piątek, 3 października 2014

Rozdział 13 Sukces

Chyba trochę schrzaniłam ten rozdział. Ale obiecuje, że następnym wam to wynagrodzę bo szykuje coś na prawdę ekstra ;) 
Czekam na wasze opinie ;) 
Całusy Avad Ka

~~*~~*~~*~~


Blaise skończył czytać list od Pansy, która poinformowała go, że jest coraz bliżej zrealizowania swojej zemsty na Granger.  Ślizgon wpatrywał się przez dłuższą chwilę w schludne pismo swojej koleżanki po czym zgniótł kartkę i wrzucił ją do rozpalonego kominka.  Nalał sobie do szklanki ognistej i usiadł wygodnie na swoim ulubionym fotelu.  Jego wzrok błądził po prywatnym dormitorium, aż zatrzymał się na dębowej szafce nocnej, gdzie leżała mała sterta nieprzeczytanych listów zaadresowanych do Granger, od Blacka.   Blaise nie miał zielonego pojęcia jak Parkinson zdołała przechwycić te wszystkie listy i szczerze mówiąc nic go to nie obchodziło.  Coraz częściej dopadały go wątpliwości co do tego całego jej planu.
Są w życiu ślizgona takie dni, kiedy ma ochotę po prostu się z tego wycofać. Pójść do Granger  i oddać jej te przeklęty listy, a potem paść na kolana i błagać o przebaczenie Ginny. Może właśnie to go powstrzymało od spalenia tych listów?
Co się z nim dzieje? – To pytanie nieustannie rozbijało mu się po głowie. 
Jeszcze niedawno miałby to wszystko generalnie w dupie a teraz? Dokładnie analizuje każde swoje posunięcie.  Od dwóch tygodniu regularnie w  tajemnicy przed wszystkimi spotyka się z Ginny w Pokoju Życzeń.   Oczywiście nie łączyło ich nic poza wielogodzinnymi rozmowami. Poznawali siebie od nowa,  to właśnie od niej Blaise dowiedział się o zaręczynach Hermiony z Blackiem,  że z Draconem łączy ich tylko przyjaźń, mimo że z boku może to wyglądać całkowicie inaczej. Ginny wyznała mu w tajemnicy, że tak naprawdę wolałaby żeby to Draco związał się z Hermioną.
Obydwoje doszli do wniosku, że Hermiona i Draco idealnie by do siebie pasowali.  Oczywiście mulat nie wspomniał o tym wszystkim Parkinson, która uporczywie dążyła do zniszczenia gryfonki.  
W głębi duszy pragnął jej porażki. Po raz pierwszy w swoim życiu chciał, żeby to lwy zwyciężyły w tej rozgrywce.

***

Draco zatopił się w miękkim, skórzanymi fotelu znajdującym się w małej, ale przestronnej komnacie Paris. Przyjaciółka podała mu szklankę wypełnioną po brzegi jego ulubionym alkoholem, po czym sama rozłożyła się wygodnie na kanapie tuż obok.
-Co Cię gryzie Draco? – zapytała uważnie przyglądając się blondynowi – Ostatnio wyglądasz na zmartwionego
-Nic mi nie jest – odparł z przekąsem i pociągnął spory łyk bursztynowego płynu, który delikatnie przepalał mu gardło.
-Znamy się nie od dziś umiem czytać z Ciebie jak z otwartej księgi – Paris nie dawała za wygraną – Powiesz mi sam czy mam wyciągnąć to od Ciebie siłą?
-Chodzi o Hermionę – odpowiedział cicho.
-O Hermionę?
Westchnął
-Po prostu nie podoba mi się ten cały Eric i to, że przez cały czas kręci się wokół nie.
-Czyżbyś był zazdrosny? – Paris zachichotała
Ślizgon spiorunował blondynkę wzrokiem.
-Nie jestem – wycedził przez zaciśnięte zęby – Po prostu ostatnio nękają mnie koszmary o Hermionie.
-To tylko sny Draco.
-To jest coś więcej uwierz mi – blondyn spojrzał w oczy przyjaciółce a jego twarz nabrała poważnego wyrazu – Każdej nocy śni mi się to samo. Idę przez przepiękny, zadbany ogród mojej matki by już po chwili znaleźć się w przeklętej rezydencji mojego Ojca i… i wedy widzę też ją – Draco starał się powstrzymać drżenie głosu – ona… n-nie żyje. Jest tam leży, piękna… blada.. i cała we krwi.
-Draco.. – Paris położyła rękę na ramieniu przyjaciela dodając mu tym samym trochę otuchy.
-To nie wszystko – kontynuował – Pewnego razu przyśniła mi się Narcyza ostrzegała mnie, żebym uważał na Hermionę ponieważ Lucjusz planuje się jej pozbyć.
-Ale przecież on jest zamknięty w Azkabanie.
-I co z tego – prychnął – Ma swoich ludzi dosłownie wszędzie.
-Wątpie, żeby ktoś w Hogwarcie próbował się jej pozbyć. Poza tym czemu po prostu jej nie powiesz o swoich obawach?
-Bo to jest najbardziej uparta osoba jaką znam – Draco uśmiechnął się pod nosem –Nawet wiem co by mi wtedy odpowiedziała.
-Zakochałeś się  - stwierdziła Paris po dłuższej ciszy między nimi
-Co? – Na ustach ślizgona pojawił się grymas – Chyba za dużo wypiłaś. Ja i miłość? Te dwie rzeczy wzajemnie się wykluczają.
-Wiem co mówię Draco i wiem też co widzę. Nie potrafisz oderwać od niej wzroku, a kiedy ją  tylko zobaczysz oczy Ci lśnią ze szczęścia. Martwisz się o nią, troszczysz, chcesz żeby była bezpieczna i jednocześnie jesteś zazdrosny na przykład o tej całego Erica. Jaki jest jej ulubiony kolor?
To pytanie zaskoczyło ślizgona, ale bez wahania odpowiedział:
-Źółty
-Sam widzisz – Paris zaklaskała z zadowolenia w dłonie.
-To o niczym nie świadczy – zaprotestował chłopak.
-Aleś ty uparty – blondynka wywróciła oczami – To w takim razie co do niej czujesz? Lubisz ją? Pożądasz? Nienawidzisz?
-Chyba ją lubię – stwierdził po dłuższym zastanowieniu się – Lubię dźwięk jej śmiechu, lubię jej uśmiech i dołeczki w policzkach, uwielbiam patrzeć w jej czekoladowe oczy, które sprawiają że czuje się szczęśliwszy.
Słowa same pchały mu się na ustach. Tak naprawdę uwielbiał tą upartą gryfonkę. Uwielbiał jej towarzystwo, uwielbiał wyprowadzać ją z równowagi i patrzeć jak się na niego złości, uwielbiał wywoływać na jej prześlicznej twarzy jeszcze piękniejszy uśmiech. Chciał być powodem dla którego się uśmiecha. Chciał spędzać z nią każdą chwilę swojego życia. Potrzebował jej jak powietrza.
Kochał ją.
Wreszcie to do niego dotarło.

***

Ostatnia noc w Drumstrangu, ostatnia szansa której nie może zmarnować.  Dzisiejszy wieczór będzie tym przełomowym.  Los jest po jej stronie.
Pansy stała przed lustrem przyglądając się swojemu wyglądowi.  Na ten wyjątkowy wieczór ubrała czarną, wąską sukienkę do kolan, która idealnie podkreślała wszystkie jej kobiece atuty. Wycięty dekolt idealnie uwydatniał jej jędrne i duże piersi.   Nałożyła na twarz delikatny makijaż a swoje czarne jak smoła włosy związała w delikatnego koczka.
Udało jej się dowiedzieć, że Olivier dzisiaj urządził sobie małą pożegnalną imprezę u jednego ze swoich kolegów ze szkolnych lat, który jest teraz tutaj nauczycielem. Z pewnością przyjdzie pijany. A pijany facet jest o wiele łatwiejszym celem.
Ślizgonka  w ukryciu obserwowała wejście do prywatnej komnaty Blacka z niecierpliwością wyczekując jego powrotu. Kwadrans po drugiej lekko wstawiony Olivier w końcu wszedł do swojego pokoju. Pansy odczekała jeszcze chwilę bo po chwili stanąć przed drzwiami nauczyciela.
Zapukała kilka razy i czekała.
Usłyszała kroki po drugiej stronie, i już po chwili drzwi ze skrzypnięciem otworzyły się a przed nią stanął zaskoczony Olivier.
-O co chodzi Parkinson? – zmarszczył brwi i uważnie przyjrzał się ślizgoncce.
-Dobry wieczór Olivierze – Pansy delikatnie się uśmiechnęła – Muszę z kimś porozmawiać, a nie wiedziałam do kogo mam się udać.
-Wejdź – powiedział i przepuścił ją w drzwiach – Napijesz się czegoś?
-Może być ognista – Pansy rozejrzała się uważnie po pomieszczenia po czym z zalotnym uśmiechem podziękowała mężczyźnie za szklankę wypełnioną bursztynowym alkoholem.
Upiła ze szklanki mały łyczek i oblizała usta językiem.
-O czym chciałaś porozmawiać?
-Nie czujesz się tutaj samotny?  - Pansy podeszła bliżej Oliviera, czuła od niego sporą ilość alkoholu, którą zdążył wypić.
-W jakim sensie samotny Parkinson?
-Nie brakuje Ci bliskości drugiego człowieka?  Mnie to miejsce bardzo przytłacza. Nie mam nawet z kim porozmawiać.
-Przecież mieszkasz z Luną.
- Z tym dziwadłem? – Pansy zaśmiała się – Ja i ona to dwa różne światy za to Ty i Ja – przejechała opuszkami palców po jego klatce piersiowej – Myślę, że znaleźlibyśmy wspólny język – wyszeptała mu do ucha a przez jego ciało przeszedł dreszcz.
-Czy Ty mnie próbujesz uwieść Parkinson? – Zamroczony alkoholem brunet ciekawością zmierzył dziewczynę wzrokiem. Była ładna,  wiedziała jak się ubrać by pokazać wszystkie swoje zalety.  Była typową kokietką, którą mógłby mieć każdy, jeżeli by się tylko postarał. Kto wie ilu już z nią spało i jakie doświadczenie ma ta dziewczyna?
-Może..
-Ze mną Ci się to nie uda – Olivier wyszeptał jej do ucha – Wiesz, że jestem z Hermioną.
-Jakoś nie widzę, żeby ona tutaj gdzieś była – Pansy uśmiechnęła się zalotnie – Po za tym czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
-Sprytne, ale nie.. – Olivier sięgnął po szklankę i nalał sobie whisky.
Pansy nie dawała za wygraną. Podeszła do niego i objęła go od tyłu. Dzięki szpilkom prawie dorównywała mu wzrostem.   Olivier uśmiechnął się kpiąco pod nosem i odwrócił się przodem do dziewczyny.
-Chyba powinnaś już iść do siebie Pansy – pociągnął spory łyk ze szklanki.
-Nie wierz co tracisz Black – wyszeptała i nachyliła się nad brunetem przelotnie go całując.
Granat został odbezpieczony, teraz wystarczyło poczekać na eksplozję.
Dziewczyna uśmiechnęła się w duchu od siebie, odwróciła się od mężczyzny i ruszyła w stronę drzwi.
3…
2…
1…
Dobrze wiedziała jak działa na mężczyzn i jeszcze lepiej wychodziło jej postępowanie z nimi. Nie musiała długo czekać na reakcję bruneta.  W mgnieniu oka przycisnął ją do ściany i zaczął całować. Rzucił się na nią niczym wygłodniały lew na swoją ofiarę.   Całował zachłannie a ona nie pozostawała mu dłużna.  Jednym zdecydowanym ruchem ściągnął z niej czarną, obcisłą sukienkę.  Ona ze zręcznością pozbywała się kolejnych guzików jego koszuli by już po chwili czuć pod dłońmi jego wyrzeźbione mięśnie. Pożądanie wzięło górę nad rozsądkiem.  Olivier nie przestając całować wziął ją na ręce i skierował się w stronę sypialni całkowicie nieświadomi wszystkich konsekwencji jakich poniesie ze sobą chwila zapomnienia…

Olivier obudził się późnym rankiem.  Przeciągnął się rozprostowując obolałe mięśnie po czym usiadł wygodnie na łóżku. Przeczesał ręką niesforne włosy, które opadały mu na czoło i dopiero po dłuższej chwili dotarły do niego wydarzenia minionej nocy.
-Kurwa – przeklnął wkurzony.
Co ja takiego zrobiłem? To nie może być prawda… Jak on teraz spojrzy w oczy Hermionie?
Jęknął.
-Tylko nie mów, że Ci się nie podobało -  u progu sypialni stała Pansy uśmiechając się łobuzersko.
-Co Ty tu jeszcze robisz?
-Czekam, może  będziesz miał ochotę na powtórkę – brunetka podeszła do łóżka i usiadła naprzeciwko Oliviera.
-Chcę zostać sam – warknął.
Dziewczyna delikatnie pogłaskała go po odkrytym ramieniu
-Jesteś pewien? – zapytała zalotnie.
-Posłuchaj mnie uważnie. Piśniesz chociaż słowo o tym co się wydarzyło a osobiście Cię dorwę i rozerwę na małe kawałeczki.
-Grozisz mi? Podniecają mnie Ci źli – wyszeptała mu do ucha nadgryzając je delikatnie.
Olivier odepchnął ją od siebie.
-Zapomnij o tym Parkinson dobrze Ci radzę.
-Jak tam sobie chcesz. I tak jeszcze do mnie wrócisz. Każdy wraca – na jej ustach widniał wredny uśmieszek.
-Wyjdź.
-Tak jest panie profesorze.
Pękająca z dumy opuściła pomieszczenie.  Dostała co chciała, Granger dostała nauczkę tylko teraz czekać, aż ta biedna gryfonka się o wszystkim dowie.
SUKCES.