piątek, 24 października 2014

Rozdział 16 Dylematy

Z dedykacją dla kochanej Silje.

Ostatnie pomarańczowe liście zleciały na pokrytą białym puchem ziemię. Skończyła się jesień ustępując miejsce srogiej i mroźnej zimie, która powoli wkrada się w krajobraz pokrywając wszystko  dookoła białą, równomierną pokrywą.  Większość uczniów pozostawała w ciepłym i przytulnym zamku z daleka od siarczystego mrozu, choć i zdarzali się tacy co z ochotą wychodzili na mroźne powietrze i wraz z przyjaciółmi ścigali się na zamarzniętej tafli jeziora.
Hermiona dołożyła trochę drewna do trzeszczącego wesoło kamiennego kominka i usiadła wygodnie na swoim ulubionym fotelu, tuż koło Ginny.   Już od dawna nie czuła się tak zrelaksowana, pomimo nieprzyjemnych wspomnień związanych z Ericiem, powoli wszystko wracało do normy, a co najważniejsze wreszcie mogła spędzić wieczór w towarzystwie swojej najlepszej przyjaciółki.  Spojrzała na zamyśloną, piegowatą twarz Ginny.
-Wszystko w porządku? – Hermiona rozlała do kieliszków czerwone wino i podała jeden Rudej.
-Szczerze mówiąc nic nie jest w porządku – najmłodsza latrość Weasley’ów wbiła swoje oliwkowe oczy w roztańczone języki ognia w kominku – Całowałam się z Zabinim  i co gorsze podobało mi się i z chęcią bym to powtórzyła – rudowłosa  przeniosła spojrzenie na zaskoczoną twarz przyjaciółki – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że doskonale wiem jakim typem faceta jest Blaise a mimo to dalej chcę brnąć w tą chorą grę, którą on prowadzi.  Nie chcę stać się jego kolejną chwilową zachcianką. Nie chcę ranić też Harry’ego, może i nie jest idealnym chłopakiem ale wiele razem w życiu przeszliśmy…
Hermiona cicho westchnęła i usiadła obok przyjaciółki by ją mocno przytulić i dodać otuchy.
-Nie mogę podjąć za Ciebie decyzji – uśmiechnęła się delikatnie – Ty sama musisz wiedzieć czego chcesz od życia. Może Blaise to jeden z największych podrywaczy jakiego znam, ale widziałam jak się zachowuje będąc przy Tobie.  A co do Harry’ego to powinniście ze sobą szczerze porozmawiać i wspólnie postanowić co dalej. Którąkolwiek ścieżkę wybierzesz, na mnie zawsze będziesz mogła liczyć.
Twarz rudowłosej delikatnie się rozpromieniła.
-Wiesz, masz całkowitą rację. Dziękuje – Ginny pocałowała przyjaciółkę w policzek i wstała z kanapy.
-A ty dokąd?
-Idę stawić czoła problemom . Trzymaj za mnie kciuki! – odpowiedziała i zniknęła w wyjściu.

Kiedy tylko Ginny wyszła w salonie wspólnym prefektów zmaterializował się Draco.  Z łobuzerskim uśmiechem na ustach rozłożył się wygodnie na kanapie, a głowę położył na kolanach gryfonki.
-Co Ci tak wesoło Malfoy?  - Hermiona zaczęła bawić się jego przydługimi blond kosmykami owijając je sobie między palcami.
-Niechcąco usłyszałem waszą rozmowę o tym, że Ruda całowała się z Blaisem i mam pewien plan – w jego błękitnych oczach tańczyły wesołe iskierki. 
-Niechcący? – dziewczyna uniosła jedną brew i cicho zachichotała, nie pamięta kiedy ostatni raz widziała Malfoya takiego hmmm.. szczęśliwego, ostatnie tygodnie z pewnością i dla niego były dosyć ciężkie – Co to za iście diabelski plan Malfoy?
Draco podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał w czekoladowe oczy gryfonki.
-Sama przyznaj, że ta dwójka idealnie do siebie pasuje, moglibyśmy ich ze sobą zeswatać! Blaise nareszcie by się ustatkował, a Ginny z pewnością byłaby szczęśliwa.
-Sama nie wiem – A co jeśli nie wyjdzie? Nie chcę robić Ginny niepotrzebnej nadziei poza tym Blaise to babiarz i Ty najlepiej o tym wiesz w końcu to twój przyjaciel.
-Nie będę Cię okłamywać, Blaise jest mistrzem w podrywaniu kobiet, ale jeszcze nigdy nie widziałem żeby troszczył się o jakąkolwiek inną kobietą oprócz swojej matki, aż do tej felernej nocy z Fosterem.  Widziałem jak zaopiekował się Ginny.
Hermiona ze spokojem wysłuchała wszystkich argumentów blondyna, i po dość długiej dyskusji i rozważeniu wszystkich za i przeciw z uśmiechem na ustach przystała na propozycję ślizgona.  Chciała żeby w końcu Ginny zaznała prawdziwego szczęścia i w głębi duszy wierzyła, że Zabini może jej go dostarczyć.
Gryfonka nachyliła się by dać blondynowi buziaka w  policzek w ramach podziękowania, lecz ten niespodziewanie odwrócił głowę w stronę dziewczyny a ich usta zetknęły się dosłownie na kilka sekund.   Hermiona cała czerwona na twarzy szybko pożegnała się z chłopakiem i zawstydzona zniknęła w swojej sypialni. Zamknęła za sobą drzwi i plecami oparła się o nie.  Dziwnie się poczuła kiedy jej usta spotkały się z jego.  Pokręciła gwałtowanie głową, żeby wymazać obraz jego ust ze wspomnień.  Zapomnij o tym – powiedziała do siebie – to wszystko wydarzyło się niechcący.
Tymczasem Draco jak osłupiały siedział przez dobre kilka minut siedział na kanapie w tej samej pozycji.  Palcami dotknął ust, które jeszcze przed chwilą czuły na sobie gorące wargi Granger. Na jego twarzy rozkwitł uśmiech, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musi o nią zawalczyć, a dzisiejszy wieczór będzie początkiem.
***
Ginny pewnym krokiem przemierzała spowite w półmroku korytarze Hogwartu, kiedy poczuła jak czyjeś silne ręce wciągają ją do jednej z pustych sali lekcyjnej. Zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować była już przyciśnięta plecami do chłodnej kamiennej ściany sali. Poczuła delikatny pocałunek na swoich wargach, a zapach tak dobrze jej znanych perfum pieścił delikatnie jej nozdrza.  Dobrze wiedziała kim owy mężczyzna jest i mimo, że cichutki głosik w jej głowie próbował ją za wszelką cenę powstrzymać, ona oddała pocałunek.  Dopiero kiedy poczuła, że uścisk mężczyzny się poluźnia natychmiast go od siebie odepchnęła.
-Jesteś kompletnym idiotą  Zabini już do końca Ci odbiło?!  - warknęła na niego zdenerwowana.
Chłopak odsłonił w uśmiechu rząd śnieżnobiałych zębów, które przebijały się przez ciemność panującą w pomieszczeniu.
-Lumos – szepnęła, a snop światła z jej różdżki rozświetlił salę.
Mogła się teraz dokładnie przyjrzeć brunetowi.  Stał przed nią  pewny i zadowolony z siebie z wymalowanym łobuzerskim uśmiechem na ustach, który sprawiał że kolana się pod nią uginały.  W duchu przeklinała siebie i swoją głupotę. Czemu tak bardzo dała się omotać temu ślizgonowi?  Gdzie podział się jej rozsądek, którym zawsze się kierowała?
Blaise czuł jak jego całe ciało się spina, a dłonie są już całkowicie mokre od potu. Nie wiedziała dlaczego dokładnie to robi, ani co nim kierowało.  Patrząc w te oliwkowe oczy dziewczyny, które co noc nawiedzają go w snach po prostu wiedział, że musi to zrobić. Może i nie wiedział zbyt wiele o związkach damsko-męskich bo tak naprawdę nigdy nie miał dziewczyny na więcej niż jedną noc, ale chciał zaryzykować. 
-Możemy pogadać? –
-Posłuchaj Blaise, chętnie bym została i pogadała ale naprawdę mam coś bardzo ważnego do załatwienia. Możemy to przełożyć na później? -  gryfonka spojrzała przepraszająco na chłopaka po czym bez słowa go ominęła i wyszła, pozostawiając całkowicie zdezorientowanego ślizgona w pustej sali.
Cała jej pewność siebie i determinacja jaką jeszcze przed chwilą czuła wychodząc od Hermiony w kilka sekund prysła jak bańka mydlana. Za każdym razem gdy tylko Blaise pojawia się na jej drodze ona całkowicie traci grunt pod nogami.  Niepewnie stanęła pod portretem Grubej Damy i wypowiedziała hasło, obraz przesunął się w bok ukazując wąskie przejście prowadzące do Pokoju Wspólnego gryfonów. Ginny stanęła w rogu salonu i zaczęła się rozglądać za kruczoczarną czupryną włosów. Dostrzegła go na drugim końcu pomieszczenia, grał w szachy wraz z jej bratem.  Z lekkim wahaniem ruszyła w kierunku chłopaków, była pewna tego że między nią a Harry’m nic nie będzie, ale nie chciała też zranić w jakikolwiek chłopca, który przeżył. Może właśnie ta myśl sprawiała, że ciągle tkwiła wiernie u boku Harry’ego? Może faktycznie jedyną słuszną decyzją będzie jak każde z nich pójdzie swoją własną ścieżką?
-Ginny Hej! – twarz Rona rozpromieniła się na widok ukochanej siostry.
-Cześć – odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając.
-Chcesz popatrzeć jak ogrywam Harry’ego?
-Dzięki Ron, ale może innym razem – Ginny przeniosła wzrok z brata na wybrańca – Harry możemy porozmawiać?

***
Następnego dnia w Hogwarcie panowało kompletne poruszenie.  Z samego rana na tablicy ogłoszeń w każdym z pokoi wspólnych pojawiło się ogłoszenie o organizowanym przez szkołę Balu Bożonarodzeniowym, który ma się odbyć dzień przed wyjazdem uczniów na ferie świąteczne do domów.
Hermiona wywróciła oczami, kiedy wraz z Draconem minęła kolejną rozchichotaną grupkę dziewczyn, która na widok blondyna rzucała mu zalotne spojrzenia z nadzieją że może ślizgon wybierze akurat jedną z nich.
-Będziesz mieć ciężki wybór spośród tylu kandydatek – gryfonka zachichotała na widok miny blondyna patrzącego na te wszystkie dziewczyny.
-Chyba będą musiały obejść się smakiem, bo ja już wybrałem – ślizgon przeczesał palcami niesfonre włosy opadające mu na czoło.
-Pochwal się kim jest ta szczęściara?
Draco wzruszył ramionami i spojrzał w czekoladowe oczy dziewczyny.
-Nie chcę zapeszać.  jeszcze nie wiem czy zgodzi się ze mną pójść.
-Wyszła by na skończoną idiotkę gdyby nie przyjęła od Ciebie zaproszenia – Hermiona obdarzyła chłopaka uśmiechem po czym pociągnęła go w stronę sali lekcyjnej, gdzie za chwile miały się zacząć zajęcia z Transmutacji.
-A ty z kim idziesz? – gryfonka poczuła ciepłe powietrze na karku – Bo Black z pewnością towarzyszyć Ci nie będzie mógł.
Ślizgon spojrzał kątem oka na nauczyciela, który tłumaczył szczegółowo jak przemienić  klatkę w czarnego kota.
-Nie wiem, jeszcze o tym nie myślałam– odpowiedziała mu szeptem Hermiona.
-Może Pan Malfoy i Panna Granger podzielą się z nami o czym tak zaciekle dyskutują? – Olivier wbił swoje ciemne oczy w ślizgona, który coraz bardziej zaczynał go drażnić.
Draco posłał Olviierowi ironiczny uśmiech po czym wstał z krzesła i spojrzał na Hermionę.
-Przepraszam panie profesorze, chciałem się tylko zapytać Panny Granger czy uczyniłaby mi ten zaszczyt i poszła ze mną na Bal Bożonarodzeniowy?
Dla nikogo nie było dziwne, że od jakiegoś ta dwójka stała się prawie, że nierozłączną. Wszystkie spojrzenia były teraz skierowane w stronę uśmiechniętego od ucha do ucha Malfoya i zaskoczonej Granger, która wpatrywała się w Malfoya.
-Tak, jasne zgadzam się – odpowiedziała po dłuższym milczeniu, a na jej bladych policzkach pojawił się delikatny, różowy rumieniec.
-Dosyć tej szopki Malfoy –warknął Olivier – Masz szlaban, dzisiaj o 18 widzę Cię w moim gabinecie zrozumiano?
-Tak –odpowiedział Draco i z satysfakcją spojrzał na swojego rywala.
Reszta lekcji minęła im w spokojnej atmosferze, dopiero przy podwieczorku Hermiona w końcu pierwsza przerwała milczenie panujące między nią a chłopakiem.
-Warto było mu dogryźć, żeby zarobić szlaban? – Hermiona  z politowaniem spojrzała na Dracona – Zachowujecie się obydwaj jak dzieci.
-Uwierz mi, że jeśli miałby jeszcze raz to powtórzyć to z pewnością bym to zrobił – Draco uśmiechnięty od ucha do ucha wciskał w siebie trzecią porcję budyniu.
-Może spróbuje z nim pogadać i jakoś anulować ten szlaban?
-Po co? – ślizgon wzruszył ramionami – Ja już z niecierpliwością wypatruje tego szlabanu.
-Czy wszyscy faceci muszą być takimi kretynami? – warknęła rozłoszczona gryfonka i wstała od stołu zostawiając niedokończony budyń.

***
Wychudzony Lucjusz Malfoy spacerował tam i z powrotem  po swojej małej celi w Azkabanie. Niegdyś  jego długie, gęste i lśniące blond włosy zmatowiały i nabrały mysiego koloru przeplatanego z siwizną. Niegdyś szanowany arystokrata w świecie czarodziejów, teraz marna namiastką mężczyzny którym kiedyś był.  
Wskazówki zegara na ścianie korytarza wskazywały środek nocy, ale on zdawał się tego nie zauważać.  Kilka godzin temu dowiedział się, że ten przeklęty Foster był na tyle głupi, że nie potrafił wykonać tak prostego zadania jak pozbycie się raz na zawsze tej pieprzonej szlamy Granger i dał się złapać.  To właśnie dzisiaj zdał sobie sprawę, że w obecnym świecie na nikogo nie można już liczyć. Jeśli trzeba coś zrobić najlepiej zrobić to własnoręcznie. W głowie Lucjusza powoli układał się doskonały plan ucieczki z tej strzeżonej twierdzy przez dementory zwanej Azkabanem.  To, że być może  po jego ucieczce czeka go śmierć nie było istotne. Musiał za wszelką cenę uchronić jedynego syna i dziedzica od  skalania szlamem nazwiska Malfoy’ów.  Nie może pozwolić, żeby syn który okazał się kompletnym nieudacznikiem zaprzepaścił to, na co jego przodkowie pracowali wiekami. Malfoy’owie byli od zawsze bogatym i szanowanym rodem.  Od wieków zachowywali czystości krwi w swojej rodzinie, dlatego byli tacy wyjątkowi. Bogactwo i czystość krwi  - tylko te dwie rzeczy dla Malfoy’ów miały jakąkolwiek wartość.
Z ust Lucjusza wydobył się dziwny rechot przypominający śmiech, a jego blade niebieskie tęczówki zalśniły złowieszczo na myśl o bliskim spotkaniu ze szlamą Granger, które już dokładnie zaplanował w swojej głowie.

Już wkrótce – pomyślał i ponownie się zaśmiał.

~~*~~*~~*~~

Starałam się jak mogłam w nawale nauki i pracy aby się wyrobić z rozdziałem na dzisiaj i o to jest ;)  Może nie należy do najlepszych i mow trochę przynudza, ale mogę was zapewnić że w następnych rozdziałach będzie się na prawdę sporo działo i będzie na prawdę sporo Dramione ;)
Czekam z niecierpliwością na wasze opinie!
P.S. Nie narzekajcie, że krótki bo to aż 5 stron w wordzie!
Ściskam gorąco AvadKa !!