piątek, 10 października 2014

Rozdział 14 Sztylet

Cześć kochani! Na wstępie chciałam was poinformować, że zaktualizowałam zakładkę Bohaterowie  i dodałam tam postać Erica, więc jest teraz na czym oko zawiesić ;)
Dziękuje też za tak liczne komentarze, które sprawiają że mam ochotę skakać i tańczyć z radości. To na prawdę wiele dla mnie znaczy i daje mi motywację do dalszego pisania.
Czekam z niecierpliwością na wasze opinie i odczucia ;)
Ścisam Avad Ka

~~*~~*~~*~~


Ostatnie kilka dni minęły Hermionie błyskawicznie. Popadła w rutynę, dzięki której udawało jej się przetrwać każdy kolejny dzień. Jadła, chodziła na zajęcia, popołudnia spędzała z Ginny w bibliotece, a wieczorami spotykała się z Erickiem, albo zamykała się w swoim dormitorium z dobrą książką w ręku.  Nawet perspektywa jutrzejszego powrotu Oliviera do Hogwartu nie była w stanie jej uszczęśliwić. Tak naprawdę przyzwyczaiła się już do braku jego obecności ponadto była na niego cholernie zła. Najchętniej udawałaby, że nawet nie zauważyła jego powrotu. Chciała żeby zobaczył, że świetnie sobie radziła bez niego, ale tak naprawdę była w kompletnej rozsypce. 
Powinna być szczęśliwa wszystko znakomicie się układa, ma narzeczonego z którym wyjaśni sobie kilka spraw i pewnie wszystko wróci do normy, ma wspaniałych przyjaciół takich jak Draco, Ginny, Ron, Harry i Paris.  Po skończeniu szkoły ma wziąć ślub i żyć długo i szczęśliwie, ale jednak  do szczęścia jej daleko. Tak naprawdę od niedawna przenika ją dziwne uczucie jakby utraciła w swoim życiu coś bardzo ważnego.  Tylko czym było to „coś”?
Brązowowłosa przymknęła na chwilę ze zmęczenia powieki. Było piątkowe popołudnie a ona wreszcie mogła się zrelaksować po ciężkim i intensywnym tygodniu, który sprawiał wrażenie jakby miał się nigdy nie skończyć. Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyła nawet, kiedy zapadła w niespokojny sen.
Obudziło ją dopiero lekkie szturchnięcie w ramię. Powoli otworzyła senne powieki i zobaczyła rozpromienioną twarz przyjaciółki. Przeciągnęła się ziewając.
-Gotowa na babski wieczór? – uśmiechnięta Ginny wygodnie rozsiadła się na łóżku Hermiony.
-Która godzina? – spytała starsza gryfonka i ponownie ziewnęła
-Dochodzi dwudziesta.
-O jeny – Hermiona jęknęła.
-Co się stało?
-Na śmierć zapomniałam, że mam się dziś spotkać z Erickiem bo chciał się pożegnać.
-Ale.. – zaczęła Ruda
-Załatwię to szybko i zaniedługo wracam obecuje – Hermiona cmoknęła przyjaciółkę w policzek i poszła doprowadzić się do porządku. Ściągnęła  z siebie czarną szatę i niedbale rzuciła na oparcie fotela, wcisnęła się w jeansy a na górę założyła luźniejszy brązowy sweter. Niesforne włosy związała w luźnego kucyka i ruszyła na spotkanie. 
Drogę do północnego skrzydła szkoły pokonała w błyskawicznym tempie. Trochę się zdziwiła, kiedy brunet wybrał akurat to miejsce na ich ostatnie spotkanie. Każdy w Hogwarcie przecież wiedział, że północne skrzydło jest najbardziej opustoszałym miejscem w całej szkole.  Może po prostu nie chciał żeby ktokolwiek nam przeszkadzał? – pomyślała.    Dotarła na miejsce jako pierwsza. Spojrzała na zegarek – miała jeszcze około 5 minut więc usiadła na jednym z parapetów i spojrzała przez okno na zakazany las, który powoli tonął w ciemności. Czuła jak ciemność ta ją hipnotyzuje i przyciąga. Zatapiała się w niej coraz bardziej i bardziej, czuła się niewidzialna i… wolna. 
Nagle poczuła ostry przeszywający ból głowy, a następnie zemdlała.
Ciemność pochłonęła ją całkowicie.

***

-Smoku – Draco zatrzymał się na dźwięk swojego starego przezwiska. Tylko jedna osoba na calutkim świecie zwracała się do niego w taki sposób.
-Zabini –blondyn odwrócił się  w przyjaciela – Kope lat stary
Ślizgoni podali sobie ręce na powitanie i poklepali się przyjacielsko po plecach.
-Co Cię do mnie sprowadza Blaise?
-Niekoniecznie do Ciebie – mulat uśmiechnął się – Szukam Granger.
-Granger? – Draco uniósł pytająco jedną brew – Czego od niej chcesz?
-Muszę z nią jak najszybciej porozmawiać  - może i Zabini starał się ukryć wszelkie swoje emocje za maską wyluzowanego, ale Draco zbyt dobrze znał swojego przyjaciela by wiedzieć, że tak naprawdę coś go dręczy – Więc jak  mogę wejść?
-Tak, tak jasne – odpowiedział zamyślonym głosem Draco – Wchodź.
Wypowiedział hasło i przepuścił bruneta w przejściu. Przez cały czas zastanawiał się czego może chcieć od Hermiony jego kumpel. Przecież, jeszcze nie tak dawno prawił mu morały o czystości krwi. Czyżby w końcu przejrzał na oczy, że wojna się skończyła a granice między statusami krwi się zatarły?
-Hermiona?! – z dormitorium gryfonki wybiegła Ginny, która na widok ślizgonów zatrzymała się w połowie drogi.
-Coś się stało? Gdzie jest Hermiona? – Draco spojrza w zmartwione zielone oczy gryfonki.
-Chyba wpakowała się w kłopoty – wyszeptała.
10 minut później kończyła tłumaczyć ślizgonom  o planach na babski wieczór oraz o spotkaniu Hermiony z  Fosterem i  z którego powinna wrócić dobrą godzinę temu.
-Cholera jasna – zaklął Draco – Wiedziałem, że tak będzie, ostrzegałem ją! I co? Jak to się skończyło? Czy choć raz ktokolwiek z was mógłby mnie wreszcie posłuchać. Czemu WY gryfoni zawsze musicie być tacy uparci i postawić na swoim?!
-Stary spokojnie – usłyszał opanowy glos Diabła – Zaraz coś wymyślimy.
Draco cały drżał ze wściekłości, która nim ogarnęła. Był wściekły na Hermionie, za to że tak lekkomyśnie się zachowała, że go nie posłuchała, lecz przede wszystkim kipiał ze wściekłości na samego siebie. Na to, że jej nie dopilnował, Powinien był bardziej na nią uważał, tym bardziej że czuł się odpowiedzialny za nią i jej bezpieczeństwo. Przecież przyrzekł sobie, że nie pozwoli nigdy nikomu jej skrzywdzić, a już przy pierwszej lepszej okazji schrzanił na całej linii.
Ślizgon niespodziewanie wstał i ruszył w stronę wyjścia.
-Hej hej! – drogę zagrodził mu mulat – Gdzie idziesz?
-Dorwać tego pieprzonego Fostera. Choćbym miał przeszukać każdy zakamarek tej szkoły znajdę go i Hermionę. A jeśli zrobił jej jakąkolwiek krzywdę to już ja się z nim policzę.
-Nie ma szans żebym puścił Cię samego – odparł Zabini – Idę z Tobą.
-Ja też – do rozmowy wtrąciła się Ginny
-Nie – odpowiedzieli zgodnie ślizgoni.
-Ktoś musi tu zostać na wszelki wypadek, gdyby Hermiona jednak wróciła.
Mimo niezadowolenia Ginny zgodziła się na plan chłopaków i usiadła na jednym z foteli naprzeciw kominka. Siedziała jak na szpilkach nasłuchując każdego najdrobniejszego dźwięku, który świadczyłby o powrocie chłopaków bądź Hermiony. Sekundy mijały zamieniając się w minuty, czas ciągnął się nieubłagalnie. Bała się  o przyjaciółkę jak nigdy dotąd. Może i jest ona jedną z najlepszych czarownic, ale sam na sam z takim osiłkiem jak Foster nie ma szans.  Tym bardziej, że z pewnością wcale nie podejrzewa go o jakiekolwiek złe zamiary wobec niej.
Spojrzała na zegarek – minęło dopiero 30 minut odkąd siedzi tutaj całkiem sama. Nie dość, że martwi się o Hermione to zaczyna obawiać się też o chłopaków. A co jeśli coś im się stało?

***

Hermiona  powoli odzyskiwała przytomność.  Ostrożnie otworzyła oczy, bojąc się tego co za chwilę zobaczy. Czuła intensywne pulsowanie z tyłu głowy i metaliczny zapach krwi, który drażnił jej nozdrza.  Ręce i nogi miała skrępowane i przywiązane do drewnianego krzesła na którym siedziała.  Kiedy wreszcie oczy przywykły do półmroku panującego w pomieszczeniu postanowiła się rozejrzeć. W Sali panował potworny chłód, od którego dostawała dreszczy. Zaczęła rozglądać  się dookoła siebie,by wyłapać najwięcej szczegółów z tego co tutaj robi i jakie ma szanse na ucieczkę.  Była pewna tego że jest w jednej z  opuszczonych od dawna sal lekcyjnych, po zapachu różnych chemikaliów unoszących się w powietrzu była pewna, że odbywały się tutaj kiedyś z pewnością eliksiry.  Dopiero po dłuższej chwili dostrzegła je. Czarne jak węgiel,  lśniące oczy wpatrzone w nią.
-Eric? – wyszeptała – Co ja tutaj robię? Co się dzieje? – na usta cisnęło jej się tysiące pytań. Czemu on się w nią wpatruje zamiast ruszyć jej z pomocą? Dopiero teraz to do niej dotarło. To przez niego tu jest.
-Widzę po wyrazie Twojej twarzy, że wreszcie to do Ciebie dotarło – brunet wstał i okrążył krzesło na którym siedziała gryfonka – Nie żebym coś miał do Ciebie – kontynuował – Ale widzisz mam jedną wielką słabość, którą są… pieniądze – zaśmiał się gorzko – A dla pieniędzy jestem gotowy zrobić wszystko.
-Nawet zabić?
-Jedno szlamowate życie  w tą czy wewtą – wzruszył ramionami – Co za różnica?  A ja przynajmniej skorzystam.
-Zrób to – gryfonka spojrzała buntowniczo w oczy swojego prześladowcy – Śmiało miejmy to już za sobą.
Foster zaśmiał.
-Nie tak szybko piękna – podszedł do niej i wyszeptał jej do ucha – Najpierw się trochę zabawimy.
Podszedł do biurka  i otworzył pozłacaną szkatułkę wyłożoną czerwonym aksamitem, na którym leżał wypolerowany, srebrny długi sztylet ze zdobieniami na rękojeści w kształcie ludzkiej czaszki.
-Chyba pamiętasz swojego dawnego przyjaciela co Granger? – chłopak podszedł do niej i delikatnie przejechał ostrzem po nieskazitelnym policzku gryfonki.
Hermiona przełknęła głośno ślinę, łzy cisnęły jej się do oczu i z trudem je powstrzymywała. Dobrze znała ten sztylet. Sztylet, którego ostatnią właścicielką była Bellatrix, sztylet którym była już raz torturowana, sztylet który zabił Zgredka.    Jeszcze nigdy w swoim życiu tak się nie bała. Była kompletnie bezbronna i patrzyła w czarne oczy śmierci. Tak z pewnością już jest po niej.  Znalazła się w potrzasku, z którego nie potrafi się uwolnić. Na dodatek nikt tak naprawdę nie wie gdzie jest. Nawet jeśli  zaczęli by jej szukać to z pewnością już jest za późno. A jednak,  zignorowała rozsądek, który kazał jej siedzieć cicho i starać się przetrwać.  Nabrała jak najwięcej powietrza w płucach i zaczęła krzyczeć, nawołując pomocy z nadzieją, że ktoś ją usłyszy.
Przeszywające pieczenie przeszło przez jej policzek po uderzeniu jakie zafundował jej Eric.
-Głupia – przystawił jej nóż do gardła i zjechał w stronę obojczyka – Nikt Cię nie usłyszy, rzuciłem zaklęcie wyciszające – Delikatnie naciął skórę tuż nad obojczykiem, a kropla szkarłatnej krwi spłynęła po ostrzu.
Hermiona uniosła dumnie głowę i splunęła brunetowi w twarz.
-Brzydzę się Tobą – wysyczała – Mam nadzieje, że będziesz się smażył w piekle.
Chłopak wytarł się skrawkiem koszuli a jego czarne oczy zalśniły złowrogo.
-Moja cierpliwość się skończyła Granger – warknął przez zęby .
Jednym szybkim cięciem przeciął sweter dziewczyny rozdzierając go na pół.    Zimne ostrze sztyletu dotknęło jednej z piersi dziewczyny wbijając się przy tym delikatnie.   Hermiona zamknęła oczy czekając na najgorsze.
***

Draco wraz z Zabinim truchtem przemierzali korytarze Hogwartu  sprawdzając dokładnie każde pomieszczenie po drodzę. Sprawdzili już całe lochy i dwa pierwsze piętra, a po Hermionie jak na razie żadnego śladu.
-Może w pokoju tego skurczybyka znajdziemy jakąś wskazówkę gdzie mogliby być? – wypalił Blaise zamykając za sobą kolejne drzwi.
-Blaise stary, żebyś się Tylko nie mylił!
Co tchu popędzili pod obraz strzegący przejścia do prywatnych kwater uczniów z wymiany. Draco jako prefekt naczelny znał hasło, więc bez problemu dostali się do środka.  Przemierzyli szybko salon  dokładnie się nawet nie rozglądając i bez pukania weszli przez pierwsze drzwi po lewej.
-Ty – powiedział Draco do leżącego na łóżku blondyna – Gdzie jest Twój kolega?
-E-eric? – wymamrotał chłopak.
-Nie mam czasu na zabawę w kotka i myszkę. Wiesz gdzie on jest?
-N-nie wiem- Chłopak wyglądał na przestraszonego.
-Kłamiesz – wtrącił się Blaise – Albo powiesz po dobroci albo inaczej sobie pogadamy – Blaise podciągnął rękaw lewej koszuli aż do łokcia ukazując blady znak po wypalonym niegdyś mrocznym znaku – To jak?
Źrenice w oczach Scotta skurczyły się do ziarenka piasku. Nie potrafił oderwać wzroku od bladej blizny odznaczającej się na ciemnej  skórze ślizgona. Przełknął głośno ślinę.
-Wspominał coś o północnym skrzydle – wypalił wreszcie – Nic więcej nie wiem przysięgam!
-Żebyś się nie mylił – warknął Zabini – Inaczej znajdę Cię i uduszę gołymi rękoma jeśli będę musiał.

5 minut później cali zadyszani znaleźli się w północnym skrzydle Hogwartu i  bez chwili wytchnienia zaczęli przeszukiwać  salę po Sali. Z nadzieją, że może akurat ta następna będzie tą, którą tak bardzo pragną znaleźć.   Draco z bijącym mocno sercem i wyciągnięta przed siebie różdżką chwycił klamkę do ostatnich drzwi na korytarzu. Spojrzał na Zabiniego, który skinieniem głowy dał mu znać, żeby otworzył.
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.  Znalazł ją. Chwilowa ulga zamieniła się w przerażenie. Wszystko działo się tak błyskawicznie,  snop czerwonego światła wystrzelił z różdżki i powalił Erica na ziemię, a sztylet który trzymał w ręce z brzękiem upadł na marmurową posadzkę. Blaise w mgnieniu oka obezwładnił Erica, natomiast Draco klęczał już przy Hermionie rozwiązując węzły, które ją krępowały. Dziewczyna zaniosła się płaczem. Łzy spływały jej ciurkiem po policzkach, rozmazując delikatny makijaż. Poczuła ulgę, gdy tylko zobaczyła jego przerażoną twarz w drzwiach. Wiedziała, że przy nim jest już bezpieczna. Jak małe dziecko dała się opatulić marynarką blondyna, która zasłoniła poszarpany sweter odkrywający pokaleczone ciało. Jak małe dziecko owinęła mu ręce wokół szyi i przywarła do niego jak najmocniej szlochając.
-Ciii już dobrze jestem przy Tobie – usłyszała cichy szept – Jesteś bezpieczna.
-Co z nim zrobimy? – zapytał Blaise przyjaciela.
-Idziemy do Dyrektora – oznajmił spokojnie blondyn biorąc roztrzęsioną dziewczynę na  ręcę.
10 minut później całą czwórką byli już w gabinecie dyrektora opowiadając mu o całym zajściu.  Foster przyznał się, że chciał zabić gryfonkę i że zadanie to zlecił mu nie kto inny jak Lucjusz Malfoy.  Dyrektor wysłał niezwłocznie sowę do Ministra Magii zawiadamiając go o  próbie dokonania zabójstwa, za którą Eric Foster na pewno trafi na resztę swojego życia do Azkabanu.   Po długiej namowie Hermiony na zostanie w skrzydle szpitalnym i jej stanowczych protestach udało im się namówić Albusa by gryfonka wróciła do swojego dormitorium gdzie zaopiekują się nią przyjaciele.  W głębi duszy cieszyła się, że jest już po wszystkim i czuła niesamowitą wdzięczność do ślizgonów, z drugiej strony bała się, a świadomość że sytuacja taka jak ta mogłaby się powtórzyć przyprawiała ją o dreszcze.   Draco uparł się, że w swoim stanie nie powinna się przemęczać, więc po raz kolejny dzisiejszego wieczoru wziął ją na ręce, a ona znów mogła poczuć się bezpiecznie.
Gdy tylko weszli do prywatnych komnat od razu podbiegła do nich zapłakana Ginny.
-Dzięki Bogu!! – przytuliła mocno przyjaciółkę – Nic Ci nie zrobił? Jesteś cała? – Ruda przyjrzała się dokładnie swojej przyjaciółce, a na widok zakrzepłej krwi na jej dekolcie skrzywiła się.
-Nic mi nie jest Ginny naprawdę. Do wesela się zagoi. – Hermiona starała się uśmiechnąć by dodać otuchy przyjaciółce.
-Tak bardzo się o Ciebie martwiłam – z zielonych oczu Ginny dalej leciały łzy.
-Ej mała nie płacz – Zabini podszedł do rudej i ją przytulił – Wszystko już jest w porządku.
Draco zaprowadził dziewczynę do jej dormitorium i kazał jej się przebrać. Hermiona posłusznie oddała marynarkę blodnynowi po czym zrzuciła potargany sweter i jenasy i zarzuciła na obolałe ciało czarną koszulę nocną po czym wygodnie położyła się na łóżku.  W międzyczasie Draco przygotował miskę z ciepłą wodą i delikatnie przemywał zakrzepłe rany na dekolcie dziewczyny. Na samym końcu  drżącą ręką posmarował rany szbkogojącą się maścią  i na wszelki wypadek ponaklejał opatrunki, żeby rany w spokoju mogły się zagoić. Na końcu podał jej jeszcze eliksir przeciwbólowy.
-Skończone – oznajmił zadowolony z siebie.
-Dziękuje  - Hermiona weszła pod kołdrę i ułożyła się na boku bacznie obserwując Dracona. Nie chciała być teraz sama.  Potrzebowała towarzystwa jak nigdy dotąd.
-Zostań dzisiaj ze mną proszę – powiedziała patrząc w błękitne oczy ślizgona  - Nie chcę być dzisiaj sama.
-Pewnie – odpowiedział zaskoczony – Pójdę to tylko odnieść, ogarnę się i zaraz wracam.
Kompletnie osłupiały opuścił dormitorium gryfonki.  Odłożył miskę z wodą na najbliższej komodzie w salonie i spojrzał na  Blaise, który siedział wygodnie na kanapie i przytulał zasypiającą już powoli Ginny. W duchu uśmiechnął się na ten widok. Nigdy nie posądził by przyjaciela o takie czułości, tym bardziej względem jakiejkolwiek gryfonki.
Wszedł do dużej łazienki i skierował się od razu w stronę prysznica po drodze ściągając spocone ubranie.  Nie chciał zostawiać Hermiony na dłużej samej.  Ciepła woda powoli rozluźniała jego spięte mięśnie. Dopiero teraz poczuł jak wszystkie emocje z niego uchodzą. Nigdy w życiu nie wybaczyłby sobie jakby coś jej się stało.   Odświeżony ubrał na siebie zwykłą szarą koszulkę i krótkie spodenki po czym niepostrzeżenie przedostał się do dormitorium dziewczyny.  Zamknął za sobą drzwi i położył się na łóżku tuż obok niej.  Hermiona położyła głowę na klatce piersiowej i przytuliła się do niego wsłuchując się w rytmiczne uderzenia jego serca. Draco chwilowo się wahając objął dziewczynę i delikatnie głaskał ją po głowie.
-Dziękuję – odpowiedziała po chwili.
-Nie ma za co. Każdy na moim miejscu zachowałby się tak samo.
Hermiona uniosła głowę i spojrzała chłopakowi w oczy.
-Nie tylko za ratunek. Dziękuje za to, że jesteś, za to że czuje się przy Tobie bezpiecznie – zrobiła krótką pałzę – I przepraszam, że Cię nie posłuchałam, miałeś rację co do Erica.
Na dźwięk tego imienia ślizgon się skrzywił.
-TO było tylko złe przeczucie nic więcej.
-Ale się sprawdziło – nie dawała za wygraną.
-To ja Cię powinienem przeprosić – odparł w końcu blondyn.
-Ty mnie? – na ustach brunetki pojawił się uśmiech – A niby za co?
-Kiedy zobaczyłem ten sztylet  w rękach Fostera poczułem się jakbym stał w Riddle Mannor i patrzył na to całe cierpienie jakie wyrządziła Ci Bellatrix – niebieskie oczy skierowały się na przedramię dziewczyny gdzie widniała delikatna blizna w kształcie napisu „szlama”.  Przepraszam za to, że wtedy nie zareagowałem.
-Draco – pogładziła go na policzku – To już przeszłość.  Ważne jest to co jest tu i teraz. 
Na jej ustach pojawił się szczery uśmiech.
-Dobranoc Draco – pocałowała go delikatnie w policzek a on poczuł dziwne mrowienie w podbrzuszu.
-Dobranoc Hermiono.