czwartek, 16 października 2014

Rozdział 15 Nieporozumienie

Rozdział krótszy niż poprzedni, ale zawarłam w nic dokładnie to co chciałam i z pewnością wiele osób rozczarowałam biegiem wydarzeń. Powoli robi się z tego chyba niezła moda na sukces.  Ja jestem ogólnie zadowolona i mam nadzieje, że w was wzbudziła też trochę pozytywnych emocji. Czekam z niecierpliwością na wasze opinie ;)
Ściskam Avad Ka ;)
macie jakieś pytania? to zapraszam na ask'a.

~~*~~*~~*~~

Draco zbudzony wrzaskami dochodzącymi zza drzwi powoli otworzył zaspane powieki. Od razu rozpoznał władczy głos Ginny, która wykłócała się o coś z jakimś facetem. Bez problemu rozpoznał też chichot swojego najlepszego przyjaciela, które z pewnością w tej chwili miał niezły ubaw z Rudej. Zanim blondyn zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, drzwi od dormitorium gryfonki otworzyły się z hukiem, a w nich stał Olivier.
Brunet bystrym wzrokiem omiótł w kilka sekund pomieszczenie by wreszcie móc się zatrzymać na ironicznym uśmiechu Malfoya oraz zaspanej i zdezorientowanej Hermionie, która jeszcze nie do końca była świadoma tego co aktualnie się dzieje.
W brązowych oczach bruneta malowała się wściekłość, nie miał pojęcia co ślizgon robi w łóżku jego narzeczonej, ale wszystko wskazuje na jednoznaczną sytuację.
Olivier bez słowa podszedł do Dracona i jednym silnym ruchem wyciągnął go z łóżka i z całej siły przywalił mu z pięści w twarz. Draco chwilowo stracił równowagę, wierzchem dłoni otarł cieknącą mu z nosa krew. W jego błękitnych oczach panowała furia. Jednym zwinnym ruchem podniósł się z podłogi, jednocześnie uchylając się przed kolejnym ciosem bruneta. Obydwaj rzucili się na siebie, okładając się na oślep pięściami z nadzieją, że każdy kolejny cios będzie dla przeciwnika tym najbardziej bolesnym. Byli jak dwa rozwścieczone i wygłodniałe lwy walczące o prawo do terytorium na którym się znajdowali. Nawet krzyki Hermiony, o tym żeby natychmiast przestali i się uspokoili zdawały się do nich nie docierać.
 Żaden z nich nie chciał odpuścić. Olivier chciał dać nauczkę blondynowi i pokazać mu kto tutaj naprawdę rządzi. Natomiast Draco chciał udowodnić przede wszystkim sobie, że jest o stokroć lepszy od pieprzonego Black'a. W głębi duszy czuł satysfakcję, doskonale zdawał sobie sprawę z tego co pomyślał Black, kiedy zobaczył go w łóżku z Hermioną.
Olivier coraz bardziej wkurzony uderzył z całej siły Dracona w brzuch. Wyczerpany już powoli ślizgon zachwiał się i upadł na szklany stolik, który rozpadł się na milion drobnych kawałeczków rozcinając mu tym samym lewe przedramię.
-Dość! Przestańcie!! - Hermiona stanęła naprzeciwko Oliviera, próbując go bezskutecznie odgrodzić od blondyna.
Dopiero interwencja Blaise'a, który zaniepokojony hałasem w dormitorium postanowił sprawdzić co się dzieje. Bez trudu obezwładnił od tyłu rozjuszonego mężczyznę, który ostatkami sił próbował się uwolnić z niedźwiedziego uścisku bruneta.
Hermiona na drżących nogach podeszła do ciężko oddychającego blondyna i najdelikatniej jak mogła sprawdziła obrażenia na głowie i przedramieniu. Krew z nosa przestała wreszcie się sączyć, natomiast siniak pod prawym okiem zaczął przybierać śliwkowy kolor, łuk brwiowy był delikatnie rozcięty, lecz mimo to krew kapała chłopakowi ciurkiem na koszulkę. Na widok przedramienia ślizgona zrobiło się jej jeszcze bardziej słabo. Wzięła kilka uspakajających wdechów i dokładnie przyjrzała się kilkucentymetrowej ranie. Tak jak myślała odłamki szkła wbiły się chłopakowi dosyć głęboko. Po upewnieniu się, że ślizgon nie posiada większych obrażeń, wreszcie odwróciła się w stronę Oliviera, który z chęcią mordu wymalowaną na twarzy wpatrywał się w Malfoy'a. Jego oddech powoli stawał się spokojniejszy. Jego spojrzenie w końcu skierowało się w stronę Hermiony.
-Co Ty do cholery wyrabiasz? - warknęła na niego gryfonka – Nigdy bym się po Tobie tego nie spodziewała!
-Zrobiłem to co powinienem – spojrzał hardo w przepełnione goryczą czekoladowe oczy narzeczonej – To ja nie spodziewałem się tego po Tobie! Ile szumowin zaprosiłaś do swojego łóżka kiedy mnie nie było?
Trzask.
Hermiona podarowała Oliviery siarczysty policzek, na co brunet zaśmiał się gorzko.
-Zabini wyprowadź go stąd proszę.
Mulat skinął tylko głową i pociągnął bruneta w stronę wyjścia.
Gryfinka stała dłuższą chwilę wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Olivier. W jej oczach zaszkliły się łzy, które szybko otarła wierzchem dłoni. Nie mogła pojąć tego jak mógł ją tak potraktować? Widziała w jego oczach złość, która przyprawiała ją o gęsią skórkę. Ból psychiczny jaki teraz czuła łamał jej serce na pół. Tak bardzo chciała teraz upaść na podłogę, zwinąć się w hów kłębek i dać upust wszystkim emocjom. Chciała wrócić do czasów, kiedy była jeszcze dzieckiem a największą tragedią życiową był spadający lód na brudny chodnik. Wzięła kilka głębokich wdechów i ponownie otarła wzbierające się w jej oczach łzy, kiedy poczuła jak silne, męskie ramiona przyciągają ją do siebie i mocno przytulają. Tkwili tak przytuleni do siebie przez dłuższą chwilę. Ona z oczami czerwonymi od łez, on w koszulce poplamionej krwią. Wzajemnie próbowali uśmierzyć ból psychiczny jak i fizyczny.
-Przepraszam – Hermiona spojrzała na niego zapłakanymi oczami – To wszystko moja wina.
-Ciii – Draco przyłożył jej palec wskazujący do ust – Nie masz za co przepraszać.
Dla Ciebie zrobiłbym wszystko – dodał w myślach.

***

Ginny od 15 minut siedziała w jednym z czerwonych foteli przed kominkiem w Pokoju Wspólnym gryfonów. Jej oczy od dłuższego czasu wpatrzone były w roztańczone języki ognia, który wesoło trzaskał w kominki, lecz jej myśli były ukierunkowane w całkiem inną stronę. Od rana nie potrafiła przestać myśleć o tym przeklętym Zabinim. Po wczorajszych wydarzeniach, poznała go z całkiem innej strony. Nigdy by nie pomyślała, że za tą maską cwaniaczka i szkolnego podrywacza kryje się coś bardziej głębszego. Widziała w jego ciemnych czekoladowych oczach strach i zmartwienie, kiedy powiedziała o zniknięciu Hermiony. Nigdy by nie przypuszczała, że ślizgon jego pokroju w jakikolwiek sposób chciałby pomóc gryfonowi. Ginny przygryzła delikatnie wargę i wróciła wspomnieniami do silnych, zdecydowanych męskich ramion, które w tak bardzo opiekuńczy sposób próbowały dodać jej otuchy i zapewnić bezpieczeństwo. Sama nie wie czemu, ale przy tym cholernym, upartym ślizgonie czuła się najbezpieczniejszą osobą na świecie, wiedziała że jeśli ON jest obok to z pewnością nie stanie się jej krzywda.
-Ginny! - dźwięk jej własnego imienia wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się za siebie by po chwili zatopić się w zielonych tęczówkach.
-Harry! - na widok bruneta uśmiechnęła się delikatnie.
Chłopak nachylił się nad nią i pocałował na powitanie. Gryfonka poczuła się dziwnie nieswojo, całujac go po tak długiej przerwie.
-Tak bardzo za Tobą tęskniłem – czarnowłosy zdawał się nie dostrzegać dziwnej reakcji swojej dziewczyny.
-Opowiadaj jak było? - Ginny sprytnie zmieniła temat.
-Opowiem Ci wszystko przy śniadaniu.

Siedzieli przy swoich stałych miejscach przy stole gryfonów. Ginny z całych sił starała się słuchać opowieści Harry'ego i co jakiś czas przytakiwała mu z uśmiechem bądź pytała o niektóre sprawy, nakłaniając chłopaka do dalszej opowieści. Tak naprawdę jej myśli były ukierunkowane w całkiem inną stronę. Wzrokiem błądziła po stołach pozostałych domów, gdy jej wzrok wreszcie spoczął na stole ślizgonów od razu dostrzegła uśmiechniętą twarz Zabiniego, który z zapałem rozmawiał o czymś z nieznanym ślizgonem. Ich spojrzenia się skrzyżowały a ona poczuła jak jej ciało się odpręża.
Po chwili wszystko zdarzyło się tak szybko. Na wolnym miejscu obok Zabiniego usiadła Pansy Parkinson, która na powitanie przyciągnęła do siebie mulata i pocałowała go. Zdezorientowany chłopak oddał pocałunek i odskoczył od brunetki jak oparzony. Jego spojrzenie od razu skierowało się w stronę gryfonów, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała ruda. Jej miejsce było już puste. Ślizgon rozejrzał się po Wielkiej Sali z nadzieją, że znajdzie gdzieś czuprynę, długich lśniących włosów. W ostatniej chwili dostrzegł ją. Szybkim krokiem zmierzała ku wyjściu.
-Oszalałaś Parkinson? - warknął na niczego nie spodziewającą się koleżankę i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.

Ginny skierowała się prosto w stronę łazienki Jęczącej Marty. Sama nie wie czemu akurat wybrała to miejsce. Może dlatego, że potrzebowała ciszy i spokoju? Z pewnością chciała zostać sama. Czuła się zdezorientowana i nie wiedziała co się z nią dzieje i czemu zareagowała tak na pocałunek ślizgona z Parkinson? Przecież nie łączy ich nic z wyjątkiem koleżeńskich stosunków.. A mimo to poczuła dziwne ukłucie w brzuchu kiedy zobaczyła jak całuje się z inną dziewczyną. Gryfonka przemyła twarz zimną wodą i oparła czoło o chłodną ścianę. Była zła sama na siebie. Jeśli ma być szczęśliwa z wybrańcem to musi ograniczyć spotkania z Zabinim do minimum.
Usłyszała za sobą tak dobrze już jej znane kroki. Nie musiała się nawet odwracać, dobrze wiedziała kto to jest.
-Daj mi spokój Blaise, chcę pobyć sama.
-Wszystko w porządku lisico?
-Po prostu źle się poczułam, ale już mi lepiej – odpowiedziała – Dzięki za fatygę, ale możesz już sobie iść.
-Spójrz na mnie.
Ginny powoli odwróciła się za siebie i spojrzała w ciemne oczy chłopaka.
-Wiem, że kłamiesz Weasley.
-Od kiedy z Ciebie taki ekspert co Zabini?
-Zdążyłem Cię całkiem dobrze poznać lisico – na ustach ślizgona pojawił się łobuzerski uśmiech – Chodzi Ci o ten pocałunek z Pansy?
-Nie interesuje mnie to co i z kim robisz - spojrzała mu prosto w oczy.
Uśmiech nie schodził ślizgonowi z ust. Uwielbiał tą dziewczynę. Jej upór, pewność siebie i ostry temperament, którego nie był w stanie ugasić. Nigdy w życiu nie spotkał na swojej drodze takiej kobiety. Całkowicie różniła się od tych wszystkich puszczalskich idiotek, które po kilku miłych słowach były gotowe wskoczyć mu do łóżka. Ona była inna, znała swoją pewność siebie i zawsze broniła swojego zdania. Sam nie wiedział co nim kierowało, może to był tylko impuls, chwilowa zachcianka, a może coś więcej? Chciał ją pocałować i zrobił to. Jednym zdecydowanym ruchem przyciągnął do siebie niczego niespodziewającą się gryfonkę i delikatnie ją pocałował. Czuł jak jej ciało się spina, lecz odwzajemniła pocałunek. Podniósł ją do góry i posadził na jednej z umywalek. Serce biło mu jak oszalałe, kiedy ich języki w końcu spotkały się. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne, było coś w tej chwili magicznego. Dla obojga czas mógłby przestać istnieć. Liczyło się to co było tu i teraz. Ta jedna chwila, która być może zmieni wszystko. Ślizgon w końcu odsunął się od gryfonki i spojrzał w jej oliwkowe oczy.
-Czemu to zrobiłeś? - zapytała ździwiona.
-Bo mogłem i chciałem – odparł odgarniając jej włosy za ucho.
Pocałował ją jeszcze raz na pożegnanie po czym bez słowa opuścił łazienkę, pozostawiając ją w jeszcze większej dezorientacji.

***

Hermiona większość popołudnia i wieczór spędziła w bibliotece chcąc zabić czymś niepokojące ją myśli. Draco leżał obecnie w skrzydle szpitalnym na obserwacji, dostał eliksir słodkiego snu więc miała cały wieczór i noc do własnej dyspozycji. Perspektywa spędzenia samotnie nocy w dormitorium po ostatnich wydarzenaich trochę ją przerażała, tak naprawdę bała się zostawać sama. Nie chciała też obarczać wszystkimi problemami swoich przyjaciół, wiedziała że sama musi zmierzyć się ze swoimi lękami jeśli chce na nowo zacząć normalnie funkcjonować. Jak najdłuższej się dało odwlekała powrót do dormitorium, gdy nagle podleciała do niej mała brązowa płomykówka. Hermiona odwiązała szybko liścik przyczepiony do nóżki ptaka, sowa zahuczała i odleciał w tylko sobie znanym kierunku. Gryfonka usiadła na jednej z drewnianych ławek na korytarzu i przeczytała krótką notatkę.

Kochana Hermiono,
Wiem już o wszystkim od Dumbledorea. Jeśli jeszcze mnie znienawidziłaś i chciałabyś porozmawiać to wiesz gdzie mnie znaleźć.
Kochający Olivier

Wiedziała, że wcześniej czy później będą musieli porozmawiać i szczerze mówiąc bała się tej rozmowy. Nie zastanawiając się zbyt długo skierowała się w stronę gabinetu Olviera. Z wahaniem zapukała do drzwi. Słyszała po drugiej stronie ciche kroki, a po chwili drzwi przed nią się otworzyły.
-Wejdź – usłyszała cichy głos mężczyzny, który przepuścił ją w drzwiach. Pewnym krokiem skierowała się od razu w stronę drzwi, gdzie znajdowały się prywatne komnaty. Wypowiedziała tak dobrze znane jej hasło i weszła do środka. Dopiero tam zdecydowała się w końcu spojrzeć na bruneta. Wyglądał o wiele lepiej od Dracona. Zaledwie kilka zadrapań na twarzy i spore rozcięcie tuż pod okiem.
-Cieszę się, że przyszłaś – zaczął rozmowę – Posłuchaj.. przepraszam Cię z całego serca, gdybym Tylko wiedział co Ci się przytrafiło wczorajszego wieczoru...
-To Cię nie usprawiedliwia – przerwała mu – Zachowałeś się jak skończony dupek
-Po prostu myślałem że Ty i On..
-Draco jest moim przyjacielem. Zawdzięczam mu życie – oczy gryfonki się zaszkliły od łez – Gdyby nie on, to dzisiaj by mnie już tutaj nie było. Nie chciałam być w nocy sama, więc poprosiłam go żeby ze mną został.
-Przepraszam...masz rację zachowałem się jak skończony dupek, ale kocham Cię...
-To nie mnie powinieneś przepraszać, tylko Dracona – Hermiona spojrzała Olivierowi w oczy – Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że mogłaby Cię zdradzić. Nie ufasz mi?
-Ufam – odpowiedział.
Jak przez mgłę wróciły do niego obrazy z nocy spędzonej z Parkinson. Patrzył w czekoladowe oczy gryfonki a słowa więzły mu w gardle. Chciał jej powiedzieć,a le się bał. Bał się, że przez własną głupotę i chwilę słabości straci ją bezpowrotnie. Jeżeli Parkinson nie puści pary z ust jest szansa że Hermiona nigdy się nie dowie.
-Wybaczysz mi kiedyś?
-Każdy zasługuje na drugą szansę, ale na pewno nie zapomnę tego wszystkiego.
Oczy mężczyzny zalśniły.
Podszedł do niej i delikatnie ją pocałował po czym mocno ją do siebie przytulił.
-Tak bardzo się cieszę, że jesteś cała i zdrowa- wyszeptał wtulając twarz w jej włosy.

***

-Czy tobie do reszty odbiło Parkinson?! Miałaś go uwieść, ale nie od razu iść z nim do łóżka! - Zabini z wymalowaną wściekłością na twarzy patrzył na zadowoloną z siebie Pansy.
-Nie wiem czym się tak denerwujesz Zabini – dziewczyna nalała sobie do szklanki ognistej i rozsiadła się wygodnie w jednym z foteli – Stało się to się stało. Przynajmniej teraz można przystąpić do fazy drugiej.
-Jakiej zaś fazy drugiej? - Mulat krążył po pokoju tam i z powrotem.
-Szantaż Blaise, szantaż.
-A nie możesz sobie po prostu odpuścić? Ona i tak już dużo wycierpiała w życiu.
-Czyżbyś się naglę przejmował losem szlam Zabini? - Pansy bacznie przyglądała się przyjacielowi – A może powiesz mi co Cię łączy z tą Weasley'ówną?
-Nie Twój interes.
-Nie mów, że... - brunetka zaśmiała się ironicznie – Czujesz coś do niej.
Ślizgon patrzył na nią spod byka.
-I z pewnością ta ruda małpa czuje coś do Ciebie - Pansy zacmokała – Idealnie! Dzięki niej możesz bardziej zbliżyć się do Granger... a wtedy zniszczymy ją w najmniej oczekiwanym momencie.
-Chcesz się dalej w to bawić, to baw się sama – warknął – Ja nie mam zamiaru brać w tym udziału.
-Weźmiesz..
-Bo co?
-Bo inaczej o wszystkim dowie się Twoja mała ruda zabaweczka.
Tego było już za dużo. Wkurzony Zabini przyparł rozbawioną całą sytuacją Pansy do ściany.
-Spróbuj się do niej zbliżyć, a wtedy inaczej pogadamy – wysyczał jej do ucha i puścił.
Dziewczyna rozmasowała obolałe części ciała.
-Naciesz się szczęściem Zabini póki jeszcze możesz – odpowiedziała po czym opuściła prywatne dormitorium chłopaka.