piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 22 Cierpliwość

Przepraszam za tą dwutygodniową przerwę ale miałam egzamin, który pochłonął cały mój czas ;) To jest ostatni rozdział w tym roku, kolejny dodam dopiero na początku stycznia, dlatego chciałam wam wszystkim życzyń Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku kochani!
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba ;)
Ściskam gorąco AvadKa ;*
Ps. Wydaje się krótki ale to aż  5 stron w wordzie ;)

Draco od kilku godzin leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Elektryczny zegarek stojący na szafce nocnej tuż koło jego łóżka wskazywał godzinę trzecią trzydzieści.  Blondyn przez pół nocy przewracał się na łóżku z boku na bok próbując zasnąć. Wreszcie zrezygnowany westchnął i wyszedł z łóżka. Jego bose stopy zanurzyły się w miękkim puszystym dywanie.  Na swoją białą koszulkę, która służyła mu za piżamę, narzucił szarą bluzę z kapturem.  Przeczesał palcami swoje niesforne blond włosy i po cichu wyszedł z pokoju starając się nikogo nie obudzić.
Ślizgon zszedł do kuchni i zaparzył sobie kubek aromatycznej herbaty po czym z gorącym kubkiem w dłoni  usiadł wygodnie na kanapie.  Jego wzrok zatrzymał się na migających kolorowych lampkach świątecznych ozdabiających świąteczne drzewko, lecz myślami był daleko stąd.
Przywołał do siebie jedyne szczęśliwe wspomnienie ze świąt, jedną krótką chwilę, którą mógł tego dnia spędzić w towarzystwie Narcyzy.  Miał wtedy nie więcej niż siedem lat. Ojca nie było przez większość czasu w domu, a jego opiekunki dostały dzień wolnego, od jego matki która chciała pobyć kilka godzin ze swoim jedynym synem.  Tego dnia po raz pierwszy z twarzy Narcyzy nie schodził uśmiech.  Znikła ta pewna siebie kobieta o chłodnym i stanowczym spojrzeniu nie znoszącym sprzeciwu, na ten jeden moment zmieniła się w kochającą i oddaną matkę z wesołymi iskierkami w oczach na widok małego Dracona, który z uśmiechem na ustach i wielkim zapałem pomagał jej w pieczeniu i dekorowaniu ciastek.  Z daleka od swojego despotycznego męża i ciekawskich spojrzeń służby w końcu mogła przestać udawać i pobyć sobą.
Właśnie taką Draco starał się ją zapamiętać. Kochającą, o ciepłym  i przepełnionym miłością spojrzeniu.
  Brakowało mu jej jak jeszcze nigdy dotąd, zapragnął chociaż raz jeszcze na jeden moment zobaczyć ten jej promienny uśmiech. Pragnął spędzić z nią święta, ubierać wspólnie choinkę. Tęsknił za jej radami, które udzielała mu za każdym razem kiedy zostawali sami w domu bez Lucjusza.
-Też nie potrafisz zasnąć? – z rozmyślań wyrwał go delikatny kobiecy głos.
-Przepraszam jeśli Panią obudziłem – Draco odwrócił się w stronę kuchni, gdzie zaczęła się krzątać mama Hermiony.
-Nie masz za co przepraszać Draco. Zawsze kiedy Chris trochę popije to strasznie chrapie – zaśmiała się – Jesteś głodny? Może zrobię nam naleśniki?
Blondyn zamrugał kilka razy i przytaknął z entuzjazmem.
-Mogę  w czymś pomóc? – zapytał.
Pół godziny później obydwoje siedzieli już wygodnie przy stole i ze smakiem pochłaniali swoje porcje puszystych naleśników polanych sosem czekoladowym i bitą śmietaną.
-Zawsze chciałam mieć takiego syna jak ty Draco – Jane zaskoczyła blondyna swoim stwierdzeniem – Twoja matka na pewno byłaby dumna z tego, że wyrosłeś na naprawdę wartościowego człowieka.
-Zrobiłem w życiu sporo złych rzeczy – odparł z goryczą w głosie – Z tego na pewno nie można być dumnym.
Jane uśmiechnęła się pocieszycielsko.
-Nie licz się to co zrobiłeś, ale to co robisz teraz. Każdy w swoim życiu popełnia błędy i czasami zbacza na złą ścieżkę. Patrzę na Ciebie i wiesz co widzę? Wspaniałego, młodego mężczyznę, który w swoim życiu sporo wycierpiał,  ale mimo tego nie poddał się i z wytrwałością dąży do swoich celów. Przyjeżdżając do nas, wniosłeś do tego domu  mnóstwo ciepła i radości.
Przez dłuższą chwilę panowała między nimi cisza. Blondyn wpatrywał się w starszą kopię Hermiony i szukał odpowiednich słów.
-Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował z kimś porozmawiać to dobrze wiesz gdzie mnie znaleźć – kobieta przerwała panujące między nimi milczenie i obdarzyła chłopaka ciepłym, matczynym uśmiechem – Wiem, że nie zastąpię Ci matki, ale z całego serca pragnę ci pomóc.
-Ja nie wiem co powiedzieć Pani Granger..
-Mów mi Jane.
-Dziękuje Jane – spojrzał speszony na kobietę, która okazała mu większe zainteresowanie niż jego rodzicielka przez całe jego życie. W tej jednej sekundzie poczuł się naprawdę ważny – Za wszystko.

Rozmawiali ze sobą jeszcze przez parę godzin, śmiejąc się i opowiadając przeróżne historię. Dopiero gdy za oknem zaczęło się robić szaro postanowili rozejść się do swoich pokoi.  Draco od razu wskoczył pod kołdrę i zatopił palce w miękkim futrze swojego czworonożnego przyjaciela.  Uśmiechnął się pod nosem do siebie, w końcu po raz pierwszy w życiu poczuł się jak w prawdziwym domu. Miał na kogo liczyć,  rozmowa z Jane podniosła go na duchu i dodała skrzydeł. Miał szansę rozpocząć nowej życie i chciał  z niej skorzystać,a co najważniejsze szedł na randkę z Hermioną Granger, w której był szaleńczo zakochany.


Tego samego dnia wieczorem…
Jane poprawiła Draconowi kołnierz jego niebieskiej koszuli i z zadowoleniem mu się przyjrzała.
-Będę trzymała kciuki  - powiedziała prawie bezgłoście na co chłopak podziękował tylko skinieniem głowy.
W tym samym momencie podszedł  do nich Chris, objął swoją żonę w pasie i cmoknął ja w kark.
-Uważaj na nią – zwrócił się do blondyna z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Nie spuszczę jej z oczu Chris -  Draco odwzajemnił uśmiech mężczyzny.
-Co wam tak wesoło? – w przedpokoju pojawiła się rozpromieniona gryfonka, ubrana w obcisłe czarne spodnie, czerwoną satynową bluzkę i marynarkę. Swoje długie brązowe włosy podpięła po bokach wsuwkami i pozostawiła je rozpuszczone, tak by kaskadami spływały po jej plecach.
-Pięknie wyglądasz – usłyszała komplement od blondyna.
-Ty też nie najgorzej  - uśmiechnęła się do niego figlarnie – Idziemy?
Blondyn pomógł założyć jej płaszcz, pożegnali się z rodzicami dziewczyny, którzy życzyli im miłej zabawy po czym wyszli do ogrodu by już za chwilę się aportować.
-Kibicuję mu – odparł Chris siadając na kanapie obok swojej żony i obejmując ją czule ramieniem.
Jane przytuliła się do swoje męża  i włączyła pilotem DVD.
-Doprawdy?
-To naprawdę fajny i porządny chłopak – mężczyzna spojrzał z miłością na swoją żonę – Przypomina mi mnie kiedy byłem w jego wieku. Po za tym byłby świetnym dentystom.
-Chris! – Jane szturchnęła z rozbawieniem swojego męża  - Nawet o tym nie myśl.
-Dlaczego?
-Pozwól im żyć własnym życiem .
-Ale..
Jane spojrzała na męża wzrokiem nieznoszącym przeciwu, a ten się zaśmiał.
-Niech Ci będzie – nachylił się i pocałował ją w czoło.

***

Draco otworzył przed Hermioną drzwi i weszli do jednego z najlepszych kin w całym Londynie. Przy wejściu oddali swoje płaszcze do szatni i skierowali się w stronę kas, gdzie Draco kupił dwa bilety na najnowszy film akcji jaki teraz wszedł do kin.
Ślizgon mimo stresu jaki odczuwał, starał się trzymać emocje na wodzy. Czuł jak dłonie pocą mu się ze zdenerwowania. Nigdy nie był z żadną dziewczyną na prawdziwej randce i dziękował sobie w duchu, że spytał się Jane o kilka porad.
Po dwugodzinnym seansie  rozbawieni wyszli z Sali kinowej,  ubrali się i wyszli na chłodne zimowe powietrze.
-Nie pamiętam już kiedy ostatnio byłam w kinie – odparła gryfonka.
-Ja nie pamiętam żebym kiedykolwiek był – Draco uśmiechnął się łobuzersko – Muszę przyznać,  że nie doceniałem mugoli.
Hermiona się zaśmiała.
-Wiesz, że teraz będę Ci wypominać to do końca życia?
-Nie mam nic przeciwko – odparł i spojrzał jej głęboko w oczy.
-No no, proszę kogo my tu mamy – usłyszeli za swoimi plecami lodowaty głos mężczyzny.
-Travers – wysyczał Draco i obdarzył pogardliwym spojrzeniem wysokiego bruneta, z licznymi bliznami pokrywającymi jego wychudzoną twarz.
Mężczyzna wykrzywił usta w złowieszczym uśmiechu i przyjrzał  mu się uważnie po czym przeniósł wzrok na Hermionę, która hardo patrzyła mu w oczy.
-Lucjusz nie będzie zadowolony kiedy doniosę  mu o tym, że prowadzasz się z tą wywłoką po Londynie.
-Pilnuj lepiej swojego nosa – Draco zastąpił mu drogę, kiedy starszy mężczyzna próbował się zbliżyć do gryfonki.
-Od kiedy został z Ciebie taki obrońca szlam ?  - zakpił.
-Wynoś się – Draco przystawił mu różdżkę do gardła.
Hermiona z dezorientacją przyglądała się całej tej scenie. Co dziwniejsze w ogóle nie odczuwała strachu. Instynktownie jej ręką powędrowała do torebki, w której zawsze na wszelki wypadek trzymała swoją różdżkę.
Travers zaśmiał się gorzko i pokręcił głową.
-Lucjusz szczodrze mnie wynagrodzi, kiedy pozbędę się tej szlamy raz na zawsze – jego blizny rozszerzyły się pod wpływem uśmiechu, który bardziej przypominał grymas.
-Pierw będziesz musiał zabić mnie – blondyn syknął, odwrócił się i podszedł do Hermiony.
Draco poczuł jak śmiercionośne niewybaczalne zaklęcie przemknęła kilka milimetrów od jego ucha, usłyszał  Hermionę wołającą jego imię a już po chwili rozpętało się istne piekło. Wokół nich aportowało się z tuzin śmierciożerców, Draco nie zastanawiając się ani chwili chwycił Hermionę za rękę i pociągnął w jedną z węższych uliczek.  Wiedział, że nie mają szans w dwójkę pokonać ich wszystkich, więc pozostała jedynie ucieczka. Biegli ile tchu w płucach,  unikając śmiercionośnych zaklęć rzucanych przez śmierciożerców, które odbijały się od murów starych kamienic.  Co jakiś czas odwracali się za siebie i rzucali drętwotę,  w kierunku napastników.  Rozbroili piątkę z nich, ale nadal wielu trzymało się im na ogonie i nie dawało za wygraną.  W ostatniej chwili Draco pociągnął ze sobą Hermionę, w wąską ciemną szczelinę i przycisnął ją do muru. Przycisnął jej palec do ust dając tym samym znak, żeby była cicho i nasłuchiwał .
-Gdzie oni są? – rozwścieczony głos Traversa odbijał się echem od wąskich murów.
-Chyba ich zgubiliśmy – odparł inny mężczyzna.
-Niech to szlag – zaklnął pierwszy – Jakie odnieśliśmy straty?
-Tylko Goyle i Yaxley.
-Macie się rozdzielić i szukać dalej  - postanowił w końcu Travers
-Ale oni mogą już być daleko stąd – odparł jakiś młody mężczyna
-Crucio -  Travis spojrzeniem pozbawionym jakichkolwiek uczuć patrzył jak młodszy śmierciożerca zwija się z bólu  - Nic mnie to nie obchodzi. Macie ich znaleźć. To rozkaz! – warknął rozglądając się po pozostałych.
-Tak jest  - odparli zgodnie.
Draco czuł jak jego oddech powoli się normuje. Nasłuchiwał jeszcze przez kilka dobrych minut, a kiedy w końcu dookoła zapanowała cisza,  spojrzał z troską na Hermionę.
-Jesteś cała?
-Tak, a ty?
-Nic mi nie jest – uśmiechnął się do niej a ona odwzajemniła uśmiech, po czym obydwoje wybuchli gromkim śmiechem.
Kiedy w końcu się uspokoili, blondyn  spoważniał. Odgarnął zabłąkany brązowy kosmyk dziewczyny za ucho i pogłaskał ją delikatnie po zarumienionym policzku.  Spojrzał jej w oczy, a ona uśmiechnęła się do niego zachęcająco.  Nachylił się nad nią i delikatnie pocałował, a kiedy poczuł że bez wahania odwzajemniła pocałunek, zrobił się bardziej śmielszy. Przyciągnął ją bliżej do siebie i pogłębił pocałunek.  Ona nie pozostawała mu dłużna, zarzuciła mu ręce na szyje, zanurzając dłonie w jego jedwabiście miękkich i gęstych blond włosa. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne. Byli spragnieni swojej wzajemnej bliskości.   W końcu kiedy oderwali się od siebie, Draco oparł się czołem o czoło Hermiony i z trudem próbował złapać oddech.
-Warto było czekać – powiedział z uśmiechem na ustach i ponownie przyciągnął ją do siebie.



Reszta przerwy minęła im spokojnie i dosyć szybko.  Nowy rok przywitali w domu Hermiony w gronie najbliższych przyjaciół. Jak na razie wszystko układało się wspaniale, nawet Harry ku zdziwieniu wszystkim oświadczył, że nie czuje urazy do Ginny i jest szczęśliwy w nowym  związku z Luną, która okazała się być naprawdę niesamowitą osobą.  Tylko Ron ciągle chodził naburmuszone rzucając Hermionie i Draconowi zazdrosne spojrzenia.   


Hermiona usiadła wygodnie w przedziale koło Dracona, który objął ją opiekuńczo ramieniem i pocałował w czubek głowy. Czuła się przy nim szczęśliwa i co najważniejsze bezpieczna. Przez te dwa ostatnie tygodnie  zdała sobie sprawę, z tego że od dłuższego czasu blondyn nie był jej obojętny, tylko bała się do tego przyznać.   Doskonale zdawała sobie sprawę  z tego, że jej związek z Draconem nie będzie należał do najłatwiejszy, a przede wszystkim przez Lucjusza, który pewnie jeszcze nie raz da im nieźle popalić. Tak naprawdę wcale się go nie obawiała, już dwukrotnie udowodnili mu, że nie może ich rozdzielić.  Ten rok przyniesie ze sobą z pewnością wiele niespodzianek – pomyślała.