piątek, 31 października 2014

Rozdział 17 Podejrzenia

Rozdział miał być dłuższy ale nie wyszło. Problemy z pracą i jeszcze wyjazd na wieś na wszystkich świętych dlatego dodaje jego skróconą wersję. Od następnego rozdziału ruszamy z dużą dawką Dramione ;))) 
Pozdrawiam was cieplutko ;))

P.S. widział ktoś z was nowy film z Radcliffem pt "Rogi"? Bo ja wybieram się w środę i jestem ciekawa czy warto na niego iść ;)

~~*~~*~~*~~


-Nie tak się umawialiśmy!
Pansy ze spokojem spoglądała na rozwścieczonego bruneta. Mimo, że próbowała zachować powagę i pokazać mężczyźnie, że wcale nie żartuje to w głębi duszy cieszyła się jak dziecko, które właśnie wygrało drugie opakowanie swoich ulubionych chipsów.   Pansy patrząc w oczy bruneta dostrzegała w nich rosnącą desperację co dodawało jej jeszcze więcej pewności siebie.  Była doskonale przekonana o tym, że ma go już w garści i z pewnością skorzysta z ultimatum, które mu postawiła.
-Tak jak już mówiłam Olivierze, albo znajdziesz na spotkania ze mną kilka godzin w tygodniu albo osobiście dopilnuje tego by Granger dowiedziała się o tym jak jej facet puszcza się na prawo i lewo.  Masz czas do zastanowienia się aż do balu. Radzę Ci się dobrze zastanowić Black, obydwoje dobrze na tym wyjdziemy – powiedziała na pożegnanie i czym prędzej zniknęła za dębowymi drzwiami pozostawiając wkurzonego Oliviera samego sobie.

Black tępym spojrzeniem wpatrywał się w drzwi za którymi dopiero co zniknęła ślizgonka. Był wściekły i jednocześnie zrozpaczony.  Całe poczucie winy, które tłumił w sobie ponownie dało o sobie znać. Wkopał się po uczy w niezłe gówno i sam nie wie jak się z niego wydostać.
Olivier podszedł do barku i nalał sobie pełną szklankę ognistej po czym w kilka sekund wypił całą zawartość. Czuł przyjemne ciepło alkoholu rozchodzące się po całym ciele, co sprawiło że trochę się rozluźnił.  Powolnym krokiem podszedł do swojego biurka zawalonego papierami i usiadł na wygodnym skórzanym fotelu.  Oparł się łokciami o biurko i schował twarz w dłoniach. Miał dość. Tak bardzo chciał cofnąć czas i to wszystko odkręcić.
Nie widział żadnego racjonalnego wyjścia z tej popieprzonej sytuacji.  Jakakolwiek podjęta przez niego decyzja z pewnością spowoduje efekt domina, a na to nie mógł sobie pozwolić. Nie mógł zaprzepaścić wszystkiego na co tak długo pracował.  Najgorsze jednak było to, że nie miał nawet komu się wygadać, ponieważ istniało spore ryzyko że o wszystkim mogłaby się dowiedzieć Hermiona.  Jednak był pewien jednego nigdy w życiu, za żadne skarby świata nie zgodzi się na propozycję, którą dostał od Parkinson.  Musiał przyznać, że ślizgonka ma charakterek i dokładnie wie czego chce od życia, ale on przysiągł sobie, że nie pozwoli się po raz kolejny wciągnąć w jej chore gierki i intrygi.  Jeśli zajdzie taka potrzeba to osobiście powie Hermionie całą prawdę z nadzieją, że być może dziewczyna nie znienawidzi go i uda mu się ją odzyskać.  Przecież powinna mu wybaczyć, nie był do końca sobą. Alkohol i samotność popchnęły go w ramiona przebiegłej Pansy, która tylko czekała na to kiedy w końcu jej ulegnie.
Jego rozmyślania przerwało skrzypnięcie otwieranych drzwi. Odruchowo podniósł głowę do góry i napotkał spojrzenie zimnych błękitnych tęczówek i uśmiech pełen pogardy.
-Dobry wieczór, Panie profesorze – Draco uśmiechnął się ironicznie i nie czekając na zaproszenie rozsiadł się wygodnie na krześle tuż naprzeciwko Oliviera.
Przez dłuższą chwilę obaj mężczyźni mierzyli  się wzrokiem.  W końcu pierwszy odezwał się Draco:
-To co z tym szlabanem? Chciałbym mieć to już jak najszybciej za sobą bo obiecałem jeszcze pomóc w czymś Hermionie – blondyn z satysfakcją spoglądał na rywala, który zacisnął nieświadomie dłoń w pięść.
Na ustach Dracona ponowie zawitał kpiarski uśmiech.
-Planujesz mi znowu przywalić Black? Śmiało nie krępuj się.
Olivier mimo irytacji, która się w nim wzbiera na widok ślizgona postanowił go zignorować. Nie miał zamiaru dać mu tej  cholernej satysfakcji.
-Przygotowałem coś wyjątkowego dla ciebie Malfoy – na ustach nauczyciela pojawił się wredny uśmiech – Tylko pierw oddaj mi swoją różdżkę bo nie będzie Ci potrzebna – wyciągnął rękę w stronę blondyna.
-Nie wziąłem – Draco wzruszył ramionami – Wolałem zostawić ją w dormitorium, niż dać Ci ją w twoje obślizgłe ręce. A  tak w ogóle co cię łączy z tą przebiegłą żmiją Parkinson?

Brunetowi serce zaczęło bić jak oszalałe, czyżby Draco wiedział o wszystkim? O tej felernej nocy w Drumstrangu?  Tylko skąd? Od kogo? W jaki sposób? Te i inne pytania tłukły mu się po głowie szukając natychmiastowej odpowiedzi na dręczące go obawy i wątpliwości. A co jeśli blefuje?  Zaryzykował i spojrzał w te zimne błękitne tęczówki ślizgona z nadzieją że może  w nich znajdzie jakąś odpowiedź. Niestety bystre i lśniące oczy nie dały mu tego  czego tak bardzo szukał, lecz dokładnie śledziły każdy jego ruch i zachowanie.
-Mnie z Parkinson? – brunet zaśmiał się gorzko – Przyszła mnie szantażować, że jeśli nie podciągnę jej stopni z Transmutacji to złoży na mnie skargę – wymyślił na poczekaniu stawiając wszystko na jedną kartę z nadzieją, że blondyn mu uwierzy.
Draco zmarszczył brwi i spojrzał na Oliviera podejrzanie.
-Posłuchaj – ślizgon wstał i spojrzał z góry na Blacka – Nie jestem głupi, dobrze znam Parkinson i zdążyłem wystarczająco dobrze poznać Ciebie  by wiedzieć, że coś ukrywasz i obiecuję Ci, że choćbym miał poruszyć niebo i piekło to się dowiem.  A jeśli w jakimkolwiek stopniu  miałoby to zranić Hermionę, to własnymi rękoma Cię zabije. Koniec szlabanu -  Draco nie czekając na jakąkolwiek reakcję nauczyciela odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi, kiedy miał już dłoń położoną na klamce usłyszał głos Oliviera:
-Kochasz ją.
Obydwaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę.  
Draco nie odwracając się odpowiedział:
-Możesz być pewien, że o nią zawalczę.

***



-Nie możesz się ciągle obwiniać o to, że twój związek z Harry’m nie przetrwał.
-Tak wiem, ale…
-Nie ma żadnego ale – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciółki – Sama powiedziałaś, że ta decyzja była obupólna.  Jesteś wolna Ginny! Możesz mieć każdego, nawet Zabiniego!
Na słowa przyjaciółki rudowłosa zakrztusiła się winem i spiorunowała Hermionę wzrokiem, która w przeciwieństwie do niej emanowała entuzjazmem.
-Czyś ty kompletnie na głowę upadła?
-Mówię serio – głos starszej gryfonki stawał się coraz bardziej podekscytowany – Blaise jest przystojny, czarujący, nieprzewidywalny nigdy byś się z nim nie nudziła.
-Zapomniałaś dodać, że to zapatrzony w siebie dupek – wtrąciła się ruda – Po za tym coś ty się tak uparła na tego Zabiniego?
-Kochana przyjaźnimy się już dobre parę lat i  zdążyłam Cię poznać na wylot. Widzę jak Ci się oczy błyszczą kiedy go widzisz. Nawet na Harry’ego nigdy tak nie patrzyłaś jak na Blaise’a.
-Ja i On? – zawahała się Ginny – To jest kompletnie bez sensu!
Doskonale zdawała sobie sprawę, że ona i ślizgon to dwa całkiem odmienne światy. Obydwoje dorastali w całkiem innym otoczeniu.  Mają inne przyzwyczajenia,  odbierają rzeczywistość w całkiem inny sposób.  Są jak woda i ogień, które wykluczają się wzajemnie, a jednak czy może Hermiona miała rację? Może mimo wszystko zapałała uczuciem do ślizgona? Może naprawdę jej na nim zależy? Powoli sama gubiła się w swoim pogmatwanym życiu.  Wróciła wspomnieniami do ich pierwszego pocałunku pełnego pasji i tęsknoty za bliskością drugiego człowieka.  Ginny dobrze wiedziała, że potrzebuje w swoim życiu mężczyzny, który sprawi że naprawdę poczuje się potrzebna i ważna. Chciała przeżyć w swoim życiu szaleńczą miłość, która wreszcie doda jej skrzydeł, ale czy jest na tyle szalona by porywać się z motyką na słońce? Przecież Blaise to babiarz i szczerze wątpiła w to, że w całym swoim życiu był z jakąś kobietą w stałym związku, tym bardziej wątpliwe jest to, że chciałby być z kimś takim jak ona.
-To wcale nie jest bez sensu Ginny – z rozmyślania wyrwał jej głos Hermiony, która uparcie stawiała na swoim – Każdy może się zmienić. Draco jest tego idealnym przykładem.
-Nie każdy jest taki jak Draco – opdarła ruda – Po za tym jego zmieniła miłość.
-Z pewnością kochał Narcyzę ponad życie – stwierdziła brązowowłosa ze smutkiem w głosie.
-Nie chodzi mi o Narcyzę, tylko o Ciebie – odparła Ginny.
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę zdezorientowana.
-O czym Ty mówisz Ginny?
-Nawet nie próbuj mi wmówić, że nie wiesz o co mi chodzi – oburzyła się rudowłosa – Draco Cię kocha! Najwyraźniej każdy to dostrzegł z wyjątkiem Ciebie.  Wystarczy tylko na niego spojrzeć kiedy jest blisko ciebie. Można wtedy czytać z niego jak z otwartej książki. Nie wierzę, że masz aż takie klapki na oczach. Masz obok siebie faceta, który jest gotowy zrobić dla Ciebie wszystko, a Ty jesteś ślepo zapatrzona w tej osiłka Oliviera, który zrobił z Ciebie tanią tancereczkę z nocnego klubu.  Naprawdę  chcesz takiego życia z facetem, który tak naprawdę nie wniesie do niego nic nadzwyczajnego, skoro możesz mieć piękne i szczęśliwe życie z gromadką równie przepięknych dzieci?
Hermiona kompletnie zdezorientowana szczerością przyjaciółki przez dłuższą chwilę milczała analizując każde słowo po kolei.
-Nie spodziewałam się tego po tobie – odpowiedziała z nutą goryczy w głosie.
-Ktoś w końcu musiał powiedzieć Ci prawdę.  Może w końcu otworzysz oczy i zmądrzejesz.
-Wyjdź  - głos starszej z dziewczyn był stanowczy.
Rudowłosa spojrzała zdziwiona na swoją najlepszą przyjaciółkę.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale Ginny – przerwała jej spokojnie Hermiona – Po prostu wyjdź.  Chcę pobyć sama, nie mam zamiaru wysłuchiwać dalej jaki to Olivier jest zły i powinnam przejrzeć na oczy. To jest moje życie i zrobię z nim co zechcę.
Ruda bez słowa odłożyła do połowy wypełniony czerwonym winem kieliszek na stolik i spoglądając z niedowierzeniem na przyjaciółkę opuściła  prywatny salon prefektów.

***



Hermiona nie spała tej nocy zbyt dobrze, pierwsze pół nocy przepłakała cicho do poduszki natomiast drugą połowę przeznaczyła na rozmyślania.  Doszła w końcu do wniosku, że niepotrzebnie tak ostro zareagowała na słowa Ginny.  I obiecała sobie, że z czystej ciekawości sprawdzi czy w słowach przyjaciółki było choć trochę prawdy o tym, że Draco się w niej kocha, ale pierw chciała zacząć to co zaczęła względem Ginny i Balise.    Przeciągnęła się wygodnie i jednym sprawnym ruchem zsunęła się z łóżka zanurzając tym samym stopy w mięciutkim i puchowym dywanie.  Zarzuciła na siebie jedwabny szlafrok i jeszcze trochę zaspana  skierowała się do salonu, gdzie czekał na nią już rozpromieniony blondyn.
-Ciężka noc? – zapytał ją kiedy usiadła na kanapie obok niego i nalał jej kawy do jej ulubionego kubka.
Hermiona wzięła ostrożnie gorący kubek do rąk i upiła mały łyk życiodajnego płynu.  Mała czarna tego właśnie najbardziej teraz potrzebowała.
-Nie umiałam zasnąć – odparła uśmiechając się delikatnie – Dziękuje za kawę.
-Nie ma sprawy – Draco odwzajemnił uśmiech -  I jak poszło z Ginny?
Hermiona  momentalnie zbladła.  Przez tą kłótnię  z rudą kompletnie zapomniała o tym jaki był cel całego ich wczorajszego babskiego spotkania.
-Cholera – dziewczyna zaczesała niesforne włosy palcami do tyłu – posprzeczałyśmy się trochę i na śmierć zapomniałam. Zaraz wyśle jej sowę.
Gryfonka zbyt  energicznie położyła kubek z kawą na stoliku, który się zachwiał i już po chwili cała zawartość wylądowała na kremowym dywanie i nowych spodniach blondyna.
Niech to szlag – zaklnęła  i trzęsącymi rękoma podniosła kubek – Przepraszam, wypiorę Ci te spodnie a jeśli plama nie zejdzie to odkupie Ci identyczne – zaczęła gadać jak nakręcona.
-Ciii -  Draco położył jej wskazujący palce na ustach – Nic się nie stało – uśmiechnął się pocieszająco – To tylko spodnie, poza tym od czego mamy różdżki?
-Nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje – odpowiedziała w końcu.
Tak naprawdę obecność ślizgona mocno ją rozpraszała i sprawiała, że czuła się trochę nieswojo.
-O co wam poszło?
Hermiona już chciała odpowiedzieć  o Ciebie, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Nie chciała dać poznać po sobie, że cokolwiek wie o prawdopodobnym uczuciu jakie ślizgon do niej żywi.  Fakt faktem ona też bardzo go lubiła, przez ostatnie miesiące bardzo się do siebie zbliżyli i nie wyobrażała sobie już swojego życia bez tego  upartego ślizgona, który zapełniał w niej całą pustkę jaką  ostatnio czuła. 
Kiedy już się uspokoiła opowiedziała blondynowi całą rozmowę z przyjaciółką pomijając ten jeden istotny fragment, który najchętniej sama wymazałaby z pamięci.
-Wahałem się czy Ci o tym powiedzieć czy nie, ale Ginny ma trochę racji. Wiesz, że wszyscy chcemy dla Ciebie jak najlepiej, ale wczoraj przed szlabanem widziałem jak Parkinson wychodzi z jego gabinetu. Wydaje mi się, że obydwoje coś kombinują, tylko jeszcze nie wiem co.
Hermiona zmarszczyła brwi.
-Możemy pogadać o tym innym razem? Teraz ważniejsza jest Ginny  - odparła i przywołała do siebie kawałek pergaminu i pióro.
Tak naprawdę nie chciała ponownie poruszać tematu Oliviera.  Wszyscy mogli mówić o nim co chcą, a ona i tak wiedziała swoje. Żadne z nich nie poznało go tak dobrze jak ona. Ufa mu całkowicie i tego przede wszystkim się trzyma.  Ale mimo wszystko w głębi duszy obiecała sobie, że przy najbliższej okazji porozmawia z nim dla świętego spokoju.