piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 25 Ojciec


Mam nadzieje, że rozdział was nie zawiódł i z niecierpliwością będziecie wyczekiwać kolejnego rozdziału, który niestety pojawi sie dopiero w ostatnim tygodniu lutego, bo czeka na mnie dosyć ciężki egzamin ;)
Zapraszam też na moje drugie dramione: http://wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com
Ściskam Avadka;*

~~*~~*~~*~~

Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować chłodny styczeń dobiegł końca, a na jego miejsce zakradł się luty, który przyniósł ze sobą siarczyste mrozy i spore opady śniegu, które uniemożliwiały swobodne poruszanie się po błoniach szkoły.
Hermiona siedziała w sowim prywatnym dormitorium i spoglądała z niedowierzaniem na swoją zapłakaną przyjaciółkę.
-Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem  - odezwała się w końcu  - Musimy się upewnić.
-Ale jak?  Nie pójdę przecież do Pani Pomfrey! – zaprotestowała Ginny.
-Poczekaj chwilę – Hermiona wstała i podeszła do szafy, w której zaczęła szukać czegoś intensywnie.
Po kilku minutach zadowolona z siebie pomachała przed oczami rudowłosej kolorowymi pudełeczkami.
-Co to jest? – zapytała zdziwiona.
-Test ciążowy – odpowiedziała Hermiona, a kiedy zobaczyła zdezorientowaną minę przyjaciółki uśmiechnęła się pod  nosem – To taki mugolski sposób na sprawdzenie czy jest się w ciąży.
-I jak to działa?
-Wytłumaczę ci wszystko w łazience. Chodź – nie czekając na odpowiedź pociągnęła Ginny za rękę i skierowała się ku wyjściu z dormitorium.
Kiedy weszły do salonu monęy się z Draconem, który właśnie wychodził na kolację.
-Wszystko w porządku? – zapytał zmartwiony na widok zapłakanej gryfonki.
-Babskie sprawy – Hermiona posłała mu spojrzenie w stylu „porozmawiamy o tym później” – Mógłbyś przynieść nam coś do jedzenia? Wątpię, że zdążymy na kolację.
-Jasne – blondyn nachylił się nad Hermioną i  pocałował ją przelotnie .
Kiedy tylko gryfonki znalazły się w łazience, Hermiona od razu zaczęła tłumaczyć na czym polega test ciążowy i jak się go wykonuje.
-Skąd ty je w ogóle masz?
Na policzkach starszej gryfonki zaczęły malować się delikatne rumieńce.
-No bo wiesz- zaczęła – Na początku mojego związku z Olivierem też podejrzewałam, że zaliczyłam wpadkę, ale na szczęście skończyło się tylko na strachu.
-A jak będzie ze mną? – Ginny z niepewnością spoglądała na test, który trzymałą w trzęsących się dłoniach . Jeszcze nigdy w swoim życiu tak bardzo niczego się na bała. Co jeśli faktycznie jest w ciąży? Co wtedy powinna zrobić?  Czuła się kompletnie zagubiona. Przed oczami pojawił się obraz jej własnej matki, która z rozczarowaniem spoglądała na nią. 
-Zrób test to się wszystkiego dowiemy – Hermiona przytuliła do siebie przyjaciółkę – Chcesz zostać sama?
Ginny pokiwała twierdząco głową i posłała Hermionie przepraszający uśmiech.
-Zawoła mnie jak będzie po wszystkim .
Kiedy w końcu rudowłosa została sama skierowała się w stronę ubikacji. Czuła jak z każdym kolejnym krokiem jej nogi miękną i odmawiają jej posłuszeństwa.  Wiedziała, że nie ma już odwrotu i dla świętego spokoju chciała rozwiać wszystkie wątpliwości.
10 minut później siedziała na zimnej, kafelkowej posadzce i intensywnie wpatrywała się w wynik.
-Ginny wszystko w porządku? – Hermiona uchyliła drzwi i rozejrzała się po łazience, kiedy zobaczyła przyjaciółkę od razu do niej podeszła i usiadła tuż obol – I co?
-Jestem w ciąży – odpowiedziała prawie bezgłośnie i po raz kolejny dzisiejszego dnia w jej oczach zaszkliły łzy.
-Ciii – brunetka przytuliła do siebie przyjaciółkę – Poradzimy sobie. Jakoś wszystko się ułoży na pewno nie zostawię cię samą.
-Jak ja o tym powiem Blaise’owi? Co jeśli on nie będzie chciał tego dziecka? A co z moimi rodzicami? Przecież matka na pewno się załamie.
-Pierw musisz ochłonąć, a dopiero potem pomyślimy co dalej.
-Masz rację – Ginny pociągnęła nosem i otarła łzy spływające po bladych policzkach .
-Chodź się położyć, sen dobrze ci zrobi.
-Dziękuje – rudowłosa przytuliła się do Hermiony – Jesteś najlepsza na świecie! Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

Po zaprowadzeniu Ginny do dormitorium i wmuszeniu w nią eliksiru słodkiego snu, Hermiona wreszcie zeszła na do salonu, gdzie czekała na nią kolacja przyniesiona przez Dracona. Dopiero na widok stosu kolorowych kanapek  i kubka parującej, cieplej herbaty poczuła jak burczy jej z brzuchu. Porwała do rąk jedną z kanapek i rozsiadła się wygodnie na miękkiej kanapie.
-Gdzie ruda? – usłyszała zza plecami głos blondyna, który właśnie wyszedł z łazienki i usiadł tuż koło niej.
-Śpi – odpowiedziała i otarła z jego policzka kroplę wody spływającą z jego mokrych blond włosów.
-Co się stało? – zapytał.
Dziewczyna przełknęła ostatni kęs i popiła go herbatą po czym odpowiedziała:
-Tylko obiecaj, że nikomu nie piśniesz ani słowa, a w szczególności Blaise’owi.
-Masz moje słowo.
-Ginny jest w ciąży z Blaisem.
-Co? -  wymsknęło się blondynowi
-Zostaniesz wujkiem.
-No to się porobiło – Draco uśmiechnął się rozbawiony i objął ramieniem gryfonkę -  Wujek Draco – powiedział do siebie dumnie.
***

Następnego ranka Hermione obudził intensywny zapach kwiatów w jej dormitorium. Kiedy powoli otworzyła zaspane oczy i zamrugała kilka razy by przyzwyczaić się do światła, dostrzegła przed sobą  ogromy kosz po brzegi wypełniony czerwonymi, pachnącymi różami. Z uśmiechem na ustach zrzuciła z siebie kołdrę i podbiegła do kosza i zaciągnęła się intensywnym zapachem swoim ulubionych kwiatów, po czym odczepiła liścik przypięty do koszyka i go przeczytała.

Dzisiaj o 20 w salonie.
                                         D.M.

-Ale piękne – do jej  uszu dobiegł zaspany głos Ginny – Od Dracona?
-Tak, tylko nie wiem z jakiej okazji.
-Przecież dzisiaj są WALENTYNKI – odpowiedziała podekscytowana.
Hermiona z zaskoczeniem spojrzała na magiczny kalendarz wisząc na ścianie. Faktycznie wskazywał 14 lutego.  Dziewczyna jęknęła w duchu, przez ten nawał nauki i ciąże Ginny kompletnie zapomniała o tym dniu. Szczerze mówiąc tak naprawdę nigdy nie obchodziła tego święta, zawsze spędzała je do późna w bibliotece z nosem w książkach, z dala od tych wszystkich zakochanych par które spotykała na każdym kroku. Mimo, że nigdy nie przepadała za tym dniem, w głębi duszy czuła się podekscytowana na myśl o spędzeniu walentynek w towarzystwie Dracona.
-A jak ty się czujesz?  - zapytała spoglądając na Rudą, która mimo lekko podkrążonych oczu wyglądała całkiem nieźle.
-Powiem mu dzisiaj – odpowiedziała, a w jej oczach pojawiły się iskierki nadziei.
-Jesteś dzielna, poradzisz sobie – Hermiona posłała przyjaciółce promienny uśmiech – Głodna?
-Jak wilk.
Mimo wczesnej pory większość uczniów siedziało już przy swoich stolikach i z niecierpliwością wyczekiwali sowiej poczty, która jak co roku tego dnia przede wszystkim przynosi niezliczoną ilość walentynek.   Hermiona wraz z Ginny zajęły swoje stałe miejsca przy stoliku gryfonów i zaczęły nakładać sobie sporą porcję owsianki do misek, kiedy nagle między nimi zmaterializował się Blaise, powodując u nich okrzyk zdumienia.
-Blaise! – fuknęła na niego rozbawiona Hermiona.
-Witam piękne panie – odparł z szerokim uśmiechem na ustach, po czym pocałował Ginny na powitanie.
-Mam nadzieje, że nie masz żadnych planów na dzisiejszy wieczór – odparł spoglądając na rudowłosą.
-To zależy – odparła drażniąc się  z nim.
-Od czego?
-Od tego co zaproponujesz.
-Niespodzianka – uśmiechnął się tajemniczo – Wpadnę po Ciebie o 19 – pocałował ją przelotnie, po czym odwrócił się do Hermiony, której  wręczył różę i pocałował w policzek, po czym oddalił się w stronę stołu ślizgonów.
Cały entuzjazm jaki miała GInny w jednej chwili z niej wyparował, kiedy wpatrywała się w oddalającą sylwetkę ślizgona.
-Jak ja mam mu o tym powiedzieć – jęknęła rozpaczliwie.
-Komu i o czym powiedzieć? – usłyszała głos Rona, który wraz z Harrym właśnie się do nich dosiedli.
Zanim Ginny zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, po wielkiej Sali rozszedł się donośny trzepot skrzydeł, a kilka sekund później do pomieszczenia wleciała chmara sów.    Ku zdziwieniu Hermiony wylądował przed nią brązowy puchacz z przypięta do nogi zapakowaną paczuszką.
-Od kogo to? – Ginny zajrzała przez ramię swojej przyjaciółki, gdy ta rozpakowywała pakunek.
Trzymała w ręce swoje ulubione szwajcarskie czekoladki.
-Od Oliviera – odparła lekko zmieszana.
-Skąd wiesz?
-Bo tylko on wiedział, że za nimi szaleje, po za tym jest kartka – odparła.
-Gościu ma tupet – odparła ruda z przekąsem .
-Bo przesłał mi pudełko czekoladek?
-NIE WIERZĘ!! – rozmowę dziewczyn przerwał okrzyk Rona, który uśmiechał się od ucha do ucha i wpatrywał się w różową kartkę, którą właśnie przyłożył do serca –Dostałem walentynkę – powiedział rozmarzony.
-Sam sobie wysłałeś? – Harry spojrzał rozbawiony na przyjaciela.
-Nie wiem od kogo, ale napisała że będzie na mnie czekała o 18 przy posągu jednookiej wiedźmy – powiedział szczęśliwy – Harry mogę pożyczyć od ciebie jakąś koszulę?
-Co proszę? – Harry zakrztusił się sokiem dyniowym.
-Przecież nie pójdę w zwykłej koszulce!
-Niech ci będzie.
-Dziękuję! – Weasley wstał niespodziewanie od stołu i oświadczając wszystkim, że idzie już się przygotować do spotkania, popędził w stronę wieży gryffindoru.


Hermiona pędziła jak szalona  przez korytarze szkoły.  Zasiedziała się w bibliotece i kompletnie straciła poczucie czasu. A teraz miała niecałe dwie minuty, żeby dotrzeć do prywatnych dormitoriów prefektów naczelnych.  Z lekką zadyszką wypowiedziała hasło i weszła do środka. Kiedy tylko znalazła się w salonie, stanęła jak z petryfikowana. Zamrugała kilka razy z niedowierzenia, i uśmiechnęła się rozpromieniona. W  salonie panował delikatny półmrok spowodowany trzaskającym wesoło ogniem w kominku. Kanapa wraz z fotelami zniknęła, a na ich miejscu pojawił się okrągły stolik dla dwóch osób.  Cała podłoga w salonie była zasłana płatkami róż.
-Cześć – usłyszała aksamitny głos blondyna, który właśnie wyszedł ze swojego dormitorium.
Jego widok zaparł Hermionie dech w piersiach. Wyglądał jak młody bóg, ubrany w szary, idealnie dopasowany garnitur i białą koszulę z odpiętym guzikiem pod szyją.
-Kolacja przy świecach? – posłała mu czarujący uśmiech – Kto by pomyślał, że jesteś takim romantykiem.
Na jego ustach pojawił się tak bardzo uwielbiany przez gryfonkę łobuzerski uśmiech.
-Jeszcze wiele o mnie nie wiesz Granger – powiedział i podszedł do niej, by musnąć swoimi wargami jej wargi.
-Daj mi chwilkę – wyszeptała i odsunęła się od niego.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć znikła za drzwiami do swojego dormitorium.  W ekspresowym tempie zdjęła z siebie jeansy i rozciągnięty sweter i podeszła do szafy, z której wyciągnęła czarną, koktajlową sukienkę z odkrytymi plecami.  Włosy, które miała zaplecione w warkocz rozpuściła i pozwoliła im opadać im kaskadami na plecy, poprawiła makijaż i wróciła do salonu gdzie czekał na nią ślizgon. Na jej widok jego oczy zalśniły  z zachwytu.
-Przepiękna – powiedział i zaprowadził ją do stolika, gdzie czekała już na nich kolacja.
Wieczór mijał im w przyjemnej atmosferze, rozmawiali, śmiali się i popijali czerwone wino.  Dopiero kiedy skończyli deser, blondyn klasnął w dłonie a całe pomieszczenie wypełniło się wolną piosenką.
-Zatańczysz? – podszedł do niej i wyciągnął w jej stronę dłoń, którą z ochotą przyjęła.
 Przyciągnął ją do siebie i objął w tali. Poruszali się w rytm muzyki, głęboko spoglądając sobie w oczy. Rozumieli się bez słów.  On nie wyobrażał sobie bez niej życia, była wszystkim tym co było dla niego najważniejsze. Kochał ją do szaleństwa i chciał budować z nią swoją przyszłość. Ona natomiast z dnia na dzień coraz bardziej się w nim zakochiwała. Czuła jak zapada się w tych błękitnych, przepełnionych miłością tęczówkach chłopaka.  Uwielbiała sposób w jaki na nią patrzył, uwielbiała czuć jego dotyk na swojej skórze i czuć zapach jego perfum, kiedy się do niego przytulała.
Nie zastanawiając się wiele, zarzuciła mu ręce na szyje i pocałowała. Nie musiała długo czekać na reakcję blondyna, który od razu odwzajemnił pocałunek pełen pasji i pożądania.  Odsunął się na chwilę od niej i spojrzał w czekoladowe oczy.
-Kocham Cię – powiedział.
Hermiona posłała mu promienny uśmiech i przyciągnęła z powrotem do siebie.  Jej pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne.  Zsunęła z ramion chłopaka szarą marynarkę, która opadła na ziemię i powoli zaczęła odpinać guziki jego koszuli, która chwilę później wylądowała koło marynarki. Obydwoje czuli wzajemną ekscytację, która jeszcze bardziej wzniecała w nich pożądanie.   Gryfonka przejechała opuszkami palców po wyrzeźbionym torsie delektując się ciepłem jego ciała.  Draco trzęsącymi się palcami rozpiął suwak czarnej sukienki i  delikatnie zsunął ją z Hermiony.  Mimo, że przez jego łóżko przetoczyła się nie jedna dziewczyna, zaczynał odczuwać delikatnie zdenerwowanie. Wiedział, że ta noc na długo zapadnie mu w pamięć.  Jednym szybkim ruchem wziął Hermionę na ręce i skierował się w stronę dormitorium gryfonki.

W tym samym czasie Ginny czekała pod portretem grubej damy. Stres jaki odczuwała nasilał się z każdą minutą, która przybliżała ją do godziny 19.   Oddech miała szybki i przyśpieszony, a w głowie po raz setny analizowała przebieg rozmowy z mulatem.
-Hej  -  Blaise pocałował ją na powitanie i wręczył duży bukiet kwiatów.
-Cześć – odparła z uśmiechem – To co to za niespodzianka?
-Zabieram cię na kolację – odparł zadowolony i założył jej kosmyk rudych włosów za ucho.
-Gdzie?
-Zobaczysz  - uśmiechnął się łobuzersko  i pociągnął za sobą.
Ku zdziwieniu Ginny nie kierowali się w stronę wyjścia ze szkoły tak jak przypuszczała, tylko do pokoju życzeń.
-Zapraszam – powiedział do  niej otwierając przed nią drzwi.
Kiedy tylko przekroczyła próg pokoju życzeń, znalazła się w przytulnej restauracji. Ściany były pomalowane na jasne pistacjowe kolory, a z sufitu sypało się konfetti w kształcie kolorowych serduszek.  Kiedy szli do zarezerwowanego przez Blaise’a stolika dostrzegła wiele znajomych twarzy.
-Przytulnie tu.
-Wiedziałem, że ci się tutaj spodoba – odparł zadowolony z siebie.
-Blaise – zaczęła niepewnie.
-Tak?
-Dziękuje za kwiaty, i za kolację ale chyba nie będę w stanie nic dzisiaj przełknąć.
-Źle się czujesz? – zapytał i ujął jej dłoń w swoją.
-Nie, po prostu  muszę z tobą o czymś ważnym porozmawiać.
-Słucham.
-Nie tutaj – odpowiedziała lekko zdenerwowana.
Ślizgon lekko zaniepokojony przyjrzał się uważnie rudowłosej z nadzieją, że uda mu się cokolwiek z jej oczu wyczytać. Doskonale wiedział, że takie rozmowy przeważnie nie kończą się zbyt dobrze.  Przystał na jej propozycję, i czym prędzej opuścili restaurację i skierowali się w stronę lochów. Przez całą drogę, aż do prywatnego dormitorium chłopaka nie odzywali się do siebie. Każde z nich pogrążone było we własnych myślach.  
-A więc o co chodzi? – ślizgon usiadł na łóżku obok Ginny i spoglądał na nią uważnie. Serce biło mu jak oszalałe.
Młoda Wesley’ówna z niepewnością spojrzała na zmartwioną twarz mulata po czym spuściła wzrok i wpatrywała się w swoje blade dłonie.
-Ginny – brunet delikatnie uniósł jej głowę i spojrzał jej w oczy – Nie trzymaj mnie w niepewności.
-Nawet nie wiem od czego zacząć  - w jej oczach zaszkliły się łzy – Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz i nie będziesz chciał mnie znać.
-Czemu miałbym cię znienawidzić?
-Ponieważ jestem w ciąży - wyszeptała
Blaise wypuścił głośni powietrze.
-Możesz powtórzyć?
-Będziesz ojcem Blaise.
Zabini wpatrywał się w te ukochane oliwkowe oczy, a jego mózg powtarzał w kółko tylko te dwa słowa „będziesz ojcem”.
-Będę ojcem – powtórzył i spojrzał na Ginny, która z zapartym tchem czekała na jego reakcję.
Na jego ustach pojawił się uśmiech. Nie wiele myśląc przyciągnął do siebie zaskoczoną dziewczynę i pocałował.
-Wyjdź za mnie – powiedział spoglądając jej w oczy.
-Co?
-Zostań moją żoną. Kocham Cię do szaleństwa i chcę stworzyć z tobą szczęśliwą rodzinę. Chcę zapewnić bezpieczeństwo tobie i naszemu dziecku.
Ginny  poczuła jak ponownie tego wieczoru oczy zachodzą jej łzami, tylko że tym razem ze szczęścia. Jeszcze parę minut bała się tej rozmowy i tego, że Blaise ją zostawi, a on proponuje żeby została jego żoną.
-Wyjdę za ciebie – odpowiedziała i poczuła jak radość przepełnia jej serce.
Blaise nie mówiąc już nic ponownie ją pocałował.
***

Luty minął wszystkim w zastraszającym tempie, a marzec który zajął jego miejsce przyniósł ze sobą sporo ciepła i słońca, a wiosna już na dobre zawitała w Hogwarcie. Wieść o ciąży Ginny jak na razie udaje się utrzymać w tajemnicy i nikt, oprócz najbliższych przyjaciół i rodziny o  niej nie wie.  Tajemniczą walentynką Rona okazała się Lavender Brown, z którą rudzielec spędza każdą wolną chwilę.   Natomiast Diego rósł w zastraszającym tempie, wystarczyło zaledwie parę miesięcy żeby z małego szczeniaka urósł do rozmiarów dorosłego osobnika.    Hermiona siedziała wraz z Ginny przy stole gryfonów i zajadała się grzanką z dżemem, kiedy koło niej wylądowała płomykówka z  nowym wydaniem proroka codziennego.   Kiedy tylko otworzyła gazetę na pierwszej stronie,  zamarła z przerażenia a grzanka, którą trzymała w dłoni upadła na podłogę.
-Hermiona? -  rudowłosa spojrzała  z niepokojem na przyjaciółkę i zerknęła na stronę od której brunetka nie potrafiła oderwać wzroku.
Na środku stronę zostało umieszczone ruchome zdjęcie Lucjusza Malfoy’a, a nad nim dużymi i wytłuszczonymi literami widniał nagłówek  „Ucieczka z Azkabanu”
-To niemożliwe – wyszeptała Hermiona.
-Myślisz, że tutaj przyjdzie?
-Nie wiem – odparła starsza gryfonka i zerknęła na stół ślizgonów, gdzie Draco właśnie sięgał po Proroka Codziennego. Uważnie obserwowała jego reakcję. Widziała jak jego uśmiech w jednej chwili znika, a na twarzy maluje się przerażenie.
-Draco już wie – wyszeptała do rudej – Musimy go jakoś uspokoić.
Hermiona wstała od stołu w tym samym momencie co Draco i podążyła za nim. Kiedy tylko znaleźli się poza ciekawskimi spojrzeniami uczniów Draco podszedł do niej i mocno przytulił.
-Powiedz mi, że to się nie dzieje naprawdę – wyszeptał w jej włosy.
-W Hogwarcie jesteśmy bezpieczni, nie przyjdzie tutaj – gryfonka próbowała brzmieć przekonująco i uspokoić blondyna, mimo że sama nie wierzyła w to co mówi. Wiedziała, że Lucjusz jest sprytny i skoro znalazł sposób żeby uciec z najlepiej strzeżonego więzienia dla czarodziejów to bez problemu znajdzie sposób żeby przekraść się do zamku.
-A co jeśli jednak uda mu się tutaj dostać? Co wtedy? Nie wybaczę sobie jeśli cokolwiek ci się stanie.
-Draco – gryfonka spojrzała mu w oczy – Nic mi nie będzie, zobaczysz złapią go.
-Obiecaj mi, że nigdzie nie będziesz wychodziła sama.
-Obiecuję.

Tego samego dnia wieczorem
-Wychodzisz gdzieś? –Draco spojrzał na Hermionę, która przypinała czworongowi niebieską smycz.
-Idę na spacer.
-Sama? – Draco podniósł się z kanapy do pozycji siedzącej.
-Biorę ze sobą psa.
-Obiecałaś mi, że nigdzie sama nie będziesz wychodzić.
Hermiona westchnęła i podeszła do blondyna, żeby usiąść mu na kolanach.
-Olivier chciał ze mną porozmawiać .
Draco skrzywił się na dźwięk jego imienia.
-Nic mi nie będzie, obiecuję że za 30 minut będę z powrotem.
-Proszę uważaj na siebie – pocałował ją w czoło.
-Do zobaczenia za pół godziny – powiedziała i wyszła z salonu.

Słońce powoli zachodziło, tworząc pomarańczową poświatę na niebie. Kiedy tylko Hermiona wyszła na błonie, zaciągnęła się świeżym wiosennym powietrzem.  Od razu odpięła Diega ze smyczy a ten z radością popędził przed siebie w stronę ptaków, które tak bardzo uwielbiał gonić.  Hermiona szła w stronę jeziora, gdzie umówiła się z Olivierem, kiedy z oddali zobaczyła leżącą na ziemi postać. Bez zastanowienia ruszyła w tamtym kierunku.
-Olivier? – powiedziała niepewnie i podeszłą do nieprzytomnego mężczyzny.
Uklękła przed nim, przewróciła go na plecy i zaczęła delikatnie klepać go po policzku.
-Olivier obudź się – w jej głosie było słuchać niepokój  - Co tu się stało?
-Ktoś chciałby się z tobą spotkać – usłyszała chłodny głos za plecami, ale  zanim zdążyła obrócić się w jego stronę poczuła przeszywający ból w głowie i straciła przytomność.

W tym samym czasie Draco z niepokojem krążył po pokoju co jakiś czas zerkając na zegarek. Minęła już godzina, odkąd wyszła i jeszcze nie wróciła.  Po kolejnych piętnastu minutach postanowił pójść jej poszukać. Chwycił kurtkę, i wyszedł na błonia, gdzie od razu podbiegł do niego skomlący Diego, który szarpał go za nogawkę spodni.
-Diego? – Draco kucnął i spojrzał na psa – Jesteś tu sam? Gdzie Hermiona?
Diego zaszczekał głośno i popędził w stronę jeziora, co jakiś czas zatrzymując się i popędzając blondyna szczekaniem.  Draco z lekką zadyszką dobiegł za psem do miejsca gdzie leżał nieprzytomny Olivier.  Kiedy sprawdził czy mężczyzna żyje, zaczął rozglądać się dookoła z nadzieją, że znajdzie cokolwiek co naprowadzi go na ślad Hermiony.   Tuż koło głowy nieprzytomnego bruneta, leżała tak dobrze mu znana niebieska smycz, a obok nie koperta zaadresowana do niego.
Trzęsącymi się dłońmi rozerwał niezdarnie pakiet, i zabrał się za czytanie.
Jeśli jeszcze kiedykolwiek chcesz ją zobaczyć, czekam na Ciebie we Wrzeszczącej Chacie.
                                            Lucjusz.
Blondyn poczuł jak traci kontrolę nad swoim ciałem i upada plecami na trawę.  Zakrył twarz dłońmi i dał upust emocją, które w zastraszającym tempie zaczęły się w nim kotłować. Czuł jak  niewidzialna siła rozszarpuje jego wszystkie wnętrzności na drobne kawałki. W jednej chwili zemdliło goi zwrócił całą kolację zjedzoną zaledwie dwie godziny temu.   Weź się w garść – nakazał sobie w myślach. W jednej chwili cały strach i niepokój go opuścił. Czuł tylko złość i nienawiść. Wiedział, że następne kilka godzin zadecydują o całym jego życiu. Miał zamiar walczyć o to co kocha, i nikomu nie pozwoli tego sobie odebrać.
Zagwizdał na Diega, który od razu do niego podbiegł. Podał mu list od ojca, który chwycił w zęby.
-Zanieś ten list Blaise’owi on będzie wiedział co ma robić.

Kiedy tylko blondyn wydał polecenie, Diego jak torpeda pomknął w stronę zamku na poszukiwanie najlepszego przyjaciela swojego właściciela. Tymczasem Draco pewnym krokiem ruszył w stronę bijącej wierzby, gdzie mieściło się przejście do chaty, gdzie zabije własnego Ojca.

~~*~~*~~*~~