Z dedykacją dla
kochanej Silje.
Ostatnie pomarańczowe liście zleciały na pokrytą białym
puchem ziemię. Skończyła się jesień ustępując miejsce srogiej i mroźnej zimie,
która powoli wkrada się w krajobraz pokrywając wszystko dookoła białą, równomierną pokrywą. Większość uczniów pozostawała w ciepłym i
przytulnym zamku z daleka od siarczystego mrozu, choć i zdarzali się tacy co z
ochotą wychodzili na mroźne powietrze i wraz z przyjaciółmi ścigali się na zamarzniętej
tafli jeziora.
Hermiona dołożyła trochę drewna do trzeszczącego wesoło
kamiennego kominka i usiadła wygodnie na swoim ulubionym fotelu, tuż koło
Ginny. Już od dawna nie czuła się tak
zrelaksowana, pomimo nieprzyjemnych wspomnień związanych z Ericiem, powoli
wszystko wracało do normy, a co najważniejsze wreszcie mogła spędzić wieczór w
towarzystwie swojej najlepszej przyjaciółki. Spojrzała na zamyśloną, piegowatą twarz Ginny.
-Wszystko w porządku? – Hermiona rozlała do kieliszków
czerwone wino i podała jeden Rudej.
-Szczerze mówiąc nic nie jest w porządku – najmłodsza
latrość Weasley’ów wbiła swoje oliwkowe oczy w roztańczone języki ognia w
kominku – Całowałam się z Zabinim i co
gorsze podobało mi się i z chęcią bym to powtórzyła – rudowłosa przeniosła spojrzenie na zaskoczoną twarz
przyjaciółki – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że doskonale wiem jakim typem
faceta jest Blaise a mimo to dalej chcę brnąć w tą chorą grę, którą on
prowadzi. Nie chcę stać się jego kolejną
chwilową zachcianką. Nie chcę ranić też Harry’ego, może i nie jest idealnym
chłopakiem ale wiele razem w życiu przeszliśmy…
Hermiona cicho westchnęła i usiadła obok przyjaciółki by ją
mocno przytulić i dodać otuchy.
-Nie mogę podjąć za Ciebie decyzji – uśmiechnęła się
delikatnie – Ty sama musisz wiedzieć czego chcesz od życia. Może Blaise to
jeden z największych podrywaczy jakiego znam, ale widziałam jak się zachowuje
będąc przy Tobie. A co do Harry’ego to
powinniście ze sobą szczerze porozmawiać i wspólnie postanowić co dalej.
Którąkolwiek ścieżkę wybierzesz, na mnie zawsze będziesz mogła liczyć.
Twarz rudowłosej delikatnie się rozpromieniła.
-Wiesz, masz całkowitą rację. Dziękuje – Ginny pocałowała
przyjaciółkę w policzek i wstała z kanapy.
-A ty dokąd?
-Idę stawić czoła problemom . Trzymaj za mnie kciuki! –
odpowiedziała i zniknęła w wyjściu.
Kiedy tylko Ginny wyszła w salonie wspólnym prefektów
zmaterializował się Draco. Z łobuzerskim
uśmiechem na ustach rozłożył się wygodnie na kanapie, a głowę położył na
kolanach gryfonki.
-Co Ci tak wesoło Malfoy? - Hermiona zaczęła bawić się jego przydługimi blond
kosmykami owijając je sobie między palcami.
-Niechcąco usłyszałem waszą rozmowę o tym, że Ruda całowała
się z Blaisem i mam pewien plan – w jego błękitnych oczach tańczyły wesołe
iskierki.
-Niechcący? – dziewczyna uniosła jedną brew i cicho
zachichotała, nie pamięta kiedy ostatni raz widziała Malfoya takiego hmmm..
szczęśliwego, ostatnie tygodnie z pewnością i dla niego były dosyć ciężkie – Co
to za iście diabelski plan Malfoy?
Draco podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał w
czekoladowe oczy gryfonki.
-Sama przyznaj, że ta dwójka idealnie do siebie pasuje,
moglibyśmy ich ze sobą zeswatać! Blaise nareszcie by się ustatkował, a Ginny z
pewnością byłaby szczęśliwa.
-Sama nie wiem – A co jeśli nie wyjdzie? Nie chcę robić
Ginny niepotrzebnej nadziei poza tym Blaise to babiarz i Ty najlepiej o tym
wiesz w końcu to twój przyjaciel.
-Nie będę Cię okłamywać, Blaise jest mistrzem w podrywaniu
kobiet, ale jeszcze nigdy nie widziałem żeby troszczył się o jakąkolwiek inną
kobietą oprócz swojej matki, aż do tej felernej nocy z Fosterem. Widziałem jak zaopiekował się Ginny.
Hermiona ze spokojem wysłuchała wszystkich argumentów
blondyna, i po dość długiej dyskusji i rozważeniu wszystkich za i przeciw z
uśmiechem na ustach przystała na propozycję ślizgona. Chciała żeby w końcu Ginny zaznała prawdziwego
szczęścia i w głębi duszy wierzyła, że Zabini może jej go dostarczyć.
Gryfonka nachyliła się by dać blondynowi buziaka w policzek w ramach podziękowania, lecz ten niespodziewanie
odwrócił głowę w stronę dziewczyny a ich usta zetknęły się dosłownie na kilka
sekund. Hermiona cała czerwona na
twarzy szybko pożegnała się z chłopakiem i zawstydzona zniknęła w swojej
sypialni. Zamknęła za sobą drzwi i plecami oparła się o nie. Dziwnie się poczuła kiedy jej usta spotkały
się z jego. Pokręciła gwałtowanie głową,
żeby wymazać obraz jego ust ze wspomnień.
Zapomnij o tym – powiedziała
do siebie – to wszystko wydarzyło się
niechcący.
Tymczasem Draco jak osłupiały siedział przez dobre kilka
minut siedział na kanapie w tej samej pozycji.
Palcami dotknął ust, które jeszcze przed chwilą czuły na sobie gorące
wargi Granger. Na jego twarzy rozkwitł uśmiech, doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, że musi o nią zawalczyć, a dzisiejszy wieczór będzie początkiem.
***
Ginny pewnym krokiem przemierzała spowite w półmroku
korytarze Hogwartu, kiedy poczuła jak czyjeś silne ręce wciągają ją do jednej z
pustych sali lekcyjnej. Zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować była już
przyciśnięta plecami do chłodnej kamiennej ściany sali. Poczuła delikatny
pocałunek na swoich wargach, a zapach tak dobrze jej znanych perfum pieścił
delikatnie jej nozdrza. Dobrze wiedziała
kim owy mężczyzna jest i mimo, że cichutki głosik w jej głowie próbował ją za
wszelką cenę powstrzymać, ona oddała pocałunek.
Dopiero kiedy poczuła, że uścisk mężczyzny się poluźnia natychmiast go
od siebie odepchnęła.
-Jesteś kompletnym idiotą
Zabini już do końca Ci odbiło?! -
warknęła na niego zdenerwowana.
Chłopak odsłonił w uśmiechu rząd śnieżnobiałych zębów, które
przebijały się przez ciemność panującą w pomieszczeniu.
-Lumos – szepnęła,
a snop światła z jej różdżki rozświetlił salę.
Mogła się teraz dokładnie przyjrzeć brunetowi. Stał przed nią pewny i zadowolony z siebie z wymalowanym
łobuzerskim uśmiechem na ustach, który sprawiał że kolana się pod nią uginały. W duchu przeklinała siebie i swoją głupotę.
Czemu tak bardzo dała się omotać temu ślizgonowi? Gdzie podział się jej rozsądek, którym zawsze
się kierowała?
Blaise czuł jak jego całe ciało się spina, a dłonie są już
całkowicie mokre od potu. Nie wiedziała dlaczego dokładnie to robi, ani co nim
kierowało. Patrząc w te oliwkowe oczy
dziewczyny, które co noc nawiedzają go w snach po prostu wiedział, że musi to
zrobić. Może i nie wiedział zbyt wiele o związkach damsko-męskich bo tak
naprawdę nigdy nie miał dziewczyny na więcej niż jedną noc, ale chciał
zaryzykować.
-Możemy pogadać? –
-Posłuchaj Blaise, chętnie bym została i pogadała ale
naprawdę mam coś bardzo ważnego do załatwienia. Możemy to przełożyć na później?
- gryfonka spojrzała przepraszająco na
chłopaka po czym bez słowa go ominęła i wyszła, pozostawiając całkowicie
zdezorientowanego ślizgona w pustej sali.
Cała jej pewność siebie i determinacja jaką jeszcze przed
chwilą czuła wychodząc od Hermiony w kilka sekund prysła jak bańka mydlana. Za
każdym razem gdy tylko Blaise pojawia się na jej drodze ona całkowicie traci
grunt pod nogami. Niepewnie stanęła pod
portretem Grubej Damy i wypowiedziała hasło, obraz przesunął się w bok ukazując
wąskie przejście prowadzące do Pokoju Wspólnego gryfonów. Ginny stanęła w rogu
salonu i zaczęła się rozglądać za kruczoczarną czupryną włosów. Dostrzegła go
na drugim końcu pomieszczenia, grał w szachy wraz z jej bratem. Z lekkim wahaniem ruszyła w kierunku
chłopaków, była pewna tego że między nią a Harry’m nic nie będzie, ale nie
chciała też zranić w jakikolwiek chłopca, który przeżył. Może właśnie ta myśl
sprawiała, że ciągle tkwiła wiernie u boku Harry’ego? Może faktycznie jedyną
słuszną decyzją będzie jak każde z nich pójdzie swoją własną ścieżką?
-Ginny Hej! – twarz Rona rozpromieniła się na widok
ukochanej siostry.
-Cześć – odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając.
-Chcesz popatrzeć jak ogrywam Harry’ego?
-Dzięki Ron, ale może innym razem – Ginny przeniosła wzrok z
brata na wybrańca – Harry możemy porozmawiać?
***
Następnego dnia w Hogwarcie panowało kompletne poruszenie. Z samego rana na tablicy ogłoszeń w każdym z
pokoi wspólnych pojawiło się ogłoszenie o organizowanym przez szkołę Balu
Bożonarodzeniowym, który ma się odbyć dzień przed wyjazdem uczniów na ferie
świąteczne do domów.
Hermiona wywróciła oczami, kiedy wraz z Draconem minęła
kolejną rozchichotaną grupkę dziewczyn, która na widok blondyna rzucała mu
zalotne spojrzenia z nadzieją że może ślizgon wybierze akurat jedną z nich.
-Będziesz mieć ciężki wybór spośród tylu kandydatek –
gryfonka zachichotała na widok miny blondyna patrzącego na te wszystkie
dziewczyny.
-Chyba będą musiały obejść się smakiem, bo ja już wybrałem –
ślizgon przeczesał palcami niesfonre włosy opadające mu na czoło.
-Pochwal się kim jest ta szczęściara?
Draco wzruszył ramionami i spojrzał w czekoladowe oczy
dziewczyny.
-Nie chcę zapeszać.
jeszcze nie wiem czy zgodzi się ze mną pójść.
-Wyszła by na skończoną idiotkę gdyby nie przyjęła od Ciebie
zaproszenia – Hermiona obdarzyła chłopaka uśmiechem po czym pociągnęła go w
stronę sali lekcyjnej, gdzie za chwile miały się zacząć zajęcia z Transmutacji.
-A ty z kim idziesz? – gryfonka poczuła ciepłe powietrze na
karku – Bo Black z pewnością towarzyszyć Ci nie będzie mógł.
Ślizgon spojrzał kątem oka na nauczyciela, który tłumaczył
szczegółowo jak przemienić klatkę w
czarnego kota.
-Nie wiem, jeszcze o tym nie myślałam– odpowiedziała mu
szeptem Hermiona.
-Może Pan Malfoy i Panna Granger podzielą się z nami o czym
tak zaciekle dyskutują? – Olivier wbił swoje ciemne oczy w ślizgona, który
coraz bardziej zaczynał go drażnić.
Draco posłał Olviierowi ironiczny uśmiech po czym wstał z
krzesła i spojrzał na Hermionę.
-Przepraszam panie profesorze, chciałem się tylko zapytać
Panny Granger czy uczyniłaby mi ten zaszczyt i poszła ze mną na Bal
Bożonarodzeniowy?
Dla nikogo nie było dziwne, że od jakiegoś ta dwójka stała
się prawie, że nierozłączną. Wszystkie spojrzenia były teraz skierowane w
stronę uśmiechniętego od ucha do ucha Malfoya i zaskoczonej Granger, która
wpatrywała się w Malfoya.
-Tak, jasne zgadzam się – odpowiedziała po dłuższym
milczeniu, a na jej bladych policzkach pojawił się delikatny, różowy rumieniec.
-Dosyć tej szopki Malfoy –warknął Olivier – Masz szlaban,
dzisiaj o 18 widzę Cię w moim gabinecie zrozumiano?
-Tak –odpowiedział Draco i z satysfakcją spojrzał na swojego
rywala.
Reszta lekcji minęła im w spokojnej atmosferze, dopiero przy
podwieczorku Hermiona w końcu pierwsza przerwała milczenie panujące między nią
a chłopakiem.
-Warto było mu dogryźć, żeby zarobić szlaban? –
Hermiona z politowaniem spojrzała na
Dracona – Zachowujecie się obydwaj jak dzieci.
-Uwierz mi, że jeśli miałby jeszcze raz to powtórzyć to z
pewnością bym to zrobił – Draco uśmiechnięty od ucha do ucha wciskał w siebie
trzecią porcję budyniu.
-Może spróbuje z nim pogadać i jakoś anulować ten szlaban?
-Po co? – ślizgon wzruszył ramionami – Ja już z
niecierpliwością wypatruje tego szlabanu.
-Czy wszyscy faceci muszą być takimi kretynami? – warknęła
rozłoszczona gryfonka i wstała od stołu zostawiając niedokończony budyń.
***
Wychudzony Lucjusz Malfoy spacerował tam i z powrotem po swojej małej celi w Azkabanie.
Niegdyś jego długie, gęste i lśniące
blond włosy zmatowiały i nabrały mysiego koloru przeplatanego z siwizną.
Niegdyś szanowany arystokrata w świecie czarodziejów, teraz marna namiastką
mężczyzny którym kiedyś był.
Wskazówki zegara na ścianie korytarza wskazywały środek
nocy, ale on zdawał się tego nie zauważać. Kilka godzin temu dowiedział się, że ten
przeklęty Foster był na tyle głupi, że nie potrafił wykonać tak prostego
zadania jak pozbycie się raz na zawsze tej pieprzonej szlamy Granger i dał się
złapać. To właśnie dzisiaj zdał sobie
sprawę, że w obecnym świecie na nikogo nie można już liczyć. Jeśli trzeba coś
zrobić najlepiej zrobić to własnoręcznie. W głowie Lucjusza powoli układał się
doskonały plan ucieczki z tej strzeżonej twierdzy przez dementory zwanej
Azkabanem. To, że być może po jego ucieczce czeka go śmierć nie było
istotne. Musiał za wszelką cenę uchronić jedynego syna i dziedzica od skalania szlamem nazwiska Malfoy’ów. Nie może pozwolić, żeby syn który okazał się
kompletnym nieudacznikiem zaprzepaścił to, na co jego przodkowie pracowali
wiekami. Malfoy’owie byli od zawsze bogatym i szanowanym rodem. Od wieków zachowywali czystości krwi w swojej
rodzinie, dlatego byli tacy wyjątkowi. Bogactwo i czystość krwi - tylko te dwie rzeczy dla Malfoy’ów miały
jakąkolwiek wartość.
Z ust Lucjusza wydobył się dziwny rechot przypominający śmiech,
a jego blade niebieskie tęczówki zalśniły złowieszczo na myśl o bliskim spotkaniu
ze szlamą Granger, które już dokładnie zaplanował w swojej głowie.
Już wkrótce –
pomyślał i ponownie się zaśmiał.
~~*~~*~~*~~
Starałam się jak mogłam w nawale nauki i pracy aby się wyrobić z rozdziałem na dzisiaj i o to jest ;) Może nie należy do najlepszych i mow trochę przynudza, ale mogę was zapewnić że w następnych rozdziałach będzie się na prawdę sporo działo i będzie na prawdę sporo Dramione ;)
Czekam z niecierpliwością na wasze opinie!
P.S. Nie narzekajcie, że krótki bo to aż 5 stron w wordzie!
Ściskam gorąco AvadKa !!