji twarz, kiedy prowadził z kimś ożywioną dyskusję. Uwielbiała patrzeć na jego uśmiech podczas którego w policzkach robiły mu się urocze dołeczki.
Czyżby faktycznie coś do niego czuła? W głowie donośnie huczało jej dzisiejsze pytanie Oliviera.  Nie wiedziała czemu odpowiedziała mu wtedy w taki a nie inny sposób. Może tak naprawdę bała się przyznać przed samą sobą jakimi uczuciami darzy ślizgona?


Draco zapukał do drzwi, a po usłyszeniu cichego „proszę” nacisnął klamkę i wszedł do pokoju Hermiony. Ku jego zdziwieniu ściany pokoju były pomalowane na jasny fioletowy kolor,  a nie w barwach gryffindoru tak jak przypuszczał. Na środku pokoju stało dosyć duże, pościelone łóżko, naprzeciwko łóżka stała duża komoda połączona z toaletką, na której stał wazon ze świeżymi kwiatami. W całym pokoju były sporo porozmieszczanych ramek ze zdjęciami ukazujących Hermionę w różnym wieku i  w różnych miejscach, oczywiście nie zabrakło też zdjęć jej najlepszych przyjaciół.
-Przyniosłem ci herbatę – powiedział i podał dziewczynie parujący kubek, po czym usiadł wygodnie na drugiej wolnej połowie parapetu.
-Dziękuje – gryfonka uśmiechnęła się delikatnie i objęła gorący kubek zimnymi dłońmi po czym zrobiła mały łyk.
Przez dłuższą chwilę, żadne z nich się nie odzywało, wpatrywali się w ciemny krajobraz za oknem. Każde z nich pochłonięte było własnymi myślami.
-Mogę Cię o coś zapytać? – ciszę przerwał Draco.
-Pewnie.
Blondyn niepewnie spojrzał na dziewczynę i ze zdenerwowania przeczesał palcami swoje niesforne blond włosy.
-Miedzy tobą a Olivierem to definitywny koniec?
Hermiona lekko zaskoczona pytaniem spojrzała na blonydna.
-Tak – odpowiedziała stanowczo.
-To w takim razie może dasz się zaprosić na kolację?
-Proponujesz mi randkę? – zapytała lekko rozbawiona.

***

Ginny od dobrych kilku minut siedziała na jednej z ławek w parku położonym na obrzeżach Londynu. Z uśmiechem na ustach przyglądała się dzieciom, które z wielkim entuzjazmem i zapałem toczyły przed sobą kolejną dużą śnieżną kulę, która miała posłużyć za tułów bałwana.  Uwielbiała dzieci i z pewnością w przyszłości  chciałaby mieć dosyć liczną gromadkę.
Od czasu do czasu rozglądała się po parku w poszukiwaniu znajomej sylwetki. W końcu go dostrzegła, szybkim krokiem przemierzał  park podążając w jej kierunku. Już z daleka  widziała jego szeroki lśniący uśmiech skierowany w jej stronę.
-Cześć – przywitał się  i niepewnie pochylił się nad nią by pocałować ją w policzek .
-Hej – odpowiedziała.
-Dziękuje, że przyszłaś – przyjrzał się jej uważnie z nadzieją, że wyczyta z  niej jakiekolwiek emocje – Może chodźmy w jakieś cieplejsze miejsce gdzie moglibyśmy na spokojnie porozmawiać?
-Pewnie, tuż za rogiem widziałam kawiarnie.
-Super – chłopak odparł z entuzjazmem.
10 minut później siedzieli już w ciepłym pomieszczeniu rozgrzewając się gorącą czekoladą.
-Nadal jesteś zła?
-Nie byłam na ciebie zła Blaise – Ginny po raz pierwszy odważyła się spojrzeć w ciemne oczy chłopaka – Rozczarowałeś mnie i to bardzo.
-Przepraszam, ja naprawdę..
-Tylko nie mów mi że żałujesz.
Blaise spojrzał głęboko w oczy rudowłosej i ujął jej dłoń.
-Skłamałbym jeśli powiedziałbym, że żałuję  - zrobił krótką pauzę – A wiesz czemu? Bo dzięki tej całej pokręconej sytuacji z Parkinson udało mi się poznać naprawdę niesamowitą dziewczynę, którą szczerze kocham całym sercem. Byłem głupi myśląc, że to wszystko się nie wyda. Przysięgam, że zrobię dla Ciebie wszystko kobieto tylko błagam daj mi jeszcze jedną szansę! – w głosie  Zabiniego było słychać nutkę rozpaczy.
-Blaise..
-Kocham cię Ginerwo Weasley – przerwał jej – Nie chcę nikogo innego w moim życiu.
-Możesz mi nie przerywać?
-Już się zamykam – Blaise z wyczekiwaniem wpatrywał się w ukochaną.
-Już dawno ci wybaczyłam Blaise, po prostu chciałam dać ci trochę do myślenia – uśmiechnęła się do niego promiennie .
Na ustach Blaise pojawił się najpiękniejszy uśmiech jaki Ginny kiedykolwiek u niego widziała.  Pochylił się nad nią i złożył na jej ustach pocałunek.
-Kocham Cię – powiedział.

-Ja Ciebie też Blaise.