Z okazji moich dwudziestych urodzin mam dla was prezent w postaci 9,5 stron w wordzie, nowy zwiastun po którym może ktoś będzie miał nowe teorie co będzie dalej + jeszcze coś ekstra co znajdziecie w tekście ;)
Uciekam na uczelnie a potem świętować :D
Ściskam was mocno kochani ;*
Ściskam was mocno kochani ;*
~~*~~*~~*~~
Ginny leżała wygodnie na swoim łóżku w dormitorium
dziewczyn. Kołdra i ciepły koc były dla
niej idealnym izolatorem przed szarą rzeczywistością z którą nie miała ochoty
się zmierzyć. Wyrzuty sumienia coraz
bardziej zaczynały dawać o sobie znać.
Im bardziej analizowała swoją wczorajszą rozmowę z Hermioną tym bardziej
żałowała tego, że po prostu nie ugryzła się w języki i nie przemilczała całej
sprawy. Może wszystko wyglądałoby całkiem inaczej, pewnie o tej porze
szykowałyby się na wypad do Hogsmade w poszukiwaniu wymarzonych sukienek na
szkolny bal.
Rozmyślanie rudowłosej przerwało delikatne stukanie w
przymarzniętą szybę. Ginny spojrzała w tamtą stronę i dostrzegła małą sówkę
próbującą dostać się do pomiesczenia. Czym prędzej podeszła i otworzyła okno.
Ptak wraz z mroźnym, zimowy powietrzem wleciał do przytulnie urządzonej
sypialni i przycupnął na oparciu krzesła wyciągając nóżkę z przywiązanym listem w stronę Ginny. Dziewczyna odczepiła liścik po czy dała
sowie kilka smakołyków i wygodnie usiadła na łóżku. Rozerwała ostrożnie kopertę
zaadresowaną do niej . Wystarczył tylko rzut okiem na pismo by na je ustach
pojawił się delikatny uśmiech.
Kochana Ginny,
Przepraszam Cię za moje wczorajsze zachowanie, chyba zbyt ostro na to
wszystko zareagowałam. Mam nadzieje, że mi wybaczysz i przyjmiesz moje
przeprosiny. Jeżeli tak to bądź o
jedenastej pod posągiem jednookiej czarownicy. Czeka tam na Ciebie
przeprosinowa niespodzianka.
Ściskam Hermi.
P.S. podziękujesz mi
później.
Po przeczytaniu listu rudowłosa poczuła niezmierną ulgę,
cieszyła się że mimo wszystko między nią a Hermioną nadal jest w jak najlepszym
porządku, kiełkowała w niej też cicha nadzieja że być może brunetka w końcu
przejrzy na oczy i zobaczy jak wspaniałą osobą jest Dracon, a Oliviera pochłonie
ogień piekielny. Na myśl o tym
przeprosinowej niespodziance Ginny nie zastanawiając się zbyt długo zarzuciła
na siebie luźny sweter i jeansy po czym cała w skowronkach opuściła
dormitorium. Po raz pierwszy od rozstania z Harry’m czuła, że dzisiaj jest ten
dzień, w którym w końcu spotka ją coś dobrego.
Na korytarzach Hogwartu panowała pustka. Większość uczniów korzystając z wolnego popołudnia postanowiła udać się do
Hogsmade na ostatnie przedświąteczne zakupy.
Kiedy dotarła wreszcie pod posąg wokół nie było widać ani jednej żywej
duszy, cisza i spokój coś co sprawiało że czuła się odprężona i zrelaksowana.
Spojrzała na zegarek miała jeszcze z dwie minuty do godziny jedenastej więc
usiadła pod posągiem i przymknęła oczy rozkoszując się tą ciszą, która była
muzyką dla jej uszu, kiedy usłyszała ciche kroki zmierzające w jej kierunku.
Kiedy powoli otworzyła oczy od razu rozpoznała tak dobrze jej znaną sylwetkę.
-Mogę się przysiąść? – Blaise uśmiechnął się łobuzersko i
nie czekając na odpowiedź usiadł bardzo blisko zaskoczonej dziewczyny.
-Czekam tutaj na kogoś – rudowłosa nawet nie zaszczyciła
ślizgona spojrzeniem.
Wystarczyło, że czuła oszałamiający zapach jego perfum,
które działały na nią jak narkotyk i sprawiały że miękły jej kolana. Bała się
tego, że jak tylko na niego spojrzy to straci całą kontrolę i po prostu rzuci się na niego.
-Oto jestem - odparł
Blaise nadal się uśmiechając.
-Czekam na Hermionę –gryfonka nie dawała za wygraną.
-Czyżby? – Blaise uniósł jedną brew co sprawiało, że
wyglądał jeszcze bardziej seksownie - A
nie przyszło Ci do tej twojej mądrej główki, że Twoja przyjaciółka wraz z
Draconem ukartowała całe to spotkanie?
Zaskoczona dziewczyna w końcu odważyła się spojrzeć na
ślizgona.
-Skąd wiesz?
-Bo dziwnym trafem miałem się tutaj spotkać z Draconem.
-Zamorduję ją przysięgam!
-A ja wręcz przeciwnie – mulat się zaśmiał – Muszę przyznać,
że całkiem nieźle to sobie zaplanowali. Dzięki temu mam szanse w końcu z Tobą
porozmawiać, a ty nie będziesz mogła uciec ode mnie pod byle pretekstem.
Ginny westchnęła. Bała się tej rozmowy jak diabli, bała się
, że ta rozmowa zrobi niezły bałagan w jej poukładanym życiu.. Tak dobrze szło jej ostatnio unikanie Blaise
i wszystkie wysiłki poszły na marne. –Dobrze – odpowiedziała w końcu – Możemy porozmawiać.
Blaise uśmiechnął się szeroko ukazując przy tym rząd
śnieżnobiałych, idealnie prostych zębów. Wiedział doskonale czego najbardziej od życia chce i
czego najmocniej na świecie pragnie i potrzebuje.
Mimo, że milion razy układał sobie w głowie scenariusz tej
rozmowy, i tego co powie to nagle wszystko wydawało mu się całkowicie
bezsensowne i nie warte złamanego knuta.
Policzył w głowie do dziesięciu i spojrzał w oliwkowe oczy
gryfonki, której z ciekawością mu się przyglądały.
Postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
-Może i nie jestem ideałem i popełniłem w życiu masę
głupstw, których teraz żałuję ale jest jedna rzecz z której jestem cholernie
dumny i mam nadzieje, że tego nie spieprzę – Blaise westchnął i przeklnął siebie w duchu za bycie skończonym
kretynem – Chodzi mi o to, że nie żałuje tego że Cię spotkałem, nie żałuję ani
jednego spotkania z tobą, ani tego że cię pocałowałem, a co najważniejsze nie
żałuję tego że się w tobie zakochałem. Uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym
facetem na świecie gdybyś zechciała pójść ze mną na bal jako moja dziewczyna –
powiedział jednym tchem.
-Blaise… - wyszeptała zaskoczona dziewczyna.
-Przyznaje się bez bicia, że nigdy nie byłem w prawdziwym
związku, ale jestem śmiertelnie przekonany że z tobą mi się uda.
Rudowłosa wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana.
Doskonale zdawała sobie z tego sprawę ile wysiłku włożył w to wyznanie. To właśnie dzięki tej chwili postanowiła
zignorować zdrowy rozsądek, który ciągle podpowiadał jej żeby nie traciła
czujności. Zrobiła to co podpowiadało jej serce.
Nachyliła się nad niczego niespodziewającym się ślizgonem i
złożyła na jego miękkich ustach delikatny pocałunek.
-Czy to znaczy, że..
-Zgadzam się – weszła mu w słowo a na jej ustach pojawił się
delikatny uśmiech, który został odwzajemniony przez Blaise’a.
Zdawać by się mogło, że w końcu obydwoje odnaleźli swoje
miejsce na ziemi.
Blaise wesoło pogwizdując skręcił w stronę swojego
prywatnego dormitorium. Do końca jeszcze nie potrafił uwierzyć w swoje własne
szczęście. Czuł się tak jakby był panem całego świata i potrafił przenosić
góry. Ginny się zgodziła i to było
najważniejsze. Ta rudowłosa piękność w końcu była jego i kto wie może
odwzajemniała jego uczucia.
Ślizgon wszedł do swojego dormitorium, zamknął za sobą drzwi
i skierował się do barku gdzie nalał sobie pełną szklankę ognistej. Upił spory
łyk bursztynowego napoju i rozsiadł się wygodnie na swoim ulubionym fotelu. Przez chwilę rozważał zaproszenie Dracona, w
końcu to dzięki niemu los się w końcu do niego uśmiechnął i obdarował
najwspanialszą dziewczyną na świecie.
Jego rozmyślanie przerwał huk zamykanych drzwi.
-Musimy pogadać – usłyszał władczy głos Parkinson.
-O co chodzi? – Blaise spojrzał z politowaniem na byłą
przyjaciółkę.
-To prawda, że Draco zaprosił tę szlamę Granger na bal?
-Może – wzruszył ramionami – Nie powinno Cię to w ogóle
obchodzić.
Dziewczyna prychnęła.
-Nieważne – odparła w końcu – i tak jestem tutaj w całkiem
innej sprawie. Podaj mi hasło do salonu prefektów.
-Chyba zwariowałaś!
-Posłuchaj Zabini albo dasz mi te pieprzone hasło albo
jeszcze dziś twoja słodka wiewióreczka dowie się o wszystkim i będziesz
skończony.
-Nie zrobisz tego – oczy ślizgona zabłysły złowrogo.
-Czyżby? – Pansy uśmiechnęła się drwiąco
-Potargujmy się – odparł wreszcie po dłuższym milczeniu –
Poddam Ci te hasło jeśli dasz w końcu spokój mi i Ginny.
-Niech Ci będzie – wzruszyła ramionami – Nie zależy mi na
tej rudej wywłoce.
-Na pewno?
-Masz moje słowo Blaise.
***
Kilka dni później…
W całym Hogwarcie panował istny chaos. Od samego rana trwa
wielka gonitwa uczniów z rzeczami, które mają jeszcze do zrobienia przed balem
i ostatecznym początkiem ferii świątecznych. Na zewnątrz zima rozgościła się na dobre.
Dookoła wszystko było przykryte białym puchem, który iskrzył się delikatnie w
promieniach słońca.
Hermiona wraz z GInny od rana siedziały w prywatnym
dormitorium panny Granger i powoli przygotowywały się na dzisiejszy wieczór.
Zegar na ścianie, który Hermiona dostała kiedyś w prezencie
od rodziców wskazywał godzinę siedemnastą. Miały jeszcze sześćdziesiąt minut do
rozpoczęcia balu. Hermiona właśnie
kończyła upinać koka z gęstych i lśniących włosów przyjaciółki, utrwaliła go na
koniec lakierem po czym sama zajęła się
poskromieniem swoich niesfornych włosów.
-Mogę w końcu zobaczyć tę twoją cudną sukienkę którą
skrywasz przed światem?
Hermiona zachichotała
rozbawiona.
-Niech Ci będzie uparciuchu. Wisi w szafie w beżowym
pokrowcu.
Rudowłosa zaklaskała z radości w dłonie i w podskokach
podeszła do szafy. Otworzyła duże dębowe drzwi i od razu w oczy rzucił jej się
beżowy pokrowiec. Wyciągnęła go i
powiesiła na drzwiach szafy. Delikatnie rozsunęła suwak, a widok który jej się
ukazał kompletnie ją zaskoczył.
-Hermiona – głos rudowłosej zadrżał – Chyba powinnaś to
zobaczyć.
- O co chodzi? – brunetka stanęła obok przyjaciółki i
spojrzała na swoją czerwoną sukienkę, a raczej to co z niej zostało.
Pod Hermioną ugięły się nogi, kiedy drżącą ręką dotknęła
postrzępionego materiału, który jeszcze niedawno był jej sukienką.
-To niemożliwe – wyszeptała do siebie.
Sama nie wierzyła w to co widzi. Miała nadzieje, że znalazła
się w jakimś koszmarze sennym a jej
piękna balowa kreacja wcale nie zamieniła się w poszczępioną szmatę nadającą
się jedynie do ścierania podłogi.
-Hermiona wszystko w porządku? – Ginny z troską przyglądała
się przyjaciółce, której twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Nic nie jest w porządku! – głos gryfonki zaczynał się
łamać, a oczy zachodziły słonymi łzami. Czuła jak w gardle rośnie jej
gigantyczna gula, która utrudniała przełykanie – Wybacz Ginny, ale chcę zostać
sama – stwierdziła w końcu – Muszę pozbierać myśli. Możesz przeprosić w moim
imieniu Dracona?
-Pewnie – Ginny uśmiechnęła się lekko – Obiecuję ci, że
znajdę osobę która za tym stoi i dostarczę Ci ją do rąk własnych.
Hermiona otarła wierzchem dłoni słoną łzę spływającą jej po
policzku i uśmiechnęła się słabo.
-Dziękuje za wszystko Ginny.
-Od tego są przyjaciele – odpowiedziała ruda.
30 minut później…
Hermiona siedziała przed toaletką w której patrzyło na nią
smutne odbicie jej samej. Sięgnęla do włosów z zamieram pozbycia się sporej
warstwy lakierku i związaniem ich w niesfornego kucyka, kiedy usłyszała ciche
pukanie do drzwi.
-Hej jak się czujesz? – U progu stał Draco ubranu w idealnie
dopasowany szary garnitur, tradycyjną białą koszulę i czarny krawat, a
niesfornie potargane włosy dodawały mu uroku niegrzecznego chłopca.
Hermiona wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
-Mam zamiar przeleżeć cały wieczór w łóżku z dobrą książką w
ręku i hektolitrami czerwonego wina.
-A może jednak skusisz się na bal w moim towarzystwie?
-I w czym pójdę – prychnęła – Nago?
-Nie miałbym nic przeciwko – na ustach ślizgona pojawił się
łobuzerski uśmiech –Ale myślę, że mogę rozwiązać wszystkie twoje problemy
dotyczące stroju.
Gryfonka spojrzała na niego z ciekawością wymalowaną na
twarzy.
-Chodź – podał jej dłoń, którą chwyciła i zaprowadził do
swojego dormitorium.
Hermiona z zainteresowaniem przyglądała się blondynowi,
który z wielkim zapałem szukał czegoś w szafie. W końcu po jakichś pięciu
minutach zadowolony z siebie wyciągnął duże granatowe pudełko i wręczył je
dziewczynie.
-Otwórz –powiedział.
Gryfonka nie kryjąc zaskoczenia położyła pudełko na łóżko i
je otworzyła. Chwyciła w dłonie jedwabny czarny materiał, a jej oczom ukazała
się długa, elegancka suknia z odkrytymi plecami. Była to najpiękniejsza sukienka jaką
kiedykolwiek widziała.
-Skąd ją masz? -
zapytała spoglądając w rozbawione oczy blondyna.
-Należała do mojej matki – odpowiedział.
-Draco… Ja nie mogę jej przyjąć
-Szkoda żeby niszczyła się zamknięta w pudełku. To mój
prezent dla Ciebie i nie przyjmuję żadnych reklamacji.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale – przerwał jej – Będę najszczęśliwszym
facetem na świecie jeśli uczynisz mi ten zaszczyt i ją ubierzesz.
-To jest nie fair.
Draco wzruszył ramionami.
-Czekam na Ciebie w salonie – powiedział i zniknął za
drzwiami.
Hermiona jeszcze przez chwilę stała jak oszołomiona i
wpatrywała się w czarną sukienkę, która z pewnością musiała kosztować
majątek. Nie chciała, żeby blondyn
czekał na nią zbyt długo i tak byli już prawie spóźnieni. Ściągnęła z siebie ciuchy i nałożyła na
siebie sukienkę. Delikatny materiał
pieścił jej skórę i idealnie się do niej
dopasowywał. Gryfonka nałożyła na stopy sandałki z kryształami na szpilce i
podeszła do lustra żeby się przejrzeć.
Stała przed nią dumna, seksowna i pewna siebie kobieta z klasą. W niczym nie przypominała tej Hermiony, którą
jest na co dzień a sukienka wspaniale się na niej prezentowała, tak jakby
została specjalnie dla niej uszyta.
Draco stał w salonie i wyglądał przez okno. Był śmiertelnie
przekonany, że cała ta akcja z sukienką to z pewnością sprawka Parkinson, tylko
nie wiedział jeszcze jakim cudem udało jej się dostać do środka.
Na dźwięk stukających obcasów
natychmiast się odwrócił a przed oczami miał najpiękniejszy widok na
świecie. Hermiona stała zaledwie parę metrów od niego, długa czarna suknia
idealnie przylegała do jej ciała i podkreślała wszystkie jej walory. Długie
włosy falami opadały na odsłonięte plecy, a pomalowane na czerwono usta hipnotyzowały.
-Jesteś piękna -
wyrwało mu się na jej widok.
Na policzkach dziewczyny zakwitł delikatny rumieniec.
-Dziękuje – odpowiedziała – Ty też wyglądasz nie najgorzej.
-Możesz się odwrócić?
Hermiona bez zbędnych pytań stanęła plecami do Dracona. Ten odchylił jej długie włosy na bok,
wyciągnął z kieszeni od garnituru naszyjnik z pereł i zapiął je na jej szyi.
Hermiona opuszkami palców dotknęła chłodnych białych pereł i
spojrzała w niebieskie tęczówki blondyna, które lśniły radośniej.
-Teraz jest idealnie – wyszeptał jej do ucha i pocałował
delikatnie w policzek – Gotowa na najlepszą noc w życiu?
***
Wielka Sala była jak niedopoznania. Długie rzędy stołów
zniknęły, a zastąpiły je czteroosobowe okrągłe stoliki przykryte białymi
obrusami. Z zaczarowanego sufity delikatnie prószył śnieg. W rogach Sali stały piękne, wysokie choinki
przyozdobione w barwy wszystkich czterech domów. Hermiona wraz z Draconem przemierzali
powoli salę w poszukiwaniu Ginny i Blaise’a. Obydwoje czuli na sobie
zazdrosne spojrzenia ludzi, którzy mijali. Hermiona cała promieniała ze szczęścia. Czuła
się dzisiaj jak królowa i przysięgła przed samą sobą, że będzie dobrze się
bawić i nikt nie zniszczy jej tego wieczoru. Gdzieś w oddali dostrzegła rudą czuprynę Rona,
który zawzięcie spierał się o coś z Lavender, kilka metrów dalej stał Harry
razem z Luną, a na jej widok uśmiechnął się ciepło. W końcu ich dostrzegli. Ginny stała w swojej
zielonej kreacji którą dostała w prezencie od Blaise i uśmiechnięta od ucha do
ucha słuchała coraz to bardziej wyszukanych żartów mulata. Na ich widok Blaise
jeszcze bardziej się rozpromienił.
-Miona jednak jesteś!
- pocałował ją w policzek na powitanie -
Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki Zabini – policzki Hermiony po raz kolejny się
zarumieniły.
-Skąd Ty wytrzasnęłaś tą kieckę? – Ginny otworzyła buzię na
widok sukienki swojej najlepszej przyjaciółki – Jest prześliczna! Perfekcyjna w
każdym calu
-Prezent od Dracona – brunetka uśmiechnęła się delikatnie.
-To co czas chyba rozkręcić tą zabawę! – Zabini potarł ręce
z ekscytacji i wyciągnął z marynarki samonapełniającą się piersiówkę .
Zabawa trwała w najlepsze. Hermiona już dawno tak dobrze się
nie bawiła i szczerze musiała przyznać, że Draco jest wyśmienitym
tancerzem. Po kolejnej szybkiej i
skocznej piosence przyszła kolej na bardziej wolną i spokojną. Gryfonka zanim
się obejrzała tkwiła już w silnych ramionach blondyna, które prowadziły ją po
parkiecie. Czuła się przy nim lekka jak
piórko. Nawet nie wiedziała kiedy
zatopiła się w tych błękitnych oczach blondyna, które pochłonęły ją całkowicie.
W tym jednym momencie nie liczyło się dla niej nic poza tą chwilą. Tylko ona i
on, a świat mógłby wokół nich przestać myśleć. Czuła jego ulubione perfumy,
które rozpalały jej zmysły, potrafiła dostrzec każdy najdrobniejszy pieprzyk na
jego bladej i gładkiej cerze. Spoglądała na jego pełne, delikatne wargi , a
wspomnienia o ich przypadkowym pocałunku od razu ją pochłonęły.
W końcu piosenka skończyła się, a cały ten magiczny moment prysł jak bańka
mydlana.
-Muszę się powietrzyć – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie
do blondyna.
-Ja też – odpowiedział jej i ruszyli w stronę pustych
korytarzy.
***
W tym samym czasie wkurzony Olivier z opróżnioną już do
połowy butelką whisky błąkał się po pustych korytarzach szkoły. Nie mógł już
patrzeć na to jak Hermiona bawi się wyśmienicie w towarzystwie tego tlenionego
ślizgona, więc postanowił pójść się przewietrzyć. Nawet nie zauważyła jego
zniknięcia, a w głębi duszy liczył na to, że
może dziewczyna pójdzie za nim i uda mu się spędzić z nią trochę czasu,
a tymczasem nie zwróciła nawet na niego najmniejszej uwagi. Upił spory łyk
alkoholu i usiadł na jednej z ławek umieszczonych pod ścianą i przymknął oczy.
Muzyka z wielkiej Sali echem odbijała się od ścian i nawet
tutaj ją doskonale słyszał. Chciał
żeby ten koszmar jak najszybciej się już
skończył. Jedyna myśl, jaka utrzymywała
go przy duchu to to że w końcu jutro wróci z Hermioną do ich pustego domu i
spędzi z nią tych kilka dni sam na sam.
-Nie ładnie jest się tak ukrywać Black – Parkinson stała z
założonymi rękoma przed brunetem.
-Odwal się Parkinson – burknął nawet nie otwierając oczu –
Szkoda mi czasu na Ciebie.
-Mamy jedną ważną sprawę do obgadania – ślizgonka nie dawała
za wygraną.
Olivier w końcu otworzył oczy i spojrzał na Pansy. Była ubrana w ciemnozieloną rozkloszowaną
sukienkę do kolan z dużym wyciętym dekoltem.
-Proszę Cię – prychnął – Nic nas nie łączy i nie będzie
łączyło Parkinson.
– Nie mam czasu na gierki – zaśmiała się gorzko –
Przyjmujesz moją propozycję czy Granger ma się dowiedzieć o naszej wspólnej
upojnej nocy?
Olivier zacisnął ręce w pięści i podniósł się z ławki. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzajemnie
wzrokiem.
-Pieprz się Parkinson. Mam gdzieś Ciebie i Twoje groźby. Sam
powiem Hermionie o wszystkim.
-Powiesz o czym?
Olivier podskoczył na dźwięk tak dobrze znanego mu głosu.
Odwrócił się za siebie i ujrzał czekoladowe oczy z uwagą wpatrujące się w
niego.
-O czym masz mi powiedzieć Olivierze? - Hermiona nie dawała za wygraną.
Draco stał za Hermioną i uważnie przypatrywał się całej
trójce, w razie czego gotowy był interweniować.
Olivier przełknął głośno ślinę, a kropelki potu zalśniły na
jego czole.
-O naszej wspólnej namiętnej nocy, którą razem spędziliśmy
na wymianie – Pansy uśmiechnęła się złośliwie do Hermiony – muszę przyznać, że
jest niezły w te klocki ale Ty pewnie doskonale o tym wiesz.
-Czy to prawda? – gryfonka przeniosła spojrzenie z Pansy na
Oliviera.
-To nie tak… - brunet zaczął się tłumaczyć – Byłem pijany,
nie wiedziałem co robię, a nie widzieliśmy się tak dawno, czułem się samotny..
-Ty podły, zdradziecki sukinsynu! – Hermiona straciła
panowanie nad sobą i z całej siły uderzyła Olivera w policzek.
Fala złości ogarnęła całe jej ciało, miała ochotę zabić go
razem z tą podłą żmiją Parkinson, która zadowolona z siebie oglądała całe te
przedstawienie.
-Hermiona.. – Olivier próbował załagodzić sytuacje – Kocham Cię,
proszę Cię porozmawiajmy na spokojnie.
Gryfonka odskoczyła od bruneta, który próbował ją do siebie
przyciągnąć.
-Nawet mnie nie dotykaj – wycedziła przed zęby – Brzydzę się
Tobą.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale!
- Hermiona ściągnęła zaręczynowy pierścionek z palca i rzuciła go
Olivierowi pod nogi – To koniec Black, nie chcę Cię widzieć w moim życiu .
-Więc wolisz tą tlenioną fretkę ode mnie? – Olivier nie
wytrzymał i uniósł się krzykiem – W czym on jest lepszy ode mnie?
-Jest przynajmniej wobec mnie szczery – odpowiedziała
spokojnie gryfonka.
W tym samym momencie Ginny wraz z Blaisem zwabiona krzykami
na korytarzu postanowiła sprawdzić co się dzieje. Nie kryła swojego zdziwienia kiedy zobaczyła
kłócącą się Hermionę z Olivierem, triumfującą Pansy i zaskoczonego Dracona.
- O co chodzi? –zapytała blondyna.
Draco westchnął i odpowiedział:
-Black przespał się z Parkinson.
-Pieprzysz? – Ginny nie spojrzała z niedowierzaniem na blondyna,
który wzruszył ramionami i podszedł do Hermiony.
-Ja to załatwię – wyszeptał jej do ucha i jednym silnym ciosem uderzył zamroczonego
alkoholem Oliviera, który się zatoczył i upadł na ławkę tracąc przytomność.
Ciszę która panowała wokół przerwał sarkastyczny głos
Parkinson.
-No to by było na
tyle – powiedziała zadowolona z siebie i spojrzała na stojącego w cieniu
Zabiniego – Blaise dziękuje Ci za wszystko bez Ciebie nie dałabym rady.
Blaise zamarł,a cała
krew odpłynęła mu z twarzy. Stał jak sparaliżowany dokładnie obserwując reakcję
swoich przyjaciół, którzy oniemiali w szoku spoglądali za oddalającą się
sylwetką ślizgonki.
-Wszystko w porządku? -
Ginny podeszła do przyjaciółki i mocno ją do siebie przytuliła.
Hermiona pokręciła przecząco głową i zaniosła się płaczem.
-Trzeba ją zabrać do dormitorium – stwierdził w końcu
Zabini.
-Ja to zrobię – odezwał się Draco i podszedł do Hermiony by
wziąć ją na ręce.
Dziewczyna bez protestów zarzuciła mu ręce na szyje i dała się nieść po krętych schodach. Łzy
spływały jej po policzkach rozmazując perfekcyjny makijaż po którym nie zostało
już ani śladu. Czuła jak serce pęka jej
na miliard kawałków, których już nigdy nie będzie w stanie posklejać do kupy.
Cały świat runął w jednej chwili zostawiając po sobie tylko tonę kurzu . Nie liczyło się dla nie już nic, nie dbała o
to gdzie jest i co się z nią stanie. Chciała się tylko zatopić w tym morzu
smutku, które zalewało ją od środka.
Nie wiedziała nawet kiedy znalazła się w swoim łóżku po
szyję przykryta ciepłą kołdrą.
-Masz wypij to – usłyszała troskliwy głos blondyna, który
podawał jej fiolkę z eliksirem.
Bez słowa posłusznie wypiła słodki eliksir i odwróciła się
plecami do ślizgona, zakopując się jeszcze głębiej w pościel, która chroniła ją przed szarą
rzeczywistością. Zwinęła się w kłębek i cicho łkała póki morfeusz nie zabrał
jej do krainy snu.