piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 19 Państwo Granger

Po raz drugi dla kochanej Silje, z którą mam nadzieje niebawem wreszcie się spotkam <3

Pierwsze promienie słońca delikatnie przebijały się przez grube i gęste warstwy chmur. Hermiona zamrugała kilka razy, zanim, jej czekoladowe oczy przyzwyczaiły się do rażącego światła panującego w dormitorium.  Rozejrzała się czujnie po pokoju i dopiero kiedy jej wzrok zatrzymał się na czarnej sukience, dotarły do niej wydarzenia z wczorajszego wieczoru.  Gryfonka poczuła jak napuchnięte od płaczu oczy ponownie zachodzą słonymi łzami. Przymknęła powieki i energicznie potrząsała głową z nadzieją, że złe wspomnienia się ulotnią i przestaną ją ranić. 
Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Nie mogę – pomyślała i wzięła kilka uspokajających wdechów.  Szybkim ruchem dłoni otarła ostatnią już spływającą łzę po jej policzku i uśmiechnęła się delikatnie na myśl o spędzeniu świąt z rodzicami, za którymi zdążyła już bardzo zatęsknić. 
Sięgnęła do szafki nocnej i wyciągnęła z niej kawałek pergaminu i kałamarz wraz z piórem, po czym napisała do nich krótką wiadomość.  Zadowolona z siebie spojrzała na zegarek – miała jeszcze niecałe dwie godziny do odjazdu pociągu, więc postanowiła trochę się odświeżyć przed podróżą.
Jakąś godzinę  później wykąpana, zrelaksowana i spakowana  postanowiła zajrzeć do ślizgona. Zapukała delikatnie w drzwi, ale nikt jej nie odpowiedział. Dotknęła dłonią klamki i delikatnie ją nacisnęła. Drzwi ustąpiły z delikatnym skrzypnięciem.  Kiedy weszła do dormitorium, od razu zauważyła blondyna który spał na wznak pochrapując delikatnie.  Jego blond włosy były w kompletnym nieładzie i sterczały mu na wszystkie możliwe strony. Odkryta i umięśniona klatka piersiowa chłopaka unosiła się i opadała równomiernie.  Na widok tak śpiącego Dracona  Hermiona uśmiechnęła się do siebie.  Usiadła na brzegu łóżka i delikatnie pogłaskała ślizgona po policzku.
Draco przeciągnął się leniwie i powoli otworzył oczy.
-Hermiona? – zamrugał kilka razy z niedowierzenia – Wszystko w porządku?
-Jest dobrze – dziewczyna wysiliła się na niezbyt przekonujący uśmiech – Mam dla Ciebie pewną propozycję,
-Zamieniam się w słuch.
-Chciałbyś może pojechać ze mną na święta do moich rodziców?
Draco zmarszczył brwi i uważnie przyjrzał się dziewczynie.
-Poważnie? – zapytał.
-Rozumiem jeśli nie będziesz chciał spędzić świąt w towarzystwie mugoli..
-Chętnie spędzę te święta z tobą i twoimi rodzicami – przerwał jej
Hermiona spojrzała na niego kompletnie zaskoczona. Chyba jeszcze do końca nie przywykła do zmiany, która przez ostatni czas zaszła w blondynie.
-Naprawdę?
-Tak.
Na ustach dziewczyny zakwitł pierwszy szczery uśmiech. W jej sercu zaczęła kiełkować mała nadzieja, że być może te święta nie będą tak okropne jak przypuszczała? Będzie miała u swojego boku Dracona, który z pewnością nie będzie się nudziła i nie będzie miała czasu na rozmyślanie o Olivierze.


Ostatni gwizdek konduktura sygnalizujący odjazd pociągu rozszedł się echem po peronie w Hogsmade.  Czarny lśniący pociąg powoli ruszył wypuszczając z siebie kłęby szarego dymu.  Hermiona, Ginny, Draco i Blaise rozsiedli się wygodnie w  ostatnim wolnym przedziale.  Hermiona siedziała cicho wpatrując się w śnieżnobiałe krajobrazem za oknem. Hogwart już dawno zostawili za sobą, a każdy kolejny kilometr przybliżał ją do ukochanego rodzinnego domu.
-Blaise o co chodził wczoraj Parkinson? – Ginny spojrzała na swojego chłopaka, który zrobił się spięty.
-Sam jestem ciekaw w czym tak bardzo jej pomogłeś – Draco również spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela.
Nawet Hermiona oderwała się od krajobrazu za szybą by posłuchać co ślizgon ma do powiedzenia.
Zabini przyglądał się twarzom przyjaciół, które z ciekawością zwrócone były w jego stronę. Rozpaczliwie poszukiwał w głowie jakiegoś sensownego wyjścia z tej trudnej dla niego sytuacji. Był na siebie zły, że wcześniej nie przygotował się na taką sytuację. Doskonale wiedział, że jeśli dowiedzą się prawdy to być może straci wszystko to co dopiero zdążył zyskać.   Ścisnął mocniej dłoń Ginny i przełknął ślinę.
 Z jego ust wydobyło się ciche westchnienie.
-Miałem nadzieje, że nigdy nie zostanie poruszony ten temat – puścił dłoń Ginny i otarł czoło na którym pojawiły się drobne kropelki potu – Jestem wam winien ogromne przeprosiny dziewczyny – spojrzał na zdziwione twarze gryfonek – A zwłaszcza tobie Hermiono.  Od początku wiedziałem o planach Pansy względem Oliviera i przez jakiś czas brałem w tym czynny udział. Parkinson przechwytywała wasze wszystkie listy i wysyłała je do mnie na przechowanie. Co gorsza miałem też zdobyć jak najwięcej informacji o tobie i Draconie, dlatego tak bardzo nalegałem na spotkanie z Ginny – Blaise ze skruchą spojrzał na swoją dziewczynę – Ale z czasem wszystko się zmieniło – kontynuował – Coraz częściej żałowałem, tego całego popieprzonego układu z Parkinson. Nawet chciałem się do wszystkiego przyznać. To było tego felernego wieczoru kiedy razem ze Smokiem uratowaliśmy Hermionie życie. Tak naprawdę tego wieczoru uświadomiłem sobie jak bardzo mi na Tobie zależy Ginny. Pokazałaś mi lepszy świat od tego w  którym jeszcze niedawno żyłem. Jeszcze raz przepraszam za wszystko co zrobiłem.

W przedziale zapanowała cisza. Trzy zaskoczone pary oczu z niedowierzeniem wpatrywały się w czarnoskórego ślizgona. Żadne z nich nie wiedziało co ma powiedzieć. W końcu pierwsza odezwała się Hermiona:
--Było minęło, czasu nie cofniemy. Zawdzięczam ci życie Blaise. Masz u mnie czystą kartę – gryfonka uśmiechnęła się przyjacielsko.
-Dziękuje.
-Stary jesteś moim najlepszym kumplem, ale to jest najbardziej popieprzona rzecz jaką w życiu zrobiłeś. – blondyn wywrócił oczami i podał kumplowi rękę na zgodę.
-A ty Ginny? – Zabini spojrzał z nadzieją na gryfonkę – Wybaczysz mi?
W głowie rudowłosej panował jeden wielki chaos. Sama nie wiedziała czy czuje się zła czy też może rozczarowana postawą Blaise’a.  Jak ma mu teraz zaufać skoro cała ich znajomość zaczęła się od jednego wielkiego kłamstwa?
W końcu odważyła się spojrzeć w smutne, brązowe oczy bruneta, które z niecierpliwością czekały na jakiejkolwiek jej reakcję.
-Muszę się przewietrzyć – powiedziała w końcu i nie czekając na jakąkolwiek reakcję pośpiesznie opuściła przedział.
-Ginny! -  Blaise zerwał się z miejsca i już chciał ruszyć za rudowłosą kiedy poczuł ciepłą dłoń na swoim ramieniu.
-Daj jej trochę czasu – usłyszał pocieszycielski głos Hermiony – Ona musi teraz pobyć sama ze sobą i wszystko sobie poukładać.
Blaise z westchnieniem opadł na swoje miejsce.
-Skąd wiesz? – zapytał.
-Jest dla mnie jak siostra – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie do bruneta  - Wiem o niej wszystko.


***


-Zdenerwowany? – Hermiona z lepszym już humorem spojrzała na Malfoya.
-Może trochę – odparł pocierając zmarznięte dłonie.
-Chodź – pociągnęła go w stronę dużej czarnej bramy – Zaraz napijemy się czegoś ciepłego.
Dom z zewnątrz nie różnił się niczym od pozostałych typowo angielskich domów. Wyłożony brązową cegłą z białymi okiennicami, które wyróżniały się na tle ciemniejszego koloru. 
Szybkim krokiem podążali niedawno odśnieżoną ścieżką, która zaprowadziła ich prosto pod duże dębowe, frontowe drzwi.  Hermiona delikatnie zapukała, i już po kilki sekundach drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięcieciem.
-Hermiona! – wysoki mężczyzna przytulił do siebie roześmianą dziewczynę.
-Cześć tato 0 przywitała się.
Ślizgon przyjrzał się uważnie mężczyźnie, który był ojcem gryfonki. Był wysoki i z pewnością miał nie więcej niż czterdzieści lat, a w bujnych brązowych włosach zaczęły pojawiać się pojedyncze siwe włosy.
-A ty z pewnością jesteś Draco – ojciec Hermiony podał blondynowi rękę na powitanie.
-Dobry wieczór Panie Granger.
-Mów mi Chris – mężczyzna uśmiechnął się przyjacielsko – Wchodźcie do środka, zanim wszyscy się rozchorujemy na tym mrozie.
Weszli do małego lecz przestronnego przedpokoju. Zrzucili z siebie ciepłe płaszcze i ruszyli w głąb domu. Draco próbował zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Cały dom urządzony został w ciepłych i jasnych barwach, a na ścianach wisiało sporo obrazów i rodzinnych zdjęć.  Po prawej stronie minęli schody prowadzące na górę i skręcili w lewo. Znaleźli się w salonie połączonym z kuchnią z której wydobywały się smakowite zapachy.  Salon był koloru brzoskwiniowego . Po prawej stronie pod ścianą znajdowała się duża, beżowa rogowa kanapa. Naprzeciwko kanapy stał kominek w którym wesoło trzaskał ogień.  Z każdej strony był on otoczony ręcznie zdobioną meblościanką zapełniona dość sporą kolekcją książek.  Po prawej stronie meblościanki znajdowała się specjalna wnęką, w której został wmontowany plazmowy telewizor.  Po lewej stronie od wejścia znajdowała się duża kuchnia w pistacjowych kolorach, w której z wielkim zaangażowaniem krzątała się Pani Granger.  Na widok swojej córki kobieta uśmiechnęła się rozpromieniona, wytarła brudne ręce o fartuch i podeszła do swojej młodszej kopi. 
-Tak się cieszę kochanie, że już jesteś – Przytuliła córkę i pocałowała ją w policzek –Jak wam minęła podróż? – zasypywała córkę pytaniami.
W końcu jej bystre, czekoladowe oczy spojrzały na Dracona uważnie mu się przyglądając.
-Mamo to jest właśnie Draco.
Pani Granger obdarowała chłopaka przyjacielskim uśmiechem.
-Miło mi Cię w końcu poznać – kobieta pocałowała go w policzek na powitanie – Czuj się jak u siebie w domu.
-Dziękuje – Draco odwzajemnił nieśmiało uśmiech.
Stres który odczuwał powoli tracił na sile. Pierwszy najtrudniejszy krok miał już za sobą, a kolejne będą coraz łatwiejsze.
-Pewnie jesteście głodni? Umyjecie ręce i zapraszam do stołu.
-Jane kochanie – Pan Granger podszedł do żony i objął ją w pasie – Daj im trochę odetchnąć i zrób im pierw coś ciepłego do picia bo z pewnością są cali zmarznięci.
Jane westchnęła i uśmiechnęła się do męża.
-No dobrze, ale za godzinę widzę was wszystkich przy stole – zadecydowała i wróciła do kuchnia.
Podczas kolacji atmosfera powoli się rozluźniała.  Wszyscy śmiali się i rozmawiali. Draco po raz pierwszy w swoim życiu poczuł się jakby był w domu i po części zazdrościł Hermionie całej tej rodzinnej atmosfery, której u niego w domu od zawsze brakowało.
Państwo Granger okazali się być naprawdę przesympatycznymi osobami. Mieli w sobie tyle dobroci i radości, że zarażali też inni.  Na pierwszy rzut oka widać, że łączy ich prawdziwa i bezwarunkowa miłość.  Cała trójka była wzorcem idealnej rodziny dla Dracona, który w głębi duszy zapragnął być tak cholernie szczęśliwym w przyszłości jak oni. Nie pragnął niczego innego, niż własny domek na obrzeżach Londynu, szczęśliwej i pięknej żony oraz gromadki rozweselonych dzieci. Oczami wyobraźni zobaczył siebie i Hermionę, siedzących na huśtawce w ich własnym dużym ogordzie w letnią gwieździstą noc.

Po kolacji Draco wraz z Chrisem postanowili napić się szkockiej. Wypełnili szklanki bursztynowym płynem i rozsiedli się wygodnie na kanapie. Blondyn z fascynacją słuchał jak ojciec Hermiony z pasją opowiadał o swojej pracy jako dentysta. Obiecał też ślizgonowi, że któregoś dnia zabierze go do swojego gabinetu, żeby blondyn sam spróbował co i jak.
Natomiast  Hermiona wraz ze swoją mamą pochowały brudne naczynia do zmywarki i zabrały się do przygotowywania herbaty i czegoś słodkiego do przegryzienia.
-Kochanie,  czemu nie przyjechał z wami Olivier?
W jednym momencie fala smutnych wspomnień uderzyła w Hermionę niczym tsunami.
-Rozstaliśmy się mamo – odpowiedziała z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy.
-Och – Jane spojrzała na córkę i pogłaskała ją opiekuńczo po głowie – Przez Dracona?
-Co? – Hermiona spojrzała zaskoczona na swoją rodzicielkę – Czemu tak myślisz?
-Widzę jak obydwoje na siebie patrzycie. To naprawdę bardzo porządny, miły i przystojny chłopak.
-Mamo!
-Jane się roześmiała.
-Mówię co myślę. Po za tym wydaje mi się, że twój ojciec też go polubił – Pani Granger spojrzała w stronę gdzie jej mąż wraz z blondynem prowadzą ożywioną dyskusję. Hermiona podążyła za jej wzrokiem a na jej ustach pojawi się uśmiech. Cieszyła się, że jej rodzice polubili Dracona.

Reszta wieczoru minęła im w przyjaznej atmosferze. Dochodziła północ kiedy wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich pokoi. Hermiona zaprowadziła Dracona schodami na górę i podeszła do drugich drzwi po lewej i je otworzyła. Weszła do pomieszczenia i zapaliła światło.
-To twój pokój, łazienkę masz naprzeciwko, a jeśli czegoś byś potrzebował to jestem tuż za ścianą – uśmiechnęła się delikatnie do blondyna – Dobranoc Draco – powiedział i już miała opuszczać pokój kiedy poczuła ciepłą błoń blondyna na swoim nadgarstku.
Odwróciła się w jego stronę i zatopiła się w błękitnych tęczówkach chłopaka.
-Dziękuje – powiedział lekko zachrypniętym głosem i nachylił się by pocałować ją w policzek – Dobranoc Hermiono.

Z utęsknieniem w oczach patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce, w którym przed chwilą stała brunetka. Miał nadzieję, że w te święta spełni się jego  najskrytsze marzenie.

~~*~~*~~*~~

Wiem, że krócej niż ostatnio ale nie mogę aż tak bardzo was rozpieszczać ;)
Jestem strasznie ciekawa co myślicie o tym dość specyficznym jak dla mnie rozdziale. Trochę się namęczyłam, żeby to wszystko jakoś poskładać żeby miało ręcę i nogi ;)
Pozdrawiam serdecznie ;)
AvadKa ;*