wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 27 Zacznijmy od początku

Wiem, że zawaliłam i że jest mega krótko, ale potraktujcie ten rozdział jako wprowadzenie do następnego etapu historii, którą chcę wam opowiedzieć ;) Następny rozdział z pewnością będzie o wiele dłuższy. Czekam z niecierpliwością na wasze opinie ;)
Ściskam Avadka;*

~~*~~*~~*~~

Po tygodniowym leżeniu w Skrzydle Szpitalnym, Hermiona powoli zaczynała odzyskiwać przytomność. Powoli otworzyła powieki i zamrugała kilka razy, żeby przyzwyczaić się do rażącego jasnego światła panującego w pomieszczeniu. Od razu domyśliła się, że leży w skrzydle szpitalnym, ale nie miała bladego pojęcia z jakiego powodu się tu znalazła.
-Hermiona? - usłyszała cichy szept i dopiero teraz dostrzegła Paris, która z ulgą na twarzy jej się przypatrywała.
Koło blondynki stała z wymalowaną ulgą na twarzy Ginny, która była czule obejmowana przez Blaisea, który posłał w jej kierunku swój rozbrajający uśmiech. Czyżby byli razem? Ale jak to? I co z Harrym? Tyle pytań bez odpowiedzi zaczęło kłębić się w jej głowie.
-Witaj wśród żywych Granger – z twarzy Blaisea nie schodził szeroki uśmiech.
-Co się stało? - zapytała, wpatrując się z nadzieją w przyjaciółkę od której liczyła uzyskać satysfakcjonującą ją odpowiedź.
Ginny usiadła na brzegu łóżku przyjaciółki i chwyciła ją delikatnie za rękę.
-Zostałaś porwana i torturowana przez Lucjusza - odparła w końcu.
-Co? - Hermiona zrobiła zdziwioną minę - Po co miałby mnie porywać?
Trójka przyjaciół spojrzała wymownie po sobie.
-Co pamiętasz jako ostatnie? - Paris usiadła obok Ginny, natomiast Blaise pobiegł po panią Pomfrey.
Hermiona zmarszczyła brwi i intensywnie zaczęła nad czymś rozmyślać przeszukując najdrobniejsze zakamarki swojej pamięci.
-Miała przyjechać wymiana z Durmstrangu.
-Jesteś pewna? - upewniła się rudowłosa.
Hermiona pokiwała twierdząca głową.
-Ginny co się dzieje? - zapytała
Gryfonka spojrzała na Hermionę ze współczuciem wymalowanym na twarzy i ścisnęła ją mocno za rękę.
-Hermiono - zaczęła z nutką wahania w głosie – Wymiana z Durmstrangu już dawno pojechała. Mam już koniec marca.
-To niemożliwe – w oczach starszej gryfonki dało się dostrzec przerażenie – Ginny co się ze mną dzieje?
W tym samym czasie do łóżka szpitalnego na którym leżała Hermiona podszedł Zabini w towarzystwie pielęgniarki, która nie przyjmując jakiejkolwiek formy sprzeciwu wyrzuciła całą trójką na korytarz i kazała im tam czekać dopóki nie skończy badać pacjentki.
-Na Salazara! - Blaise usiadł na jednym z krzeseł ustawionych rządkiem na korytarzu i przetarł twarz dłońmi - Co teraz zrobimy? Przecież jeśli Draco się dowie to się kompletnie załamie.
-Pójdę po niego – odparła Paris i tak wcześniej czy później sam tu przyjdzie i się wszystkiego dowie.
-A może to tylko chwilowe?
-A co jeśli nie?
-I tak będzie musiała poznać prawdę.
Blaise przytulił do siebie Ginny, która cała trzęsła się z emocji.
-Będzie dobrze – wyszeptał wtulając twarz w jej włosy - Na pewno wszystko jakoś się ułoży.

Chwilę później po odejściu Paris na korytarz, który służył za poczekalnie wszedł Black.
-Co z Hermioną? - zapytał bez jakiegokolwiek przywitania się.
-A co Ciebie to obchodzi Black? - warknęła Ginnny odsuwając się od ślizgona i patrząc nauczycielowi hardo w oczy.
-Jest dla mnie ważna.
Gryfonka prychnęła.
-Ważna? - jej głos ociekał ironią – Wtedy kiedy ją zdradzałeś też była dla Ciebie ważna?
-Ginny daj spokój – ślizgon starał się załagodzić sytuację – Wiesz, że nie możesz się denerwować, a cała ta sytuacja, wszystkich nas kosztowała sporo nerwów.
-Masz rację – odparła - Nie mam sensu przejmować się takim dupkiem.
W tej samej chwili drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się i stanęła w nich pielęgniarka.
-Co z Hermioną? - zapytali jednocześnie.
-Dobra wiadomość jest taka, że po licznych ranach i obrażeniach nie ma już prawie w ogóle żadnego śladu.
-A co ze złą wiadomością? - zapytała Ginny ufnie wpatrując się w panią Pomfrey.
Pielęgniarka spojrzała na całą ich trójkę współczująco po czym się odezwała:
-Na skutek licznych obrażeń i traumatycznych przeżyć, których doświadczyła nie pamięta kilku ostatnich miesięcy.
-Można jakoś temu zaradzić?
-Niestety Panno Weasley nie ma na to żadnego lekarstwa. Jest mała nadzieje na to, że kiedykolwiek odzyska utraconą pamięć.
-Mogę się z nią zobaczyć? - w oczach rudowłosej pojawiły się łzy.
-Panna Granger prosiła tylko o spotkanie z Panem Blackiem.
Olivier uśmiechnął się na dźwięk swojego nazwiska i z nadzieją kotłującą się w jego sercu wszedł do skrzydła szpitalnego. Czuł, że dostał w życiu drugą szansę, której za wszelką cenę nie chciał zmarnować.

Załamana Ginny podeszła do Blaise i mocno się do niego wtuliła. Czuła się bezradna w tej całej popieprzonej sytuacji. Wiedziała, że jeśli Olivier jako pierwszy wszystko opowie Hermionie, to ona w tym momencie nie będzie mogła już nic z robić.

***

Ślizgon wyminął przyjaciółę i jak błyskawica popędził na siódme piętro w stronę skrzydła szpitalnego, gdy tylko wszedł do pomieszczenia poczuł jak serce stanęło mu na jedną krótką chwilę by parę sekund później mogło rozpaść się na miliard najdrobniejszych kawałeczków, które raniły całego jego ciało. Czuł się tak jakby ktoś wywinął mu najpodlejszy żart na całym świecie. Trzymał się kurczowo nadziei, że to tylko kolejny koszmar, który go dręczy kiedy zobaczył jak Olivier pochyla się nad Hermioną i całuję ją w czoło po czym przytula ją do siebie a ona ufnie się w niego wtula. Zacisnął dłonie w pięści i już miał zrobić pierwszy krok w stronę Blacka, kiedy poczuł jak czyjeść silne ramiona zaciskają się na jego ramionach i wciągają go z powrotem na korytarz, blokując mu tym samym dostęp do skrzydła szpitlanego.
Draco bezskutecznie starał się uwolnić z niedźwiedziego uścisku swojego przyjaciela, który nie dawał za wygraną. Dopiero kiedy znaleźli się w jednej z opustoszałych klas a Blaise dokładnie zaryglował za sobą drzwi, puścił wciąż szarpiącego się blondyna.
-Odbiło ci do cholery? - Draco ze wściekłością patrzył na przyjaciela - Daj mi stą wyjść albo inaczej pogadamy.
-Oszczędzę ci fatygi – Blaise w dwóch krokach znalazł się przy przyjacielu, chwycił go rękoma za koszulę i z całej siły przycisnął do ściany – Przestań zachowywać się jak rozhisteryzowana baba i daj sobie do jasnej cholery pomóc!
Przez dłuższą chwilę obydwaj mierzyli się spojrzeniem.
Mimo złości jaką odczuwał Draco z rezygnacją podniósł ręce do góry dając do zrozumieia Blaisowi, że nie będzie robił problemu. Brunet puścił przyjaciela i patrzył jak ten oddala się od niego i zajmuje miejsce w jednej z wolnych, zakurzonych ławek.
-O co tutaj kurwa chodzi? - spojrzał na przyjaciela beznamiętnym wzrokiem.
-Hermiona nie pamięta kilku ostatnich miesięcy -Blaise widząc, że przyjaciel chce się odezwać wyprzedza jego pytanie – Nie wiadomo czy kiedykolwiek wróci jej pamięci.
-To niemożliwe – Draco schował swoją twarz w dłoniach.
-Może jeszcze nie wszystko stracone? - Blaise usiadł naprzeciwko przyjaciela, i spojrzał na niego współczuciem.
-Zostaw mnie.
-Ale Draco..
-Odpieprz się ode mnie Zabini – warknął.
-Jeśli będziesz chciał pogadać to wiesz gdzie mnie znaleźć.
-Po prostu stąd wyjdź.

Kiedy tylko drzwi za brunetem się zamknęły Draco wstał i zaczął krążyć po sali. Czuł się zagubiony i kompletnie nie wiedział co ma robić. Cały jego świat po raz kolejny w ciągu kilku ostatnich miesięcy ponownie runął. Świeżo wymurowane mury, które postawił znowu zamieniły się w ruinę przypominającą kupę starych kamieni. Zaczął przeklinać i obwiniać ojca. Tak bardzo w tym momencie był zły na Blaisea, że odciągnął go wtedy we Wrzeszczącej Chacie od Lucjusza. Ale czy to na pewno była wina ojca? Przecież to on postanowił się zbliżyć do Hermiony, to on się w niej zakochał i tym samym naraził ją na poważne niebezpieczeństwo. Nienawidził samego siebie.
Wkurzony na samego siebie zaczął rzucać ławkami i krzesłami po całej sali. Chciał się wyżyć, dać upust emocją, których z sekundy na sekundę coraz bardziej się w nim kłębiły, tworząc z niego tykającą bombę, która w każdej chwili mogła wybuchnąć, a w głowie ciągle dawało o sobie znać tylko jedno pytanie Dlaczego on? No właśnie.... dlaczego?

***

Minęły jeszcze 3 dni zanim pani Pomfrey po wielu błaganiach Hermiony zdecydowała się w końcu wypisać ją ze skrzydła szpitalnego. Zadowolona gryfonka weszła właśnie do swojego prywatnego dormitorium i od razu rzuciła się na wygodne łóżko, za którym tak bardzo tęskniła leżąc na twardym materacu w skrzydle szpitalnym. Mimo, że leżała wpatrując się w bordowy baldachim swojego łóżka jej myśli ciągle krążyły wokół Dracona, z którym nie mała jeszcze okazji porozmawiać. Szczerze mówiąc bała się tej rozmowy. Poprzedniego wieczoru poprosiła Ginny o szczerą rozmowę, w której rudowłosa ze szczegółami opowiedziała o jej związku z Malfoyem. Do tej pory nie potrafiła zrozumieć jak do tego wszystkiego doszło. Wiedziała, że utrata pamięci z pewnością bardzo dotknęła chłopaka, ale mimo wszystko nie chciała stracić jego przyjaźni. Co do Oliviera to postanowiła dać mu drugą szansę, sama natomiast czuła się tak jakby podarowano jej drugie życie, w którym mogła zacząć wszystko od początku. Kiedy tak leżała do jej uszu dotarł cichy hałas dobiegający z salonu. Jak torpeda pognała w stronę drzwi z nadzieją, że uda spotkać się jej z Draconem i z nim porozmawiać.
Kiedy tylko przekroczyła próg i stanęła w salonie od razu go dostrzegła, siedział na kanapie ze szklanką ognistej whiskey, a tuż obok niego na kanapie leżał pies.
-Draco – odezwała się niepewnie.
Na dźwięk swojego imienia przez ciało chłopaka przebiegły ciarki.
-Hermiona – jego głos był lekko zachrypnięty – Już cię wypisali?
-Tak.
Przez dłuższą chwilę między nimi panowała głucha cisza. Każde biło się z własnymi myślami.
-Masz psa? - zagaiła w końcu dziewczyna przerywając niezręczną ciszę.
-Podarowałaś mi go w prezencie na gwiazdkę - odparł, drapiąc swojego pupila czule za uchem – Wabi się Diego.
Hermiona uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
-Możemy porozmawiać? - zapytała.
-Przecież rozmawiamy – odparł z przekąsem.
-Słuchaj – zaczęła niepewnie, a swój wzrok utkwiła w swoich dłoniach - Jest mi bardzo przykro z powodu całej tej zaistniałej sytuacji. Ginny mi powiedziała, że przed wypadkiem byliśmy razem – zrobiła krotką pauzę i przeniosła swoje spojrzenie na blondyna, który wpatrywał się w swoje buty, wiedziała że jest mu ciężko – Uwierz mi, że naprawdę chciałabym to wszystko pamiętać.
-To nie twoja wina – wszedł jej w słowo i podniósł się z kanapy, podszedł do wieszaka z którego chwycił kurtkę i smycz dla psa.
-Draco
-Trzymaj się Granger - powiedział i zniknął za przejściem prowadzącym na korytarz.
Bał się, że jeśli spędziłby dodatkowych parę minut w towarzystwie gryfonki, przestałby panować nad sobą i swoim już i tak zszarganymi nerwami. Kiedy tylko ją zobaczył w salonie walczył z przeogromną ochotą podejścia do niej i przytulenia jej do siebie. Chciał poczuć jej bliskość, powiedzieć, że wszystko jakoś się ułoży, ale prawda była taka, że z dnia na dzień coraz bardziej wszystko się pieprzyło. Wiedział doskonale, że jedyne co może zrobić w tej chwili to za wszelką cenę postarać się o niej zapomnieć.


Nadszedł tak długo wyczekiwany przez wszystkich uczniów weekend, a co za tym idzie przedświąteczny wypad do Hogsmead. Święta wielkanocne zbliżały się do nich nieubłaganie szybko. Ginny stała przed dużym lustrem znajdującym się w prywatnym dormitorium swojej przyjaciółki i od ponad trzydziestu minut przyglądała się swojemu brzuchowi, który mimo dopiero trzeciego miesiąca ciąży powoli już nabierał kształtów i się zaokrąglał. Najgorsze zadanie jakim było poinformowanie jej rodziców mają z Blaisem już za sobą, i mimo wszelkich obaw państwo Weasley w końcu pogodzili się z losem córki, a Molly Weasley z wielkim zapałem i zaangażowaniem przyłączyła się do organizacji ślubu swojej jedynej ukochanej córki.
-Dalej nie mogę w to uwierzyć, że jesteś z Blaisem – Hermiona spojrzała na przyjaciółkę z uśmiechem
-Ty i Draco się do tego w dużym stopniu przyczyniliście.
Na dźwięk imienia swojego współlokatora Hermiona trochę posmutniała.
-Dalej ze sobą nie rozmawiacie? - Ginny usiadła koło przyjaciółki.
-Czasem wydaje mi się, że unika mnie jak ognia.
-On naprawdę za tobą szalał.
Z ust Hermiony wydobyło się ciche westchnienie.
-Dla nas wszystkich był to wielki szok kiedy dowiedzieliśmy się, że nic nie pamiętasz z ostatnich kilku miesięcy – kontynuowała ruda – Może po prostu daj mu trochę czasu na oswojenie się z tą całą sytuacją.
-Może masz racje – stwierdziła w końcu.
-Wszystko w końcu wróci do normy zobaczysz – rudowłosa przytuliła do siebie Hermionę.


piątek, 6 marca 2015

Rozdział 26 Wrzeszcząca chata

PRZEPRASZAM za tak długą nieobecność, ale sesja wykańcza człowieka! Na szczęście mam teraz spokój na parę miesięcy i mam teraz sporo czasu na to by zająć się opowiadaniem. Powiem szczerze, że ten rozdział był dla mnie na prawdę sporym wyzwaniem i sama nie wiem czy mu sprostałam. Mam nadzieję, że mimo wszystko przypadnie wam choć odrobinę do gustu. Nie zanudzając już was zapraszam na nowy rozdział!
Ściskam Avadka ;*

~~*~~*~~*~~ 

Kolacja w Wielkiej Sali powoli dobiegała końca i większość uczniów rozeszło się już do swoich pokoi wspólnych z zamiarem spędzenia reszty wieczoru w towarzystwie przyjaciół. Blaise Zabini schodził właśnie do lochów kiedy poczuł jak coś dużego i ciężkiego wskakuje na niego i z impetem przewraca na chłodną posadzkę.
-Diego? – zdziwiony widokiem psa zrzucił go z siebie po czym podniósł się  i podrapał czworonoga za uchem przyglądając się mu uważnie – Co tam masz? – zapytał po czym z lekkim grymasem na ustach wziął od psa zaśliniony kawałek pergaminu.  Kiedy tylko przeczytał jego zawartość, poczuł jak cała krew odpływa z jego twarzy. Nie zastanawiając się zbyt długo puścił się biegiem w stronę wieży gryfindoru, przeskakując co dwa stopnie na raz i przepychając się przez grupki niezadowolonych uczniów, którzy posyłali w jego stronę wyzwiska. W końcu z lekką zadyszką dobiegł do portretu Grubej Damy i uświadomił sobie, że przecież nie zna hasła, a wszelkie prośby o wpuszczenie kończyły się fiaskiem. Po  niecałym kwadransie oczekiwania portret odsunął się i z przejścia wyszedł jakiś trzecioklasista. Brunet mimo niezadowolenia Grubej Damy skorzystał z okazji i prześlizgnął się do zatłoczonego pokoju wspólnego gryfonów.
-Gdzie jest Potter? – zawołał, a kilka ciekawskich głów spojrzało w jego stronę – Co się tak gapicie?  - syknął poirytowany – Mowę wam odebrało?
-Blaise co ty tu robisz? – usłyszał zaskoczony głos Ginny, która właśnie weszła do salonu.
-Muszę pilnie porozmawiać z Potterem – odparł – Wiesz gdzie go znajdę?
-Jest u siebie – odparła uważnie przyglądając się podenerwowanej twarzy narzeczonego – Coś się stało?
-Później ci wytłumaczę – rzucił szybko i skierował się w stronę dormitorium chłopców, a Ginny podążyła za nim.
Bez pukania owtorzył drzwi i rozejrzał się po pomieszczeniu. Odetchnął z lekką ulgą kiedy zobaczył Pottera pochylonego nad błyskawicą.
-Hermiona ma kłopoty – wypalił bez żadnego powitania i podał wybrańcowi pośliniaczony list od Lucjusza.
-Co się stało Hermionie? – do dormitorium weszła Ginny, która pobladła ze strachu.
-Tylko się nie denerwuj dobrze?
Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową i z zapartym tchem wyczekiwała odpowiedzi.
-Lucjusz ją ma – odparł w końcu Blaise i przytulił do siebie gryfonkę, kiedy zobaczył jak zamiera z przerażenia – Wszystko będzie dobrze – starał się zabrzmieć przekonująco mimo, że sam nie wierzył w to co mówi. Wiedział dobrze, że po Lucjuszu można się wszystkiego spodziewać i są minimalne szanse na to, żeby Hermiona i Draco wyszli z tego cało  - Weź list i idź do Paris, powiadomcie dyrektora – nakazał.
-A co z tobą? – zapytała ufnie się w niego wpatrując.
-Pójdę z Harrym i poszukamy Dracona.
-Tylko wróć cały i zdrowy – powiedziała i pocałowała go delikatnie po czym szybko skierowała się w stronę prywatnych komnat Paris.
***

Hermiona odzyskała przytomność i pierwsze co poczuła to promieniujący ból wzdłuż całej czaski. W ustach jej zaschło, a do nozdrzy docierał intensywny zapach stęchlizny. Nie musiała się nawet rozglądać by wiedzieć, że znajduje się we Wrzeszczącej Chacie. Ale co właściwie tutaj robi?. Intensywnie szukała odpowiedzi na to pytanie kiedy przypomniał się jej leżący nieprzytomnie na błoniach Olivier. Nie wiele się zastanawiając podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała po pomieszczeniu.  Światło księżyca przebijało się przez zabite deskami okna, oświetlając pokój.  Ściany i podłogi były brudne od gromadzącej się przez lata warstwy kurzu, a kolorowe zeschnięte liście  muskały delikatnie spróchniałą podłogę. W kącie po prawej stronie stało stare, zardzewiałe metalowe łóżko, które kojarzyło się gryfonce z opuszczonym szpitalem psychiatrycznym.  Na ścianach wisiały krzywo obrazy, przedstawiające krwawe sceny z wilkołakami i wampirami mordującymi siebie nawzajem.  Dopiero kiedy jej wzrok padł na starą wyświechtaną kanapę zadrżała z przerażenia.  Błękitne tęczówki intensywnie się jej przyglądały, śledząc dokładnie każdy jej ruch. Mimo strachu jaki czuła, podniosła się i z dumnie uniesioną głową spojrzała hardo na sponiewieranego przez więzienie mężczyznę. Dyskretnie sięgnęła ręką do tylnej kieszeni spodni gdzie zazwyczaj trzymała różdżkę, ale ku jej zdziwieniu jej tam  nie było.
-Tego szukasz? – mężczyzna wstał z kanapy i przybliżył się do gryfonki, obracając demonstracyjnie w swoich chudych palcach różdżkę dziewczyny.
Hermiona mogła mu się  teraz dokładnie przyjrzeć.  Wyglądał jak wrak człowieka i w ogóle nie przypominał tego Lucjusza, którego zapamiętała.  Był strasznie wychudzone, a fioletowe sińce pod oczami świadczyły o niejednej nieprzespanej nocy i solidnym  zmęczeniu. Niegdyś jego długie, gęste blond włosy, zamieniły się w jedną wielką plątaninę żółtych kołtunów, a błękitne oczy straciły swój dawny blask.
Lucjusz powoli zbliżył się do przerażonej dziewczyny i ujął jej podbródek w swoje długie, szponiaste i brudne dłonie i przyjrzał się jej uważnie po czym prychnął z pogardą.
-Naprawdę nie wiem co Draco widzi w takiej szlamie jak ty – odparł leniwie wracając na swoje stałe miejsce na kanapie i ponownie utkwił wzrok w gryfonce.
Hermiona błądziła wzrokiem w pomieszczeniu z nadzieją, że znajdzie sposób na ucieczkę, jej nadzieje prysły jak bańka mydlana, kiedy kątem oka dostrzegła dwie postacie czające się na korytarzu.   Ze zdenerwowania przygryzła dolną wargę, nie pozostawało jej nic innego jak grać na zwłokę i modlić się w duchu o to, żeby ktokolwiek zauważył jej zniknięcie i zaczął jej szukać.  Pozbierała resztki swojej dumy jaka jej pozostała i z ironicznym uśmiechem na ustach spojrzała wyzywająco na Lucjusza. 
-Myślisz, że cokolwiek tym osiągniesz? – odezwała się w końcu.
-Może – odparł krótko.
-On cię nienawidzi – Hermiona nie dawała za wygraną – Nigdy nie wybaczy ci tego co zrobiłeś Narcyzie.
-Nie waż się przy mnie wypowiadać imienia mojej żony – Lucjusz podszedł do dziewczyny i uderzył ją z całej siły pięścią w twarz. Hermiona  zatoczyła się i upadła na drewnianą podłogę, schowała twarz za kurtyną swoich kasztanowych włosów, a opuszkami palców dotknęła opuchniętej wargi, z której zaczęła sączyć się krew.  Zanim zdążyła zareagować poczuła jak dłoń mężczyzny zaciska się na jej włosach i podnosi ją do góry.
-Masz jeszcze coś do dodania? – wysyczał jej do ucha, po czym oddalił się od niej o parę kroków.
-Współczuję ci – odparła po dłuższym namyśle – Desperacko walczysz o to co już dawno straciłeś i nigdy tego nie odzyskasz. Jesteś skończony i jedyne co cię czeka to walka z obłędem w który popadłeś –  po tych słowach bacznie obserwowała reakcję byłego śmierciożercy, po którym nie wiedziała czego się spodziewać. W każdej chwili mógł zrobić coś nieprzewidywalnego.
***
Draco szybkim krokiem przemierzał ciemny tunel prowadzący do Wrzeszczącej Chaty.  Zimny pot spływał mu po karku, przyprawiając tym samym o gęsią skórkę na całym ciele.  Z każdym kolejnym krokiem narastało w nim coraz więcej obaw, a pewność siebie jaką czuł zaledwie parę minut temu pękła jak bańka mydlana.  Za wszelką cenę chciał uratować Hermionę, ale wiedział że nie może działać pochopnie i pod wpływem impulsu.  Musiał mieć jakiś plan albo przynajmniej jego namiastkę aby przechytrzyć Ojca i uratować życie gryfonki.  Gdy zagłębiał się coraz bardziej w ciemności korytarza, cichy głosik w jego głowie podpowiadał mu, że działanie w pojedynkę nie jest zbyt dobrym pomysłem i że powinien poczekać aż nadejdzie pomoc. Jednak nie potrafił siedzieć i czekać bezczynnie, kiedy Hermiona jest sama z jego Ojcem zdana tylko i wyłącznie na jego łaskę.
Resztki jego opanowania  w jednej chwili prysły jak bańka mydlana, kiedy tylko usłyszał przeraźliwy, rozdzierający uszy krzyk gryfonki. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej jak błyskawica pomknął przed siebie w głąb ciemnego korytarza, dopiero gdy dotarł do starych spróchniałych schodów zatrzymał się na chwilę, by wziąć kilka głębszych oddechów i ostrożnie zaczął wspinać się po schodach, ze skupieniem stawiając każdy kolejny krok, a na każde skrzypnięcie starych desek krzywił się w duchu.  Kiedy wreszcie dotarł na pierwsze piętro, najciszej jak tylko mógł podszedł do pokoju z którego sączyło się delikatnie światło. Wychylił się ostrożnie zza framugi i kątem oka dostrzegł dwóch mężczyzn ubranych w szaty śmierciożerców, którzy z zapałem o czymś dyskutowali.  Blondyn cofnął się do tyłu co spowodowało głośne skrzypnięcie drewnianej podłogi.
-Kto tam jest? – usłyszał zachrypnięty głos jednego z mężczyzn.
Ślizgon przyległ plecami do zimnej ściany i ścisnął mocniej różdżkę, którą trzymał w gotowości, a  kiedy tylko mężczyzna wyszedł na korytarz wycelował w niego różdżką i posłał w jego stronę drętwotę. Snop czerwonego światła ugodził mężczyznę prosto w klatkę piersiową.  Huk upadającego ciała zagłuszył kolejny przeraźliwy i przesiąknięty bólem krzyk Hermiony. Draco poczuł jak po jego ciele przechodzą ciarki. Wiedział, że ma coraz mniej czasu i musi się pośpieszyć.  Po pokonaniu pierwszego przeciwnika, pewniejszy siebie wszedł do pokoju i zanim drugi mężczyzna zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, leżał już na ziemi powalone przez zaklęcie posłane mu przez ślizgona.  Następnie Draco posadził ich plecami do siebie i spętał niewidzialnymi linami. Na wszelki wypadek zabrał też różdżki i włożył je do tylnej kieszeni  spodni.  Dopiero kiedy wyszedł na korytarz i spojrzał na kręte schody prowadzące na drugie piętro gdzie zapewne znajdował się jego Ojciec znęcający się na niewinnej dziewczynie, dotarło do niego że w całym domu panuje przerażająca cisza, którą zakłócał od czasu do czasu wyjący wiatr.  Nadszedł właśnie ten moment, którego najbardziej się obawiał, musiał zmierzyć się ze swoimi koszmarami. Musiał stawić czoła mężczyźnie, który jest jego Ojcem.  Wziął kilka głębszych wdechów, a przerażenie na swojej twarzy zastąpił maską obojętności.

Draco stanął pod spróchniałymi dębowymi drzwiami przez chwilę zastanawiał się czy nie zapukać, ale po dłuższym namyśle zrezygnował i delikatnie je popchnął. Pod naciskiem jego dłoni drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.  Wszedł do tonącego w półmroku pomieszczenia, a pierwsze co zobaczył to bladą twarz Hermiony, która leżała nieprzytomna na zakurzonej podłodze. Poczuł odrobinę ulgi kiedy zobaczył, jak klatka gryfonki ledwie zauważalnie unosi się i opada.  Na widok jej w takim stanie czuł jak serce rozpada mu się na miliard kawałków. Wiedział, że nigdy sobie nie wybaczy tego, że musiała tyle przez niego wycierpieć. Miał ochotę podbiec do niej, upewnić się czy aby na pewno wszystko z nią w porządku, ale wiedział że to wszystko pogorszyło by tylko całą popieprzoną sytuację.  Oderwał spojrzenie od dziewczyny i spojrzał w końcu na swojego Ojca, który przyglądał mu się podejrzliwie.
-Witaj Draco – odezwał się w końcu, i podszedł do syna żeby go objąć na powitanie, lecz ten nie odwzajemnił uścisku – Tak się dzisiaj wita Ojca? – zapytał kpiąco.
-Okropnie wyglądasz – odparło w końcu Draco i wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, po czym wyminął ojca i usiadł na starej wyświechtanej kanapie – Co zamierzasz z nią zrobić? – zapytał w końcu i spojrzał obojętnie na nieprzytomną gryfonkę.
Lucjusz zmarszczył brwi i zaczął krążyć po pokoju, uważnie przyglądając się synowi. Nie takiej reakcji się spodziewał. Był pewny, że Draco za wszelką cenę będzie chciał ocalić dziewczynę.
-Myślałem, żeby ją zabić – odparł i uważnie obserwował reakcję syna.
-Jak tam sobie chcesz – wzruszył ramionami – To tylko szlama.
-Nie zależy ci na niej? –Lucjusz nie spuszczał z oczu syna.
-Nie.
-To po co tu jesteś?
-Chciałem na własne oczy się przekonać jak bardzo sięgnąłeś dna – odparł patrząc w oczy Lucjuszowi, który cicho się zaśmiał.
-Zawsze byłeś dobrym kłamcą, ale mnie nie zabierzesz – ton głosu Lucjusza zrobił się chłodniejszy – Wiem, że łączy cię coś z tą dziewuchą.
Na słowa ojca Draco parsknął ironicznym śmiechem po czym podniósł się z kanapy i stanął naprzeciwko Lucjusza, od którego był o kilka centymetrów wyższy.
-Chcesz prawdy? – jego głos ociekał pogardą-  Proszę o to ona. Granger jest tylko kolejną panienką, którą chciałem zaliczyć, a żeby to zrobić musiałem się do niej zbliżyć i zdobyć jej zaufanie, co wcale nie było łatwe po tylu latach wojny jaką między sobą toczyliśmy.  Dla twojej wiadomości nic dla mnie nie znaczy – ostatnie słowa wysyczał przez zęby i wyminął ojca kierując się w stronę wyjścia.
-Udowodnij.
Draco stanął jak spetryfikowany w połowie drogi do wyjścia z pokoju.
-Co?
-Zabij ją – Lucjusz podszedł do syna i wyciągnął w jego stronę różdżkę, która należała do Hermiony – Jeśli nic dla ciebie nie znaczy to ją zabij.
Draco z niedowierzaniem patrzył na tak dobrze znaną mu różdżkę. Czuł że znalazł się w potrzasku, w punkcie bez wyjścia.  Wiedział, że jeśli czegoś zaraz nie wymyśli to wszystko wyjdzie na jaw.  Cholerny Blaise powinien już dawno tu być z pomocą – przemknęło mu przez myśl.  Swoją szczupłą dłonią sięgnął po różdżkę i zacisnął na niej swoje długie palce.  Bez słowa odszedł od Lucjusza i stanął nad Hermioną. Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej bladej ale spokojnej twarzy. Wziął głębszy wdech i policzył do dziesięciu po czym wypowiedział zaklęcie.



Snop czerwonego światła ugodził w nic niespodziewającego się Lucjusza, który poleciał kilka stóp do tyłu i uderzył z całej siły plecami o ścianę i upadł na podłogę tracąc chwilowo przytomność. Draco nachylił się nad Hermioną i pogładził ją delikatnie po policzku szeptając obietnice, że wyciągnie ją stąd i że nic już jej się nie stanie.  Pocałował ją w chłodne czoło i podszedł do Lucjusza, który powoli odzyskiwał przytomność. Draco sprawnie zaklęciem odebrał mu różdżkę, po czym swoją schował do tylnej kieszeni spodni i podciągnął rękawy kurtki. Szedł w stronę Lucjusza i napawał się widokiem przerażenia w jego oczach.
-Draco pogadajmy – powiedział podnosząc się z podłogi.
Draco jednym sprawnym ciosem powalił go z powrotem na ziemię po czym usiadł na nim okrakiem i bez opamiętania zaczął okładać go pięściami po twarzy, która powoli zmieniała swój kolor na siny.   Chciał mu dać nauczkę, odpłacić mu za to całe cierpienie, którego w życiu doznał.  Bił na oślep napędzany furią, która z minuty na minutę coraz bardziej go pochłaniała. Chciał zemścić się na nim za Narcyzę, za Hermionę, za wszystkich ludzi którzy przez niego wycierpieli.  Nagle poczuł jak silne ramiona krępują mu ruchu i odciągają od sponiewieranego Lucjusza, który splunął krwią na podłogę. Zaczął się szamotać i wyrywać z niedźwiedziego uścisku ale  wszelkie próby spełzły na niczym. Dopiero kiedy usłyszał spokojny głos swojego najlepszego kumpla przestał się szamotać.
-Uspokoiłeś się już?- Blaise spojrzał badawczo na swojego kumpla, a kiedy ten kiwnął twierdząco głową powoli go puścił.
-Dzięki.
-Nic panu nie jest panie Malfoy? – usłyszał głos Dumbledore’a, który właśnie do nich podszedł.
-Jestem cały- blondyn spojrzał na dyrektora po czym przeniósł wzrok na Ojca, który był właśnie podnoszony przez dwójkę nauczycieli – A co z nim?
-Jego miejsce jest w Azkabanie, gdzie czeka na niego pocałunek dementora.
Draco kiwnął głową na znak, że rozumie po czym podszedł do Hermiony, którą właśnie podnosili na niewidzialnych noszach i lewitowali w stronę wyjścia.

***

Hermiona od tygodnia leżała nieprzytomna w skrzydle szpitalnym. Według pani Pomfrey jej stan z dnia na dzień się polepsza, ale nawet ona sama nie była w stanie przewidzieć kiedy dziewczyna się wybudzi i  jakie skutki to ze sobą przyniesie. Mimo tego Draco nie tracił nadziei na to, że z Hermioną będzie wszystko w jak najlepszym porządku.  Codziennie od razu po zakończeniu lekcji przychodził do skrzydła szpitalnego i spędzał w nim większość swojego czasów dopóki pielęgniarce nie udało mu się go przegonić.  Sypiał po dwie, trzy godzinny dziennie ale nie przeszkadzało mu to, nie chciał przegapić momentu w którym, gryfonka w końcu odzyska przytomność. Chciał znów zobaczył głębię jej czekoladowych oczu w których zawsze dostrzegał wesołe iskierki. Chciał ponowie zobaczyć jak uśmiecha się do niego, a w policzkach robią się tak bardzo uwielbiane przez niego dołeczki.
-Draco – usłyszał głos przyjaciółki która stanęła za nim i położyła mu opiekuńczo rękę na ramieniu, którą objął – Jesteś wykończony, powinieneś się porządnie wyspać.
-Nie chcę.
-Wyglądasz okropnie –Paris nie dawała za wygraną – Ja z nią zostanę, a gdy tylko czegoś nowego się dowiem to od razu przyjdę do Ciebie.
-Naprawdę z nią zostaniesz?
-Pewnie.
-Może faktycznie dwie godziny snu dobrze mi zrobią  - odparł i wstał z krzesła – Dziękuje – pocałował w policzek blondynkę, która posłała w jego stronę przyjacielski uśmiech.

Kiedy szedł korytarzami w stronę prywatnych komnat prefektów usłyszał jak ktoś woła jego nazwisko na korytarzu.
-Malfoy!
-Czego chcesz Black? – odparł przyśpieszając trochę kroków, nie miał ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
-Możemy pogadać? – Black bez problemu zrównał się z blondynem i szli teraz ramię w ramię.
-Jestem zajęty – odburknął Malfoy.
-Tylko dwie minuty – nalegał – chodzi o Hermionę.
Na dźwięk imienia gryfonki, Draco przystanął.
-O co chodzi?
-Długo nad tym wszystkim myślałem, i jeśli tylko Hermiona się obudzi i nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego to obiecuję, że dam jej spokój.
-Co za szlachetny gest Black – Draco uśmiechnął się ironicznie i wyminął bruneta nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

Draco otworzył powoli oczy i spojrzał na zegarek który wskazywał ósmą wieczorem.  Przespał cały obiad i kolację, ale za to czuł się po raz pierwszy od tygodnia wypoczęty i gotowy do działania.  Usiadł wygodnie na łóżku i przeciągnął się by rozprostować zesztywniałe kości po czym jeszcze lekko zaspany skierował się w stronę łazienki.  Po letnim prysznicu, który przywrócił mu trzeźwość myślenia ubrał się i wszedł do salonu, gdzie czekał już na niego Diego, który nosem trącał jego nogę domagając się pieszczot.  Blondyn uśmiechnął się pod nosem i podrapał swojego pupila za uchem po czym napełnił jego miski świeżą karmą i wodą. Chwilę później do salonu jak burza wpadła podenerwowana Paris.
-Hermiona – powiedziała z lekką zadyszką – Obudziła się.
-Co z nią? – Draco poczuł dziwny ucisk w żołądku tak długo czekał na tą chwilę.
Paris delikatnie się zmieszała i spojrzała współczująco na swojego najlepszego przyjaciela.
-Paris? – Draco podszedł do blondynki – Coś jest nie tak prawda?
-Chyba będzie lepiej jeśli sam to zobaczysz na własne oczy  -odparła po dłuższym milczeniu.

Ślizgon wyminął przyjaciółkę i jak błyskawica popędził na siódme piętro w stronę skrzydła szpitalnego,  gdy tylko wszedł do pomieszczenia poczuł jak serce stanęło mu na jedną krótką chwilę by parę sekund później mogło rozpaść się na miliard najdrobniejszych kawałeczków, które raniły cale jego ciało.